PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Piotr Borkowski
  14.11.2012
Widziałem ostatnio dłuższą rozmowę z Charlie Kaufmanem, który w ostatnim czasie wyrósł na najbardziej oryginalnego i radykalnego scenarzystę amerykańskiego kina. Chciałbym skomentować niektóre z jego uwag.

Pierwsza rzecz, która zwraca uwagę w Kaufmanie, to fakt, że on sam raczej nie wydaje się uosobieniem amerykańskiego sukcesu i pewności siebie. Jego zdanie o własnej twórczości, które nie brzmiało jak kokieteria, było takie, że próbuje znaleźć w swoich tekstach własny głos, i że nie uważa, że już go znalazł. Jeżeli chodzi o własny sukces, Kaufman podkreśla bardzo dużą rolę szczęścia. I rzeczywiście, legenda o odkryciu Kaufmana dla amerykańskiego kina sama w sobie jest anegdotą, która mogłaby się znaleźć w jednym z jego scenariuszy.

Charlie Kaufman. Fot. WIkipedia

 

Pewien znany aktor postanawia wyprodukować film, i prosi, żeby mu znaleziono na rynku scenariusz tak nietypowy i zakręcony, że jego szanse na realizację są zupełnie zerowe. Takim scenariuszem staje się tekst Kaufmana. „Być jak John Malkovich” okazuje się na tyle dużym sukcesem, że umożliwia rozwijanie i realizację następnych zakręconych pomysłów oryginalnego scenarzysty. Szansa na takie zamówienie, a więc zapotrzebowanie na coś, co jest tak oryginalne, że całkowicie nieprzewidywalne w odbiorze, w kontekście amerykańskiego kina jest naprawdę niewielka. Zwykle stawia ono raczej na kompromis między naśladownictwem tego co sprawdzone, a innowacją. Kaufman miał więc rzeczywiście dużo szczęścia. Obecne zamówienie producentów wobec scenarzystów, typu: „Przynieście mi coś takiego jak pisze Charlie Kaufman” nie jest już tak odważne. (Ciekawe, że próbowałem sprawdzić tę legendę i nie mogę jej nigdzie potwierdzić. Albo więc dotyczyła innego filmu, albo jest tylko krążącą gdzieś legendą. Wersja, którą podaje w wywiadach sam Kaufman jest taka, że piętnastu producentów odrzuciło ten projekt, chociaż chętnie go czytali. W końcu dostał go do ręki reżyser Spike Jonze i doprowadził do realizacji filmu).

Kolejna rzecz, która zwraca uwagę w rozmowie z Kaufmanem, to inspiracje, do których się przyznaje. Większość nazwisk, które wymienia jednym tchem, to dramaturdzy teatru absurdu: Beckett, Pirandello, Ionesco. W tym kontekście łatwiej zrozumieć dlaczego Kaufman mówi, że dopiero szuka swojego głosu. Wygląda bowiem na to, że tak, jak wielu przed nim, adaptuje tradycje starszego medium na potrzeby kina. Ciekawe, że jest to tym razem tradycja teatralna. Kino od kilkudziesięciu lat odchodzi od teatralności, która była ważną inspiracją kina niemego i klasycznego Hollywood. Pomysły Kaufmana są rzeczywiście niefilmowe, w tym sensie, że są mocnymi i widocznymi figurami, które zaburzają przedstawiony w filmie świat i otwierają go na metafikcję (tego terminu zresztą Kaufman bardzo nie lubi). Oczywiście w filmie sztuczne pomysły Kaufmana, dzięki dobrej reżyserii, aktorstwu i scenografii mogą się bardzo urealnić, bardziej niż w teatrze. Ale na pewno konwencją Kaufmana zdecydowanie nie jest prosty realizm.

Kolejna interesująca uwaga Kaufmana, to krótkie zdanie o tym, że nie wierzy w historie. Że nie wierzy, że najważniejsze jest opowiadanie historii. Łatwiej to zdanie zrozumieć w kontraście do zwykłej amerykańskiej wiary w to, że filmy przede wszystkim opowiadają historie. Prawidłowo, zajmująco opowiedziana historia to największa wartość amerykańskiej tradycji. Ciekawe jest więc to, że Kaufman, który zaprzecza tak ważnej podstawie amerykańskiego kina, jest w nim również tak zauważany i doceniany. Możliwe, że powód jest taki, że w jego scenariuszach nie chodzi tak naprawdę o brak historii. Kaufman wyjaśnia swoje zdanie w ten sposób, że normalne historie w normalnych filmach tworzą iluzję jakiegoś świata, co z założenia jest nieprawdziwe. Ale wydaje się, że szacunek dla pracy Kaufmana wynika nie z przyjęcia jego założenia o niewierze w historię, ale z tego, jak ciekawe i oryginalne historie opowiada sam Kaufman. Wprowadzając do filmu metafikcję czy karkołomne pomysły z wchodzeniem w czyjąś głowę, Kaufman poszerza pole opowiadanych historii o nowe rejony. Jego filmy są zakręcone i nieprzewidywalne, co sprawia wrażenie radości opowiadania, interesującego zaskakiwania odbiorcy, a więc ciekawego prowadzenia historii, czymkolwiek by ona według Kaufmana była. Możliwe więc, że sukces Kaufmana polega w jakiejś mierze na niezrozumieniu jego intencji, albo on sam nie chce czy nie może do końca wyzwolić się z tradycji, w której się wychował.

I jeszcze jedna uwaga Kaufmana, która brzmiała ciekawie w kontekście jego dość nerwowego i nieśmiałego sposobu wypowiadania się. Uwaga o tym, że teksty, które go interesują to takie, które obarczone są prawdziwym ryzykiem. Zdaniem Kaufmana tam, gdzie wszystko jest znane i wiadome, jest mniej ryzyka, ale też o wiele mniej możliwości. Z założenia więc dla Kaufmana kolejny projekt to podróż w nieznane, w te rejony, gdzie, jak się wydaje, nikogo jeszcze do końca nie było. A więc tam, gdzie rezultat jest nieprzewidywalny, a realizacja scenariusza może zakończyć się dużym sukcesem, albo prawdziwą klęską.


Piotr Borkowski
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Znakomity finał wampirycznej sagi
Box Office. James Bond po raz trzeci na topie!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll