Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Podobno w Kanadzie reżyserska brać jest tak nieliczna, że właściwie każdy, kto odrobinę się postara, jest w stanie zdobyć kasę na realizację swojego filmu. Wydawałoby się zatem, że autor "Antivirala" znalazł się w sytuacji idealnej: syndrom niedopiętego budżetu go nie dotknie. Nie musi też martwić się o późniejsze losy swojego filmu: zainteresowanie zarówno krytyki, jak i widowni ma gwarantowane. A dlaczegóż to? Bo nazywa się Cronenberg... Tak jak jego ojciec.
Z jednej strony sytuacja wydaje się być wymarzona. Z drugiej strony można zadać sobie pytanie: być może Brandon wcale nie chciałby być na każdym kroku porównywany do ojca? Te i inne wątpliwości rozwiewają już pierwsze minuty filmu. Młody Cronenberg z zapałem przejmuje schedę po tacie. Bez kompleksów i bez taryfy ulgowej. Chwała mu za to, bo chociaż "Antiviral" nie jest filmem pozbawionym wad, eksploruje te obszary kinematografii, które David, niestety, porzucił już dawno temu.
Kadr z filmu "Antiviral", reż. Brandon Cronenberg
Ogromną przyjemność sprawiało mi tropienie różnic i podobieństw w twórczości ojca i syna. Jeszcze większą radość czerpałam z dostrzegania i studiowania filmowych ingrediencji, których tak bardzo mi brakowało, od kiedy stary Cronenberg zrezygnował z cielesnych modyfikacji na rzecz społecznych analiz.
Jednak, gdyby tylko sentyment i bliźniacza proweniencja inspiracji decydowały o moim uznaniu dla filmu Brandona, nie obyłoby się bez zarzutu o banalne kopiowanie. "Antiviral" kopią jednak nie jest. Strona formalna, opisująca i napędzająca przedstawioną w nim dystiopijną rzeczywistość, jest jak najbardziej osadzona w XXI wieku. Z drugiej strony trudno nie dostrzec w niej inspiracji starym, "czystym" s-f typu "THX 1138". Tak czy siak, ma ona niewiele wspólnego z "Videodromem" czy "Scanners", czy "Nagim lunchem". Ingerencje w ciało odbywają się w warunkach sterylnych, nie rozlewają się swoją intensywnością na otaczający świat. Ludzie przyjmujący, reklamujący czy wytwarzający owe ingerencje są ich spragnieni, bo ich świat i oni sami z deformacją i cielesnością mają na co dzień niewiele wspólnego.
Główny bohater "Antivirala" jest syntezą swoich czasów: symetryczny, blady, szczupły, znużony, lecz spragniony. Spragniony... Czucia. Każda biedna dusza błąkająca się po owym świecie chce czuć, żyć. Problem w tym, że większość z nich zapomniała, jak to się robi. Patrzą więc na życie innych... Jendak nie byle jakie, jakiekolwiek, lecz to przeżyte najlepiej i najpiękniej. Najlżej, najbardziej pociągająco... Na życie "gwiazd". Produkowanych, eksplorowanych, czczonych i konsumowanych.
I tutaj docieramy do ogniwa, które jakże trafnie i niepokojąco łączy dwa światy. Pierwszy to świat chorobotwórczych zastrzyków na sprzedaż, steków z ludzkiego mięsa i maszyny "kodującej" twarze. Ten drugi to nasz świat.
Co do jedzenia?
Składniki:
pół sporego kalafiora,
duża kalarepka,
duża cebula,
1-2 ząbki czosnku,
trochę oliwy,
woda lub bulion,
sól i pieprz,
przyprawy do wyboru: np. bazylia / papryka słodka lub pikantna,
dodatki do wyboru: posiekane suszone pomidory / grzanki,
ewentualnie: mleko.
Wykonanie:
Poddusić cebulę na oliwie, aż zrobi się szklista i miękka, dodać posiekany czosnek, smażyć mieszając ok. 30 sekund, wrzucić pozostałe, rozdrobnione warzywa, dolać wody lub bulionu - tyle, żeby przykryła warzywa.
Gotować, aż warzywa staną się miękkie.
Dodać wybrane przyprawy, posolić i popieprzyć (ewentualnie dodać mleko, jeśli ktoś lubi bardziej delikatne i kremowe zupy).
Zmiksować na gładki krem.
Podgrzać i podawać posypane wybranymi dodatkami.
fot. zdjęcie autorki
Najnowsze wpisy kulinarno-filmowe Aleksandry Hamkało dostępne są na stronach bloga Udław Się! na Facebooku: https://www.facebook.com/pages/Udław-Się-Blog-kulinarno-filmowy/100448463352662.
Z jednej strony sytuacja wydaje się być wymarzona. Z drugiej strony można zadać sobie pytanie: być może Brandon wcale nie chciałby być na każdym kroku porównywany do ojca? Te i inne wątpliwości rozwiewają już pierwsze minuty filmu. Młody Cronenberg z zapałem przejmuje schedę po tacie. Bez kompleksów i bez taryfy ulgowej. Chwała mu za to, bo chociaż "Antiviral" nie jest filmem pozbawionym wad, eksploruje te obszary kinematografii, które David, niestety, porzucił już dawno temu.
Kadr z filmu "Antiviral", reż. Brandon Cronenberg
Ogromną przyjemność sprawiało mi tropienie różnic i podobieństw w twórczości ojca i syna. Jeszcze większą radość czerpałam z dostrzegania i studiowania filmowych ingrediencji, których tak bardzo mi brakowało, od kiedy stary Cronenberg zrezygnował z cielesnych modyfikacji na rzecz społecznych analiz.
Jednak, gdyby tylko sentyment i bliźniacza proweniencja inspiracji decydowały o moim uznaniu dla filmu Brandona, nie obyłoby się bez zarzutu o banalne kopiowanie. "Antiviral" kopią jednak nie jest. Strona formalna, opisująca i napędzająca przedstawioną w nim dystiopijną rzeczywistość, jest jak najbardziej osadzona w XXI wieku. Z drugiej strony trudno nie dostrzec w niej inspiracji starym, "czystym" s-f typu "THX 1138". Tak czy siak, ma ona niewiele wspólnego z "Videodromem" czy "Scanners", czy "Nagim lunchem". Ingerencje w ciało odbywają się w warunkach sterylnych, nie rozlewają się swoją intensywnością na otaczający świat. Ludzie przyjmujący, reklamujący czy wytwarzający owe ingerencje są ich spragnieni, bo ich świat i oni sami z deformacją i cielesnością mają na co dzień niewiele wspólnego.
Główny bohater "Antivirala" jest syntezą swoich czasów: symetryczny, blady, szczupły, znużony, lecz spragniony. Spragniony... Czucia. Każda biedna dusza błąkająca się po owym świecie chce czuć, żyć. Problem w tym, że większość z nich zapomniała, jak to się robi. Patrzą więc na życie innych... Jendak nie byle jakie, jakiekolwiek, lecz to przeżyte najlepiej i najpiękniej. Najlżej, najbardziej pociągająco... Na życie "gwiazd". Produkowanych, eksplorowanych, czczonych i konsumowanych.
I tutaj docieramy do ogniwa, które jakże trafnie i niepokojąco łączy dwa światy. Pierwszy to świat chorobotwórczych zastrzyków na sprzedaż, steków z ludzkiego mięsa i maszyny "kodującej" twarze. Ten drugi to nasz świat.
Co do jedzenia?
Składniki:
pół sporego kalafiora,
duża kalarepka,
duża cebula,
1-2 ząbki czosnku,
trochę oliwy,
woda lub bulion,
sól i pieprz,
przyprawy do wyboru: np. bazylia / papryka słodka lub pikantna,
dodatki do wyboru: posiekane suszone pomidory / grzanki,
ewentualnie: mleko.
Wykonanie:
Poddusić cebulę na oliwie, aż zrobi się szklista i miękka, dodać posiekany czosnek, smażyć mieszając ok. 30 sekund, wrzucić pozostałe, rozdrobnione warzywa, dolać wody lub bulionu - tyle, żeby przykryła warzywa.
Gotować, aż warzywa staną się miękkie.
Dodać wybrane przyprawy, posolić i popieprzyć (ewentualnie dodać mleko, jeśli ktoś lubi bardziej delikatne i kremowe zupy).
Zmiksować na gładki krem.
Podgrzać i podawać posypane wybranymi dodatkami.
fot. zdjęcie autorki
Aleksandra Hamkało
www.portalfilmowy.pl
W Dzień Dziecka animacja na topie
Najszybsi, najwścieklejsi, na topie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024