Jak zostać najmłodszym filmowcem, którego film otwierał festiwal w Wenecji? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest prosta. Trzeba nakręcić „Pokutę” (2007), nie skończywszy 35 lat, ale w taki sposób, by film nie tylko nadawał się na festiwal, ale jeszcze był tak atrakcyjny, by go otworzyć…
Oczywiście, mając taka aktorkę jak Keira Knightley, nie trzeba się martwić o atrakcyjność. Ale sama Keira przyznaje, że Joe Wright ma w sobie coś, co sprawia, że inspiruje ją do pracy. Czyżby to była umiejętność wyniesiona z dzieciństwa? Wright jest synem lalkarzy prowadzących w Londynie założony przez siebie i ceniony w branży Little Angel Theatre. Własną karierę artystyczną zaczął od malowania i pracy z lalkami, wkrótce potem odkrył magię i zaczął kręcić filmy kamerą 8mm. Jako dyslektyk nie był w stanie ukończyć żadnej szkoły, nie mógł zostać ani aktorem, ani scenografem, ani operatorem. Został więc reżyserem, ucząc się od swego ojca. Dziś twierdzi, że to jedyny sposób na życie, jaki – czuje – się sprawdzi w jego przypadku. Zresztą, dzięki niezwykłej wrażliwości uzyskał stypendium BBC na realizację filmu krótkiego. Poszło lepiej niż przypuszczał, wkrótce potem stacja kupiła od niego pomysł na serial, co pozwoliło awansować z reżysera castingu w wytwórni płytowej na realizatora telewizyjnego. Zrealizowana trzy lata później czteroczęściowa opowieść o królu Karolu II (2003) zdobyła nagrodę BAFTA dla najlepszego serialu dwa dramatycznego.
Joe Wright, fot. Moviereporter.de
Przyszła pora na prawdziwe kino. Wielbiciel Davida Lyncha, podziwiający Dereka Jarmana i Petera Greenawaya, dostał propozycję, która była prawdziwym wyzwaniem – miał przenieść na ekran „Dumę i uprzedzenie” Jane Austin, dzieło szczególne, zważywszy rezonans, jaki wywołała poprzednia ekranizacja – telewizyjny serial z Colinem Firthem i Jennifer Ehle. Sukces przeszedł oczekiwania: cztery nominacje do Oscara i nagroda BAFTA za debiut wykreowały go na młodego gniewnego swoich czasów, bodaj najciekawszy talent reżyserski dekady. Jeśli dodać do tego przebojową ekranizację „Pokuty” (Oscar za muzykę i sześć innych nominacji) i wchodząca na właśnie na ekrany adaptację „Anny Kareniny” – przenoszoną na ekran już ponad 20 razy, nigdy jednak nie próbując dokonać tego w konwencji widowiska teatralnego.
Joe Wright na planie "Anny Kareniny", fot. Moviereporter.de
Nieoczekiwanie Joe Wright stał się specjalistą od ekranizacji wielkiej literatury – i to w czasach, kiedy prawie nikt już nie czyta książek! Dość ryzykowna specjalizacja, zwłaszcza że w kręgach filmowych potrafi wzbudzić autentyczną zazdrość. Nie tak dawno Joe Wright poskarżył się dziennikarzowi, że ktoś ze środowiska próbował przylepić mu łatkę… grafomana. Na szczęście, literatura nie jest jego jedyną pasją. Zanim wziął na warsztat arcydzieło Lwa Tołstoja, nakręcił film o groźnej współczesnej wojowniczce, szukającej zemsty. „Hanna” była skromnym filmem z niewielkim budżetem, jednak zwróciła się po dwakroć. Kim więc jest Joe Wright: grafomanem czy geniuszem, zamieniającym każdy temat w złoto?