Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Tegorocznym laureatem Nagrody Smoka Smoków za całokształt dokonań artystycznych, przyznawanej przez radę programową Krakowskiego Festiwalu Filmowego, był Bogdan Dziworski, znakomity reżyser, scenarzysta, fotografik i pedagog. Jerzy Armata przypomina sylwetkę reżysera.
Jego filmy zostały do tej pory uhonorowane – według moich obliczeń – 49 nagrodami. Tak się więc składa, że krakowski Smok Smoków jest laurem jubileuszowym. Dziworski wygrywał m.in. w Colorado, Huesca, Montpellier, New Delhi, Rennes i Krakowie. Triumfował na festiwalach dokumentów, filmów o tematyce sportowej, poświęconych sztuce, a nawet na festiwalu skierowanym do najmłodszych widzów. Są wśród tych imprez tak egzotyczne jak np. Międzynarodowy Festiwal Filmów Śniegu i Lodu w Autrans. Laureat ma w swojej „menażerii trofeów” m.in.: Złotego Smoka, cztery Srebrne Lajkoniki, Brązowego Pegaza, Syrenkę Warszawską, Złotą Wiewiórkę, Złotego Pawia, Srebrnego Gołębia, a nawet – aby się dobrze w tym labiryncie nagród poruszać – Złoty Kompas.
Pierwszą nagrodę dostał jeszcze podczas studiów w łódzkiej Szkole Filmowej za zdjęcia do filmu Wojciecha Wójcika"Jubileusz" (1963) na warszawskim Festiwalu Etiud Szkolnych (1964). Na tej samej imprezie nagrodzono jego zdjęcia do "Szkoły uczuć" (1963) Edwarda Bernsteina (Żebrowskiego). Największym powodzeniem festiwalowym cieszyły się: "Olimpiada" (1978) – 11 nagród, "Hokej" (1976) – 10 nagród, "Fechmistrz" (1980) – 6 nagród oraz "Kilka opowieści o człowieku" (1983) – 5 nagród.
Droga
Jest absolwentem Wydziału Operatorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1965, dyplom w 1967), choć prawdę mówiąc, o zawodzie filmowca nigdy nie marzył. Zawsze interesowała go – nade wszystko – fotografia. „Do filmu trzeba dojrzeć. A do filmu dojrzewa się przez fotografię” – wyznał na łamach „Film & TV” (nr 1/2006). Do tej pory zresztą często powtarza, że film to jego profesja, a fotografia – hobby. „Potrafi wyrazić obrazem to, co człowiek odczuwa, wyrazić abstrakcję. Także w jego fotografiach widoczna jest ta wrażliwość i zdolność obrazowania pojęć” – mówi Agnieszka Bojanowska, jego ulubiona montażystka, w tym samym numerze „Film & TV”. We wstępie do jednego z albumów Dziworskiego, zatytułowanym "1/200",Tadeusz Konwicki tak napisał o jego zdjęciach: „Wyzute z pokus estetyzowania, malarskich nastrojów, tego natrętnego artyzmu, który czai się w aparacie fotograficznym. Są często nawet brutalne. Po chwili wszakże doznaję olśnienia, spostrzegam morał, przesłanie, niezwykłość zaobserwowanej chwili naszego życiorysu. I tak jak w wierszu rozkoszuję się metaforą, hiperbolą czy poetyckim symbolem ukrytym w zgrzebności naszego powszedniego bytu”. Bo u Dziworskiego, tak jak u Edwarda Stachury, wszystko – nawet najbanalniejsze zdarzenie czy najbrutalniejsza rzeczywistość – jest poezją.
(zbliżenie)
Stoję na jednym z peronów warszawskiego Dworca Centralnego. Nagle dostrzegam biegnącego do mającego właśnie ruszyć pociągu do Łodzi lekko utykającego Dziworskiego, w masywnych traperskich butach, bojówkach, kurtce moro, z workiem podróżnym, w której na pewno znajduje się ulubiona leica z obiektywem 50 mm („Używam tylko tego obiektywu, bo ma on kąt widzenia ludzkiego oka, czyli nie przekłamuje rzeczywistości i jest uczciwy wobec fotografowanych ludzi” – powiedział w rozmowie z Magdaleną Rudzką w digitalcamerapolska.pl). Wygląda jak uczestnik jakiejś „szkoły przetrwania”. Artysta przygotowany na wszystko. „To – moim zdaniem – najlepszy polski operator, ze szczególnym darem obserwowania świata. On założy obiektyw, skieruje w stronę faceta siedzącego na ławce, ten charknie, aż mu jakiś glut wypadnie, a ktoś inny ustawi kamerę, czeka i czeka, i nic się nie dzieje” – mówi o swym przyjacielu Zbigniew Rybczyński.
Sport
Urodził się w Krynicy, więc nic dziwnego, że interesują go głównie sporty zimowe, czego dowodem wspaniałe dokumenty: "Hokej" (1976), "Dwubój klasyczny" (1978), czyli bieg i skoki narciarskie, oraz "Olimpiada" (1978), poświęcona zawodom dla najmłodszych, choć zrealizował także "Pięciobój nowoczesny" (1975), ukazujący trud i piękno tej niezwykłej dyscypliny, wchodzącej w skład igrzysk letnich. To dokumenty w dużej mierze kreacyjne (takie określenie tylko pozornie jest sprzeczne, czego dowodem wspaniałe dokumenty Wojciecha Wiszniewskiego, z "Elementarzem" na czele), zarówno w warstwie obrazowej, jak i dźwiękowej. Choć w filmach Dziworskiego słowa padają niezwykle rzadko, ścieżka dźwiękowa (szmery, cisza często „podbijająca” dramaturgię snutej opowieści) jest ogromnie istotna, zarówno jej kompozycja, jak i struktura (akcentacja wybranych elementów). Ale jego kino to – nade wszystko – obraz. Ważne są kąty i punkty widzenia kamery, spojrzenie subiektywne… To obraz prowadzi narrację. Słowa wydają się zbędne. „Obraz jest wyzwaniem i daje większą satysfakcję” – konstatuje artysta na łamach wspomnianego numeru „Film & TV”. Tak jest w jego autorskich filmach, ale także w tych, w których wykonywał tylko „artystyczną usługę”, jak choćby w "Na wylot" (1972) Grzegorza Królikiewicza, jednym z najbardziej rewolucyjnych debiutów w dziejach kina, także pod względem filmowej fotografii, czy skromnym – ale jakże pięknym wizualnie – telewizyjnym średnim metrażu dla dzieci "Papierowy ptak" (1972), wyreżyserowanym przez innego znakomitego operatora, Sławomira Idziaka, który zdjęcia powierzył właśnie Dziworskiemu.
(zbliżenie)
Obiad w Kulturze. Daniel Szczechura opowiada o swoim nowym projekcie filmowym. Tym razem nie animowanym, a dokumentalnym – o koniach. Zastanawia się, komu powierzyć zdjęcia. „Wziąłbym Bodzia, bo jest najlepszy, ale przecież noga go boli, on mi już na drzewo nie wejdzie” – mówi z żalem. – „A poza tym robi swój nowy film”.
Sztuka
Drugim – obok sportu – ważnym tematem filmów Dziworskiego jest sztuka. "Krzyż i topór" (1972), "Tren dla miasta Szydłowca" (1974), "Podróże Georga Philippa Telemanna z Żar do Pszczyny" (1974), "Hommage a Beksiński" (1985), "Sen" (1987) – to prawdziwe perełki w rodzimym filmie o sztuce. I nie trzeba gadających głów, by powiedzieć tak wiele, wystarczy obraz i wspaniale go wspomagająca ścieżka dźwiękowa. Ale najważniejszy w dorobku Dziworskiego jest – moim zdaniem – skromny dokument "Kilka opowieści o człowieku" (1983), przejmująca impresja o mężczyźnie pozbawionym rąk, mimo okrutnego kalectwa pełnego radości życia, w pełni panującego nad swoim ciałem i umysłem. „Interesujący jest tylko człowiek” – często powtarza artysta.
(zbliżenie)
Kolejny obiadowy obrazek z Kultury. Szczechura, Dziworski, przy sąsiednim stoliku Witold Giersz. „A panowie obiadek z jakiej puli: Koło Seniora czy Koło Młodych?” – zagaduje delikatnie nowy kelner. – „Pisz pan: Koło Młodych” – odpowiada Szczechura. Istotnie, tak młodych duchem artystów – pełnych pasji, pomysłów i energii – w naszym filmowym świecie jak na lekarstwo.
Pierwszą nagrodę dostał jeszcze podczas studiów w łódzkiej Szkole Filmowej za zdjęcia do filmu Wojciecha Wójcika"Jubileusz" (1963) na warszawskim Festiwalu Etiud Szkolnych (1964). Na tej samej imprezie nagrodzono jego zdjęcia do "Szkoły uczuć" (1963) Edwarda Bernsteina (Żebrowskiego). Największym powodzeniem festiwalowym cieszyły się: "Olimpiada" (1978) – 11 nagród, "Hokej" (1976) – 10 nagród, "Fechmistrz" (1980) – 6 nagród oraz "Kilka opowieści o człowieku" (1983) – 5 nagród.
Droga
Jest absolwentem Wydziału Operatorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1965, dyplom w 1967), choć prawdę mówiąc, o zawodzie filmowca nigdy nie marzył. Zawsze interesowała go – nade wszystko – fotografia. „Do filmu trzeba dojrzeć. A do filmu dojrzewa się przez fotografię” – wyznał na łamach „Film & TV” (nr 1/2006). Do tej pory zresztą często powtarza, że film to jego profesja, a fotografia – hobby. „Potrafi wyrazić obrazem to, co człowiek odczuwa, wyrazić abstrakcję. Także w jego fotografiach widoczna jest ta wrażliwość i zdolność obrazowania pojęć” – mówi Agnieszka Bojanowska, jego ulubiona montażystka, w tym samym numerze „Film & TV”. We wstępie do jednego z albumów Dziworskiego, zatytułowanym "1/200",Tadeusz Konwicki tak napisał o jego zdjęciach: „Wyzute z pokus estetyzowania, malarskich nastrojów, tego natrętnego artyzmu, który czai się w aparacie fotograficznym. Są często nawet brutalne. Po chwili wszakże doznaję olśnienia, spostrzegam morał, przesłanie, niezwykłość zaobserwowanej chwili naszego życiorysu. I tak jak w wierszu rozkoszuję się metaforą, hiperbolą czy poetyckim symbolem ukrytym w zgrzebności naszego powszedniego bytu”. Bo u Dziworskiego, tak jak u Edwarda Stachury, wszystko – nawet najbanalniejsze zdarzenie czy najbrutalniejsza rzeczywistość – jest poezją.
(zbliżenie)
Stoję na jednym z peronów warszawskiego Dworca Centralnego. Nagle dostrzegam biegnącego do mającego właśnie ruszyć pociągu do Łodzi lekko utykającego Dziworskiego, w masywnych traperskich butach, bojówkach, kurtce moro, z workiem podróżnym, w której na pewno znajduje się ulubiona leica z obiektywem 50 mm („Używam tylko tego obiektywu, bo ma on kąt widzenia ludzkiego oka, czyli nie przekłamuje rzeczywistości i jest uczciwy wobec fotografowanych ludzi” – powiedział w rozmowie z Magdaleną Rudzką w digitalcamerapolska.pl). Wygląda jak uczestnik jakiejś „szkoły przetrwania”. Artysta przygotowany na wszystko. „To – moim zdaniem – najlepszy polski operator, ze szczególnym darem obserwowania świata. On założy obiektyw, skieruje w stronę faceta siedzącego na ławce, ten charknie, aż mu jakiś glut wypadnie, a ktoś inny ustawi kamerę, czeka i czeka, i nic się nie dzieje” – mówi o swym przyjacielu Zbigniew Rybczyński.
Sport
Urodził się w Krynicy, więc nic dziwnego, że interesują go głównie sporty zimowe, czego dowodem wspaniałe dokumenty: "Hokej" (1976), "Dwubój klasyczny" (1978), czyli bieg i skoki narciarskie, oraz "Olimpiada" (1978), poświęcona zawodom dla najmłodszych, choć zrealizował także "Pięciobój nowoczesny" (1975), ukazujący trud i piękno tej niezwykłej dyscypliny, wchodzącej w skład igrzysk letnich. To dokumenty w dużej mierze kreacyjne (takie określenie tylko pozornie jest sprzeczne, czego dowodem wspaniałe dokumenty Wojciecha Wiszniewskiego, z "Elementarzem" na czele), zarówno w warstwie obrazowej, jak i dźwiękowej. Choć w filmach Dziworskiego słowa padają niezwykle rzadko, ścieżka dźwiękowa (szmery, cisza często „podbijająca” dramaturgię snutej opowieści) jest ogromnie istotna, zarówno jej kompozycja, jak i struktura (akcentacja wybranych elementów). Ale jego kino to – nade wszystko – obraz. Ważne są kąty i punkty widzenia kamery, spojrzenie subiektywne… To obraz prowadzi narrację. Słowa wydają się zbędne. „Obraz jest wyzwaniem i daje większą satysfakcję” – konstatuje artysta na łamach wspomnianego numeru „Film & TV”. Tak jest w jego autorskich filmach, ale także w tych, w których wykonywał tylko „artystyczną usługę”, jak choćby w "Na wylot" (1972) Grzegorza Królikiewicza, jednym z najbardziej rewolucyjnych debiutów w dziejach kina, także pod względem filmowej fotografii, czy skromnym – ale jakże pięknym wizualnie – telewizyjnym średnim metrażu dla dzieci "Papierowy ptak" (1972), wyreżyserowanym przez innego znakomitego operatora, Sławomira Idziaka, który zdjęcia powierzył właśnie Dziworskiemu.
(zbliżenie)
Obiad w Kulturze. Daniel Szczechura opowiada o swoim nowym projekcie filmowym. Tym razem nie animowanym, a dokumentalnym – o koniach. Zastanawia się, komu powierzyć zdjęcia. „Wziąłbym Bodzia, bo jest najlepszy, ale przecież noga go boli, on mi już na drzewo nie wejdzie” – mówi z żalem. – „A poza tym robi swój nowy film”.
Sztuka
Drugim – obok sportu – ważnym tematem filmów Dziworskiego jest sztuka. "Krzyż i topór" (1972), "Tren dla miasta Szydłowca" (1974), "Podróże Georga Philippa Telemanna z Żar do Pszczyny" (1974), "Hommage a Beksiński" (1985), "Sen" (1987) – to prawdziwe perełki w rodzimym filmie o sztuce. I nie trzeba gadających głów, by powiedzieć tak wiele, wystarczy obraz i wspaniale go wspomagająca ścieżka dźwiękowa. Ale najważniejszy w dorobku Dziworskiego jest – moim zdaniem – skromny dokument "Kilka opowieści o człowieku" (1983), przejmująca impresja o mężczyźnie pozbawionym rąk, mimo okrutnego kalectwa pełnego radości życia, w pełni panującego nad swoim ciałem i umysłem. „Interesujący jest tylko człowiek” – często powtarza artysta.
(zbliżenie)
Kolejny obiadowy obrazek z Kultury. Szczechura, Dziworski, przy sąsiednim stoliku Witold Giersz. „A panowie obiadek z jakiej puli: Koło Seniora czy Koło Młodych?” – zagaduje delikatnie nowy kelner. – „Pisz pan: Koło Młodych” – odpowiada Szczechura. Istotnie, tak młodych duchem artystów – pełnych pasji, pomysłów i energii – w naszym filmowym świecie jak na lekarstwo.
Jerzy Armata
Magazyn filmowy SFP, 33/ 2014
13.10.2014
fot. Marcin Warszawski
Często myślę kadrem. Maria Zmarz- Koczanowicz
Na tropach Bruna
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024