Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Trzeciego dnia Krakowskiego Festiwalu Międzynarodowy Konkurs Filmów Krótkometrażowych nabrał rozpędu. W dzisiejszym bloku pojawiły się tytuły, które mają dużą szansę na nagrodę w swojej kategorii.
Napisy końcowe. Długie minuty milczenia. W końcu pojedyncze brawa, które zamieniają się w burzę oklasków. Taka reakcja widzów towarzyszyła kilku z zaprezentowanych w dzisiejszym bloku obrazów. Tak było po projekcji filmu „Skasowani” Michaela Rittmannbergera. Austriak, obecny po seansie na spotkaniu z publicznością, pokazał sytuację zamachowca, wobec którego protagonista opowieści nieoczekiwanie wykazuje się bezinteresownym dobrem. Reakcja terrorysty wydaje się niezwykle krzywdząca, niewłaściwa. Upokorzony przez niego bohater, podobnie zresztą jak widownia, gubi się w tym nielogicznym następstwie, jest przekonany, że w odpowiedzi na dobro został potraktowany złem. Nieświadomy niczego nie dopuści nawet myśli, że właśnie darowano mu życie. Przewrotna historia pokazuje, jak trudne jest ocenianie postępowania innych, jak skomplikowane są ludzkie i nieludzkie odruchy. Jak łatwo zapomnieć, że nawet przesiąknięte złem jednostki noszą w sobie ziarno dobra, które da o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie i w zupełnie nieprzewidywalnej formie. „Czy on zrobił coś złego” - słyszymy kilkakrotnie z ust małego chłopca, który wypytuje ojca o ocenę moralną zatrzymanych przez policję czy kontrolerów biletów ludzi. Widz dziwi się razem z nim, niezależnie od wieku czy życiowego doświadczenia, co zdaje się być największą siłą filmu Rittmannbergera.
Niejednoznaczni w ocenie są także bohaterowie „Bagażu”. W obrazie Danisa Tanovića do rodzinnej Bośni po latach nieobecności wraca Amir. Nie jest to jednak sentymentalna wizyta. Mężczyzna musi dokonać identyfikacji szczątków rodziców, którzy zostali najprawdopodobniej zamordowani w czasie wony w połowie lat 90. Pięknie wypada w filmie scena, w której Amir łączy się przez Skype'a z zostawioną w Szwecji żoną. Kochają się, ale nie mają szans na porozumienie. Kobieta skażona jest bowiem zachodnim sposobem myślenia - w jej przekonaniu szukanie szczątków na własną rękę i związane z tym czynności jak opłacanie informatorów to niebezpieczne zadanie, którym powinna zająć się dochodzeniówka. Film Tanovića rozdrapuje niezabliźnione rany, które wciąż powodują upływ krwi z żył bałkańskich mieszkańców.
"Dzień nad Driną", fot. KFF
Drugim filmem, podejmującym tę tematykę, był dokument "Dzień nad Driną". Ines Tanović dopiero w napisach końcowych informuje, czym tak naprawdę zajmują się jego bohaterowie. Wyglądają na niepozornych robotników, którzy wykonują ni to prace archeologiczne, ni to porządkują teren byłego cmentarza. A prawda jest inna. Nad Driną doszło do czystki etnicznej. Dziś po siedemnastu latach od zakończenia wojny domowej w Bośni, wciąż nie są znane dokładne liczby zabitych, a umożliwiająca identyfikację zwłok rekonstrukcja szkieletów to żmudny proces, który powoduje, że bałkański kocioł wciąż złowrogo dymi. Zarówno dokument Ines Tanović, jak i krótka fabuła Danisa Tanovića umiejętnie opowiadają o konsekwencjach największego od czasów II wojny światowej krwawego konfliktu w Europie. Twórcy tych filmów dopominają się o pamięć dla jego ofiar, nie wysnuwając przy tym oskarżeń. Nie krzyczą o przeszłości, ale po cichu, subtelnie – zupełnie jak ich bohaterowie – odprawiają niemal nieme, złożone prawie wyłącznie z obrazów requiem.
Wysoki poziom reprezentowały także zaprezentowane dziś animacje. Spośród nich najistotniejsza była zdecydowanie „Kronika Oldřicha S.”. Przybyły zza południowej granicy film to zabawna opowieść o prawie trzydziestu latach historii Europy Środkowej, oglądanej z perspektywy Oldřicha Sedláčeka, tytułowego bohatera. Mężczyzna w 1981 roku zaczyna prowadzić kronikę. Na jej kartach wielkie wydarzenia (jak wprowadzenie stanu wojennego w Polsce czy zjednoczenie Niemiec) mieszają się z małymi z prywatnego podwórka (ślub córki, śmierć babci). Animacja Rudolfa Šmída łączy w sobie najlepsze cechy czeskiego stylu – dystans i poczucie humoru w opowiadaniu o rzeczach ważnych, wyrozumiałość dla ludzkich słabości i lekkość w mówieniu o historii.
Trzeci blok Międzynarodowego Konkursu Krótkometrażowego śmiało można uznać za najlepszy z dotychczasowych. Odważne zestawienie filmów – z jednej strony, mierzące się z wojenną traumą filmy Bośniaków, z drugiej komiczne animacje – wyszły mu na dobre. Dwugodzinna projekcja nie powodowała znużenia, selekcjonerom festiwalu w tym wypadku udało się znaleźć złoty środek. Trzymam kciuki za obejrzane dziś filmy. Chciałbym, żeby doceniono ich bezpretensjonalność w mówieniu o krzywdzie i niejasnej naturze zła. O tych cichych filmach czym prędzej powinno zrobić się bardzo głośno.
Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.
Napisy końcowe. Długie minuty milczenia. W końcu pojedyncze brawa, które zamieniają się w burzę oklasków. Taka reakcja widzów towarzyszyła kilku z zaprezentowanych w dzisiejszym bloku obrazów. Tak było po projekcji filmu „Skasowani” Michaela Rittmannbergera. Austriak, obecny po seansie na spotkaniu z publicznością, pokazał sytuację zamachowca, wobec którego protagonista opowieści nieoczekiwanie wykazuje się bezinteresownym dobrem. Reakcja terrorysty wydaje się niezwykle krzywdząca, niewłaściwa. Upokorzony przez niego bohater, podobnie zresztą jak widownia, gubi się w tym nielogicznym następstwie, jest przekonany, że w odpowiedzi na dobro został potraktowany złem. Nieświadomy niczego nie dopuści nawet myśli, że właśnie darowano mu życie. Przewrotna historia pokazuje, jak trudne jest ocenianie postępowania innych, jak skomplikowane są ludzkie i nieludzkie odruchy. Jak łatwo zapomnieć, że nawet przesiąknięte złem jednostki noszą w sobie ziarno dobra, które da o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie i w zupełnie nieprzewidywalnej formie. „Czy on zrobił coś złego” - słyszymy kilkakrotnie z ust małego chłopca, który wypytuje ojca o ocenę moralną zatrzymanych przez policję czy kontrolerów biletów ludzi. Widz dziwi się razem z nim, niezależnie od wieku czy życiowego doświadczenia, co zdaje się być największą siłą filmu Rittmannbergera.
Niejednoznaczni w ocenie są także bohaterowie „Bagażu”. W obrazie Danisa Tanovića do rodzinnej Bośni po latach nieobecności wraca Amir. Nie jest to jednak sentymentalna wizyta. Mężczyzna musi dokonać identyfikacji szczątków rodziców, którzy zostali najprawdopodobniej zamordowani w czasie wony w połowie lat 90. Pięknie wypada w filmie scena, w której Amir łączy się przez Skype'a z zostawioną w Szwecji żoną. Kochają się, ale nie mają szans na porozumienie. Kobieta skażona jest bowiem zachodnim sposobem myślenia - w jej przekonaniu szukanie szczątków na własną rękę i związane z tym czynności jak opłacanie informatorów to niebezpieczne zadanie, którym powinna zająć się dochodzeniówka. Film Tanovića rozdrapuje niezabliźnione rany, które wciąż powodują upływ krwi z żył bałkańskich mieszkańców.
"Dzień nad Driną", fot. KFF
Drugim filmem, podejmującym tę tematykę, był dokument "Dzień nad Driną". Ines Tanović dopiero w napisach końcowych informuje, czym tak naprawdę zajmują się jego bohaterowie. Wyglądają na niepozornych robotników, którzy wykonują ni to prace archeologiczne, ni to porządkują teren byłego cmentarza. A prawda jest inna. Nad Driną doszło do czystki etnicznej. Dziś po siedemnastu latach od zakończenia wojny domowej w Bośni, wciąż nie są znane dokładne liczby zabitych, a umożliwiająca identyfikację zwłok rekonstrukcja szkieletów to żmudny proces, który powoduje, że bałkański kocioł wciąż złowrogo dymi. Zarówno dokument Ines Tanović, jak i krótka fabuła Danisa Tanovića umiejętnie opowiadają o konsekwencjach największego od czasów II wojny światowej krwawego konfliktu w Europie. Twórcy tych filmów dopominają się o pamięć dla jego ofiar, nie wysnuwając przy tym oskarżeń. Nie krzyczą o przeszłości, ale po cichu, subtelnie – zupełnie jak ich bohaterowie – odprawiają niemal nieme, złożone prawie wyłącznie z obrazów requiem.
Wysoki poziom reprezentowały także zaprezentowane dziś animacje. Spośród nich najistotniejsza była zdecydowanie „Kronika Oldřicha S.”. Przybyły zza południowej granicy film to zabawna opowieść o prawie trzydziestu latach historii Europy Środkowej, oglądanej z perspektywy Oldřicha Sedláčeka, tytułowego bohatera. Mężczyzna w 1981 roku zaczyna prowadzić kronikę. Na jej kartach wielkie wydarzenia (jak wprowadzenie stanu wojennego w Polsce czy zjednoczenie Niemiec) mieszają się z małymi z prywatnego podwórka (ślub córki, śmierć babci). Animacja Rudolfa Šmída łączy w sobie najlepsze cechy czeskiego stylu – dystans i poczucie humoru w opowiadaniu o rzeczach ważnych, wyrozumiałość dla ludzkich słabości i lekkość w mówieniu o historii.
Trzeci blok Międzynarodowego Konkursu Krótkometrażowego śmiało można uznać za najlepszy z dotychczasowych. Odważne zestawienie filmów – z jednej strony, mierzące się z wojenną traumą filmy Bośniaków, z drugiej komiczne animacje – wyszły mu na dobre. Dwugodzinna projekcja nie powodowała znużenia, selekcjonerom festiwalu w tym wypadku udało się znaleźć złoty środek. Trzymam kciuki za obejrzane dziś filmy. Chciałbym, żeby doceniono ich bezpretensjonalność w mówieniu o krzywdzie i niejasnej naturze zła. O tych cichych filmach czym prędzej powinno zrobić się bardzo głośno.
Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.
Artur Zaborski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.06.2012
Kraków. Dzieci mają głos
Kraków. Studio Munka pod Baranami
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024