PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Agnieszka Sadurska
  6.11.2012
Pewnego razu, kilka dekad temu, dwóch absolwentów Oxfordu (Terry Jones i Michael Palin), trzech absolwentów Cambridge (Eric Idle, John Cleese i Graham Chapman) oraz jeden koleżka po Occidental College w LA,  spotkało się, by wymienić poglądy na temat swoich skeczy. Żaden z nich nie przypuszczał, że od tego czasu “angielski humor” będzie kojarzony przede wszystkim z ich dokonaniami.

W sumie nie zrobili nic rewolucyjnego; przed nimi wielu komików serwowało dowcipy na mocno podkręconym poziomie abstrakcji (choćby Bracia Marx, Jonathan Miller, Dudley Moore, czy guru Pythonów Spike Milligan). “Latający cyrk Monty Pythona” (M. Python to zbitka mająca się kojarzyć z personaliami najgorszego możliwego impresario cyrkowego na świecie) miał coś ekstra - animacje wycinankowe jako przerywnik między poszczególnymi skeczami. Ich autor - Terry Gilliam (to on był owym amerykańskim łącznikiem) miał dość prostą koncepcję swojej twórczości. Otóż należy pozbierać możliwie śmieszne postacie z książek i gazet (lub czasopism), pomieszać je między sobą (czyli np. wąsatemu policjantowi podarować ciało nagiej kobiety ze sporym biustem i vice versa), wszystkie postacie wpuścić w jakieś gęste maliny (też spreparowane z ogólnie dostępnych mediów) najlepiej doczepiając im kółka do korpusu, bo wtedy nie trzeba sobie zawracać  głowy ruszaniem nogami. Kiedy się odpowiednio starannie przygotuje “prefabrykaty” realizacja minutowego filmu zajmuje kilka godzin. Tak, fabuła też jest poniekąd istotna.



Latający cyrk na przełomie lat 70. i 80. zacumował na ziemi. Jego załoga rozpierzchła się po świecie (dosłownie - Michael Palin jest autorem kilku telewizyjnych programów podróżniczych i bestselerowej książki “Himalaje”). Wszyscy odnieśli sukces również w solowych projektach (czasami realizowanych w duetach).
I tylko Graham Chapman, po dokonaniu spektakularnego coming-outu, zamiast robieniu kariery filmowej, poświęcił się czerpaniu przyjemności z życia, po czym... niespodziewanie umarł na raka krtani.

Jego pogrzeb w październiku 1989,  zgromadził wszystkich cyrkowców (John Cleese zasłynął jako autor pierwszej mowy pogrzebowej, w której użyto słowa “fuck”), a urna z prochami wjechała na scenę w 1998 podczas US Comedy Arts Festival, gdzie cała szóstka spotkała się po raz ostatni.

Wydawałoby się, że to koniec, gdy oto w 2011 roku światło dzienne ujrzał film o długim i zawiłym tytule: “Autobiografia kłamcy; nieprawdziwe życie Pythona, Grahama Chapmana”. Jest to coś w rodzaju animowanej ekranizacji jego biograficznej książki. Pierwsze wydanie ukazało się w 1980 roku, a trzy wznowienia już po śmierci autora. Ekranizacja zawiera elementy, których autor nie mógł przewidzieć, np. migawki z pogrzebu (wraz ze sławetną mową Cleesa) oraz konstatację (przekazaną, jak mniemam, podczas seansu spirytystycznego): “Jest to najlepszy film, w którym wziąłem udział od kiedy zszedłem”.

W realizacji wzięła udział cała piątka. Terry Gillam, o dziwo, nie reżyserował (co oznacza, że efekt da się ogarnąć mózgiem przeciętnego widza). Końcowy efekt jest owocem pracy 15 studiów produkujących wszystkie znane do dzisiaj rodzaje animacji. Poszczególne epizody (nawet te 2D) są realizowane w stereoskopii i są absolutnie politycznie i obyczajowo niepoprawne (na ekranie pojawiają się m.in. tańczące peniso-muppety, a nie jest to bynajmniej najbardziej śmiała sekwencja).

Amerykańscy akademicy będą oglądać to dzieło z zawiązanymi oczami, co na pewno utrudni im sięganie do kieliszka z martini. Przewiduję w związku z tym, że ów apokryf raczej nie doczołga się do tzw. krótkiej listy oscarowej.

Może i dobrze?

Graham Chapman i tak nie przewróci się w grobie (jego prochy zostały bowiem rozsypane gdzieś nad Północną Walią), a my może zobaczymy go w jakiejś podziemnej salce kinowej, gdzie okulary do projekcji w 3D podadzą nam rozchichotane chochliki?


Agnieszka Sadurska
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Skyfall” niezwyciężone.
Box Office. James Bond z rekordem na starcie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll