Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Aktorzy Polscy
Filmowcy Polscy
2 maja 2015 roku w Sandomierzu, na zakończenie 12. Festiwalu Filmów – Spotkań NieZwykłych, Krzysztof Zanussi otrzymał Koronę Sandomierską i tytuł Reżysera NieZwykłego. O jego twórczości w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 6/2015), pisze Ks. Andrzej Luter. Oto fragment tego artykułu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 czerwca.
Zanussi jest reżyserem niezwykłym. Ważnym dla mojego pokolenia. Wróciłem z kina, obejrzałem "Obce ciało" i zacząłem od razu szukać na półkach płyt z „Iluminacją” i z „Barwami ochronnymi”. Zaczynam jednak oglądanie od „Śmierci prowincjała”, czyli dyplomu Zanussiego, który uważam za arcydzieło. Już wtedy dotknął on problemów ostatecznych ludzkiej egzystencji, czyli sensu umierania i śmierci.
Wymiar paschalny śmierci najpełniej widać właśnie w „Śmierci prowincjała”, potem Zanussi powróci do tego tematu w „Spirali”, „Hipotezie”, „Życiu jako śmiertelnej chorobie przenoszonej drogą płciową”. Ale szkolny debiut do dziś się nie zestarzał. Młody historyk sztuki (Jerzy Jogałła) przybywa do klasztoru benedyktyńskiego jako konserwator zabytków. Obserwuje rytm życia zakonników. Jest świadkiem umierania starego prowincjała (Władysław Jarema). Na początku ze zwykłą ciekawością podgląda fizjologię agonii, potem jednak konanie starego mnicha narzucającego swojemu organizmowi rygor, pomimo wielkiego cierpienia, staje się dla chłopaka początkiem zmiany, nawrócenia. Nawiązują ze sobą kontakt, choć w filmie nie pada ani jedno słowo dialogu, wszystko rozgrywa się w spotkaniu spojrzeń. Student zobaczył poprzez śmierć sens życia. To chyba najbardziej chrześcijański film Zanussiego – ze śmierci do życia to przecież sama istota chrystocentrycznej religii. Chłopiec na końcu wraca do swojego świata, przemieniony. Zapewne nie zapomni o tym, co przeżył.
"Iluminacja" to film ważny dla pokolenia kształtującego swój obraz świata w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Był rok, chyba, 1976. Natrafiłem na „Iluminację” zupełnie przypadkiem, w podrzędnym kinie Robotnik, przy ul. Wandy Wasilewskiej w Pabianicach. Podaję te wszystkie nazwy, bo oddają cały paradoks PRL-u. Na zewnątrz wiadoma ideologia i propaganda, zakłamanie, wszystko zgodne z linią partii, i oto wchodzę na prawie pustą salę tego „komunistycznego” kina i oczom nie wierzę. Olśnienie, na ekranie obraz antymaterialistyczny, metafizyczny, transcendentny wręcz, zrealizowany w formie eseju. Student Franciszek Retman, grany przez Staszka Latałłę, poszukuje sensu życia. Przeżył Marzec ’68. Rozpoczynał swoje dorosłe i samodzielne życie w pomarcowym zaduchu. Stanął przed zasadniczymi wyborami życiowymi. Poszukiwał swojego miejsca. Jak znaleźć prywatny azyl w zatęchłej rzeczywistości, tak żeby zachować swoją godność człowieczą i kręgosłup moralny? Pragnął także odkryć Boga. Fizyka, którą studiował nie daje niepodważalnych odpowiedzi. Śmierć przyjaciela w Tatrach przynosi pytanie: co jest po drugiej stronie? W losach Franka widziałem odwzorowanie moich ówczesnych wyborów i poszukiwań. Kościół nie był wówczas moją rzeczywistością, a o kapłaństwie nie myślałem wtedy nawet przez chwilę. Postać Franciszka stała się dla mnie najważniejszą figurą – powiedziałbym: egzystencjalną i duchową – tamtego czasu, przez którą patrzyłem na własne życie. Symbolizowała dla mojego pokolenia dramat egzystencjalny wynikający z konfliktu między zamiarem i spełnieniem, a właściwie niespełnieniem. Dążył bowiem do nieosiągalnego ideału, a przecież takie pragnienie nadaje sens (bezsens) naszym poczynaniom.
Wymiar paschalny śmierci najpełniej widać właśnie w „Śmierci prowincjała”, potem Zanussi powróci do tego tematu w „Spirali”, „Hipotezie”, „Życiu jako śmiertelnej chorobie przenoszonej drogą płciową”. Ale szkolny debiut do dziś się nie zestarzał. Młody historyk sztuki (Jerzy Jogałła) przybywa do klasztoru benedyktyńskiego jako konserwator zabytków. Obserwuje rytm życia zakonników. Jest świadkiem umierania starego prowincjała (Władysław Jarema). Na początku ze zwykłą ciekawością podgląda fizjologię agonii, potem jednak konanie starego mnicha narzucającego swojemu organizmowi rygor, pomimo wielkiego cierpienia, staje się dla chłopaka początkiem zmiany, nawrócenia. Nawiązują ze sobą kontakt, choć w filmie nie pada ani jedno słowo dialogu, wszystko rozgrywa się w spotkaniu spojrzeń. Student zobaczył poprzez śmierć sens życia. To chyba najbardziej chrześcijański film Zanussiego – ze śmierci do życia to przecież sama istota chrystocentrycznej religii. Chłopiec na końcu wraca do swojego świata, przemieniony. Zapewne nie zapomni o tym, co przeżył.
"Iluminacja" to film ważny dla pokolenia kształtującego swój obraz świata w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Był rok, chyba, 1976. Natrafiłem na „Iluminację” zupełnie przypadkiem, w podrzędnym kinie Robotnik, przy ul. Wandy Wasilewskiej w Pabianicach. Podaję te wszystkie nazwy, bo oddają cały paradoks PRL-u. Na zewnątrz wiadoma ideologia i propaganda, zakłamanie, wszystko zgodne z linią partii, i oto wchodzę na prawie pustą salę tego „komunistycznego” kina i oczom nie wierzę. Olśnienie, na ekranie obraz antymaterialistyczny, metafizyczny, transcendentny wręcz, zrealizowany w formie eseju. Student Franciszek Retman, grany przez Staszka Latałłę, poszukuje sensu życia. Przeżył Marzec ’68. Rozpoczynał swoje dorosłe i samodzielne życie w pomarcowym zaduchu. Stanął przed zasadniczymi wyborami życiowymi. Poszukiwał swojego miejsca. Jak znaleźć prywatny azyl w zatęchłej rzeczywistości, tak żeby zachować swoją godność człowieczą i kręgosłup moralny? Pragnął także odkryć Boga. Fizyka, którą studiował nie daje niepodważalnych odpowiedzi. Śmierć przyjaciela w Tatrach przynosi pytanie: co jest po drugiej stronie? W losach Franka widziałem odwzorowanie moich ówczesnych wyborów i poszukiwań. Kościół nie był wówczas moją rzeczywistością, a o kapłaństwie nie myślałem wtedy nawet przez chwilę. Postać Franciszka stała się dla mnie najważniejszą figurą – powiedziałbym: egzystencjalną i duchową – tamtego czasu, przez którą patrzyłem na własne życie. Symbolizowała dla mojego pokolenia dramat egzystencjalny wynikający z konfliktu między zamiarem i spełnieniem, a właściwie niespełnieniem. Dążył bowiem do nieosiągalnego ideału, a przecież takie pragnienie nadaje sens (bezsens) naszym poczynaniom.
Ks. Andrzej Luter
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 29.05.2015
fot. Małgorzata Pater
Otwarcie nowej siedziby NInA
Zdobywca Oscara laureatem Nagrody im. Wojciecha Kilara
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2023