Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Wybrałem na dziś film z gatunku, który rzadko pojawia się na liście tytułów do zapamiętania przez miłośników sztuki filmowej. Jest to barwne widowisko taneczne, wokalne i muzyczne "Karuzela neapolitańska" włoskiego reżysera Ettore Gianniniego.
O widowiskach tego typu wiemy trzy rzeczy. Że są lubiane przez bardzo szerokie kręgi widzów. Że powstaje ich stosunkowo niewiele. I że najczęściej nie wyróżniają się wysokim poziomem artystycznym. Miło mi więc przypomnieć film tego gatunku ambitny i wybitny. Czego potwierdzeniem jest, że na festiwalu w Cannes w roku1954 otrzymał jedną z pięciu Wielkich Nagród Międzynarodowych, ex aequo notabene z naszą "Piątką z ulicy Barskiej" Aleksandra Forda.
Sofia Loren w filmie "Karuzela neapolitańska". Fot. materiały prasowe
Pomysł tego filmu zrodził się u Gianniniego z początkiem lat 50., kiedy był twórcą spektaklu baletowego, z którym przejechał pół Europy i zawędrował nawet do Ameryki. Chodziło o popularyzację słynnego folkloru neapolitańskiego, głośnej tradycji muzycznej miasta: jego piosenek, tańca, teatru i literackich kabaretów. Ale przy przenoszeniu tego spektaklu na ekran okazało się możliwe rozbudować temat fabularnie i aktorsko. Nić fabularna pozwoliła harmonijnie powiązać najznakomitsze wówczas zespoły baletowe Keitha Fodeby i markiza de Cuevas z głośną aktorką filmową Sofią Loren, wybitnym aktorem teatralnym Paolo Stoppą i bodaj największym śpiewakiem epoki Beniamino Giglim (który co prawda nie pokazał się osobiście, ale użyczył swego głosu).
Film podzielony został na oddzielne epizody, dotyczące różnych epok historycznych. Nie wszystkie części są na jednakowo wysokim poziomie. Świetna jest cała część sprzed końca XIX stulecia, natomiast prowokują do dyskusji wodewilowe sceny sprzed stulecia, a zwłaszcza rozegrany w okopach wątek z I wojny światowej.
Ale nie przesłania to efektów żywiołowo zrytmizowanej atmosfery, kadrów wypełnionych rozedrganym ruchem, wibrującymi kolorami, oryginalnymi strojami i wystawnymi dekoracjami, zamkniętymi w pomysłowo skomponowane układy. Dramaturgiczną budowę filmu wyznaczają dwa refreny. Jeden związany jest z tradycyjnym, nieustającym przez stulecia handlem wymiennym neapolitańczyków z licznie tu goszczącymi obcymi przybyszami. Drugi refren związany jest z losami nieśmiertelnego kataryniarza, granego przez Paolo Stoppę. Jest on wesołym, beztroskim duchem Neapolu, jak go widzą turyści.
Bo poza wszystkim film jest prawdziwym hołdem złożonym miastu przez reżysera.
O widowiskach tego typu wiemy trzy rzeczy. Że są lubiane przez bardzo szerokie kręgi widzów. Że powstaje ich stosunkowo niewiele. I że najczęściej nie wyróżniają się wysokim poziomem artystycznym. Miło mi więc przypomnieć film tego gatunku ambitny i wybitny. Czego potwierdzeniem jest, że na festiwalu w Cannes w roku1954 otrzymał jedną z pięciu Wielkich Nagród Międzynarodowych, ex aequo notabene z naszą "Piątką z ulicy Barskiej" Aleksandra Forda.
Sofia Loren w filmie "Karuzela neapolitańska". Fot. materiały prasowe
Pomysł tego filmu zrodził się u Gianniniego z początkiem lat 50., kiedy był twórcą spektaklu baletowego, z którym przejechał pół Europy i zawędrował nawet do Ameryki. Chodziło o popularyzację słynnego folkloru neapolitańskiego, głośnej tradycji muzycznej miasta: jego piosenek, tańca, teatru i literackich kabaretów. Ale przy przenoszeniu tego spektaklu na ekran okazało się możliwe rozbudować temat fabularnie i aktorsko. Nić fabularna pozwoliła harmonijnie powiązać najznakomitsze wówczas zespoły baletowe Keitha Fodeby i markiza de Cuevas z głośną aktorką filmową Sofią Loren, wybitnym aktorem teatralnym Paolo Stoppą i bodaj największym śpiewakiem epoki Beniamino Giglim (który co prawda nie pokazał się osobiście, ale użyczył swego głosu).
Film podzielony został na oddzielne epizody, dotyczące różnych epok historycznych. Nie wszystkie części są na jednakowo wysokim poziomie. Świetna jest cała część sprzed końca XIX stulecia, natomiast prowokują do dyskusji wodewilowe sceny sprzed stulecia, a zwłaszcza rozegrany w okopach wątek z I wojny światowej.
Ale nie przesłania to efektów żywiołowo zrytmizowanej atmosfery, kadrów wypełnionych rozedrganym ruchem, wibrującymi kolorami, oryginalnymi strojami i wystawnymi dekoracjami, zamkniętymi w pomysłowo skomponowane układy. Dramaturgiczną budowę filmu wyznaczają dwa refreny. Jeden związany jest z tradycyjnym, nieustającym przez stulecia handlem wymiennym neapolitańczyków z licznie tu goszczącymi obcymi przybyszami. Drugi refren związany jest z losami nieśmiertelnego kataryniarza, granego przez Paolo Stoppę. Jest on wesołym, beztroskim duchem Neapolu, jak go widzą turyści.
Bo poza wszystkim film jest prawdziwym hołdem złożonym miastu przez reżysera.
Jerzy Płażewski
Portalfilmowy.pl
Box Office. Weekend pełen polskich filmów.
Box Office. Powrót „Szklanej pułapki”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024