PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Jerzy Płażewski
  5.10.2012
Na schodach gigantycznego gmachu sądu dwaj ludzie podają sobie ręce. To sędziowie przysięgli, którzy przed chwilą wydali tutaj wyrok. Jest to zakończenie filmu, jedyne pół minuty pleneru w filmie Sidneya Lumeta "12 gniewnych ludzi", który w całości toczy się w dusznej salce i sąsiedniej toalecie. Widzowie powoli wstają, jakby opuszczali nie kino, ale właśnie tamtą duszną salę, w której spędzili półtorej godziny. Rzeczywiste półtorej godziny, bo scenariusz zrównał czas rzeczywisty z czasem filmowym, nie usuwając ani jednej minuty, „w której nic się ważnego nie dzieje”.

Twierdziłem od razu, że powstał film znakomity. Ale twierdziłem też, że trzeba operować pochwałą jeszcze większą. Że powstał film, po którym w skupionym milczeniu trzeba zastanowić się nad oszałamiającymi możliwościami sztuki filmowej. Bo, mówiąc bardzo skrótowo, do połowy ubiegłego wieku, po przełomie dźwiękowym w kinie, ukonstytuował się ostatecznie język filmu. I od tamtej pory wiemy, co jest „filmowe” (ruch, akcja, tempo, zmiana pejzaży),a co „niefilmowe” (jednostajność dekoracji, gadanina, dłużyzny).

Henry Fonda w filmie "12 gniewnych ludzi", fot. materiały prasowe

Ale oto pojawiają się filmy, które obalają nasze porządnie ponumerowane poglądy. Filmy, jakby „na złość”. Na złość akademickim kanonom. Ale na razie - trochę na złość widzom. Przed realizacją "12 gniewnych" można było twierdzić, że taki film nie może się udać. Przez półtorej godziny trwa posiedzenie ławy przysięgłych. Wszyscy siedzą, tylko czasem ktoś wstaje od stołu. Gada się w filmie mnóstwo. Właściwie nic, tylko się gada. Ani jednego „pięknie skomponowanego ujęcia”. Ani jednej kobiecej twarzy.

A więc walka słowna. Chodzi o ustalenie, czy oskarżony zabił, czy nie zabił. Jedenastu mówi „guilty”. Jeden mówi „not guilty”. Czy ten jeden (Henry Fonda) zna prawdę? To największa niespodzianka: nie zna. Wie dokładnie tyle, co wszyscy. Na początku przeciwnicy bombardują racjonalnymi argumentami. Fonda przeciwstawia im tylko nieśmiałe „Nie mam pewności”. Ale pod koniec, gdy swą niepewnością zaraził większość, przeciwnicy porzucają płaszczyznę rozumową, wybuchają zacietrzewieniem, przesądami, kompleksami. Fonda, choć byłoby to łatwe, już nie pognębia pognębionych. Milczy. Samotna jednostka obroniła swe wątpliwości przeciw zirytowanej, pośpiesznej, pewnej siebie większości. Wielkie pytanie epoki: jak często opinia publiczna formuje się pod nieobecność takiego dwunastego?


Jerzy Płażewski
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Uprowadzony Liam Neeson.
Box Office. „Jesteś Bogiem” wciąż szturmuje kina.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll