PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  20.02.2013
Z Januszem Zaorskim o jego najnowszym filmie "Syberiada polska" rozmawia Marcin Zawiśliński.

PortalFilmowy.pl: "Syberiada polska" to pierwszy polski film fabularny poświęcony wywózce naszych rodaków na Syberię w czasie II wojny światowej. Dlaczego tak długo trzeba było na niego czekać?


Janusz Zaorski: Przez cały okres PRL był to temat tabu, natomiast po 1989 roku zwyczajnie brakowało na to pieniędzy. Wiem, że wiele osób czeka na ten film od 1945 roku. Ja traktuję go jako zapełnienie kolejnej białej plamy w naszej historii. Od początku byłem przekonany, że aby porwać się na taki temat, trzeba mieć budżet taki jak na superprodukcję.


Janusz Zaorski. Fot. A. Gojke.

PF: Tak zrodził się pomysł, żeby wejść w koprodukcję z Rosjanami. Próbowaliście się z nimi dogadać kilkakrotnie. Bezskutecznie. Dlaczego się nie udało?

JZ:
W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że nas zwodzą. Być może przeczuwali, że ten film nie będzie im na rękę. Może przetrzeć ślady, którymi później podążą inne narody – Litwini, Łotysze, Estończycy, Kazachowie, bo, niestety, wywożono prawie wszystkich. Albo przedstawicieli jakichś nacji, albo niektórych zawodów (np. lekarzy, oficerów). Ostatecznie porozumieliśmy się z Ukraińcami. Było to bardzo istotne nie tylko z powodów finansowych, ale także dlatego, że potrzebowaliśmy do niektórych ról aktorów rosyjskojęzycznych.

PF: Kiedy producent Mirosław Słowiński zaproponował panu realizację „Syberiady polskiej”?

JZ:
Sześć lat temu. Producent miał już wtedy prawa do książki Zbigniewa Domino "Syberiada polska" oraz do scenariusza na jej podstawie.

PF: Większość filmów nakręcił pan na podstawie własnych scenariuszy. Tym razem jest inaczej. Co pana zainteresowało w scenariuszu, który napisali Michał Komar i Maciej Dutkiewicz?

JZ:
Kiedy się dowiedziałem, o czym i o kim ma być ten film, odżyły we mnie opowieści rodzinne, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Część rodziny od strony mojej babki, która mieszkała pod Zdołbunowem, przy granicy ze Związkiem Radzieckim, została wywieziona na Syberię. Niestety, większość z nich nie wróciła już do Polski. Nie przeżyli zsyłki. Ale pamięć o nich i wielu innych pozostała. Nieraz, będąc z własnymi filmami w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie, przywoziłem do Polski książki poświęcone Sybirakom, ich pamiętniki. A kiedy Andrzej Wajda dowiedział się, że będę robił ten film, przysłał mi paczkę z 20 książkami, które tematycznie zahaczały o wywózki na Syberię i losy Sybiraków. Bardzo mnie ten jego gest wzruszył.

PF: Kiedy Zbigniewa Domino zsyłano na Syberię, był raptem jedenastolatkiem, jednym z setek tysięcy Polaków, których to spotkało.

JZ:
Pierwszy transport na Syberię wyruszył 10 lutego 1940 roku. Ostatni – pod koniec czerwca 1941 roku. Nie wiadomo dokładnie, ilu naszych rodaków tam przesiedlono. Szacunki wahają się od pół do półtora miliona. Polacy zsyłani byli w różne rejony Syberii. Domino przebywał w środkowej części, porośniętej bezkresnymi tajgami.


Kadr z filmu "Syberiada polska". Fot. Kino Świat

PF: Tam też powstała część zdjęć. Rosjanie nie chcieli z wami wchodzić w koprodukcję, a na zdjęcia w Kraju Krasnojarskim zgodzili się bez problemu?

JZ:
Traktowali to jako zwykłą usługę, dzięki której mogli zarobić. W Kraju Krasnojarskim w czasach ZSRR była zona wojskowa i poligony rakietowe. Dlatego obecnie w samym Krasnojarsku XIX-wieczne chaty sąsiadują z nowoczesnymi wieżowcami na miarę XXI wieku. Tak jakby historia pominęła tam cały wiek XX.

PF: Z czym miał pan największe problemy, robiąc zdjęcia na Syberii?

JZ:
Wbrew pozorom nie z pogodą, choć zdjęcia kręciliśmy w marcu w ponad stuletniej dzielnicy w Krasnojarsku przy 15-stopniowym mrozie. Największy kłopot wiązał się z pokazaniem bezmiaru. Jak lecieliśmy na Syberię, to przez okno samolotu widzieliśmy tylko las. Jak to pokazać? Dogadaliśmy się z polskim wicemistrzem świata w celności lądowania na motolotni, umieściliśmy tam naszego szwenkiera z kamerą i zrobiliśmy panoramę 360 stopni. Dopiero wówczas człowiek może zrozumieć, dlaczego ludzie stamtąd nie uciekali. Bo gdzie, skoro wszędzie tylko tajga, a do najbliższej linii kolejowej ponad 100 kilometrów. W dodatku miejscowi byli tak wytresowani i zastraszeni, że musieli wydać zbiega, bo w przeciwnym razie sami mieliby kłopoty.

PF: Do głównych ról zaangażował pan debiutantów lub początkujących aktorów.

JZ:
To jest opowieść o dojrzewaniu. O pierwszej miłości, pierwszym pocałunku, ale także pracy i pierwszych bolesnych doświadczeniach. Paweł Krucz i Natalia Rybicka, którzy grają główne role, byli moimi studentami w Akademii Teatralnej. Natalia podobała mi się już w „Żurku” Ryszarda Brylskiego. Zaangażowałem też 18-letnią Ukrainkę Walerię Guliajewą, która gra Rosjankę. Wypatrzyłem ją na jednym z dwóch castingów, które zorganizowaliśmy w Kijowie. Nie zapominajmy jednak, że młodym aktorom towarzyszą polskie gwiazdy: Sonia Bohosiewicz, Jan Peszek i Adam Woronowicz. W filmie występują również Ukraińcy, Kazach i Japończyk.

PF: Mimo iż sporo mówimy tu o ludzkich dramatach, to "Syberiada polska" – jak pan podkreśla – jest przede wszystkim filmem o miłości, przemijaniu i nadziei. To dość nietypowe połączenie jak na polski film historyczny…

JZ:
Nie chciałem robić filmu martyrologicznego, ani tym bardziej cierpiętniczego. To jest saga epicka, która obejmuje dwa kontynenty, cztery języki i cztery pory roku. Rytm przyrody symbolizuje upływające życie. To jest historia człowieka przeciętnego wyrwanego z korzeniami, który wbrew własnej woli zderza się z sytuacją ekstremalną i stara się w niej przetrwać. To także film o zwycięstwach (czasami pyrrusowych), czyli o powrocie do co prawda okrojonej, ale jednak, Polski.


Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  20.02.2013
Zobacz również
Siergiej Łoźnica w maju w Polsce
65. urodziny Radosława Piwowarskiego
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll