Kadr z filmu "Agnieszka"
fot. Alter Ego Pictures
Agnieszka – dziewczyna o dwóch sercach
Z Tomaszem E. Rudzikiem, reżyserem filmu „Agnieszka”, który w październiku wchodzi na ekrany naszych kin, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 10/2015), rozmawia Ola Salwa. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 12 października.
Ola Salwa: Pracujesz w Monachium, ale mówisz po polsku. Kręcisz filmy po niemiecku, ale z polską aktorką Karoliną Gorczycą. Skąd jesteś?

Tomasz E. Rudzik:
Tata pochodzi z Krakowa, mama z Cieszyna, gdzie się urodziłem i wychowałem. Dorastałem więc między tymi dwoma kulturami: polską i śląską. Ale też czeską, bo przecież Cieszyn leży na granicy. Kiedy miałem kilka lat rodzice wyjechali ze mną do Kolonii. Pamiętam swój pierwszy dzień w niemieckiej szkole. Strasznie nie chciałem do niej iść, bo byłem nowy, nie znałem języka. Ale podeszła do mnie śliczna dziewczynka, blondynka i zaczęła mi coś szeptać do ucha. Uznałem, że jest we mnie zakochana i to zmobilizowało mnie do nauki niemieckiego. Po czterech czy pięciu miesiącach znałem już język dość dobrze, małym dzieciom przecież nauka idzie szybciej niż dorosłym i zapytałem ją, co mi wtedy powiedziała. „Cokolwiek się zdarzy, proszę, nie siadaj obok mnie”. A ja byłem pewien, że mnie kocha. Miałem dużo takich historii, właśnie piszę opowiadanie o czasach mojego dzieciństwa i emigracji. 

A jak trafiłeś na studia reżyserskie?

Zawsze wiedziałem, że chcę zajmować się zawodowo czymś kreatywnym, ale nie miałem początkowo odwagi wybrać stricte artystycznego kierunku studiów. Dlatego zdawałem na architekturę w Berlinie. Niedługo potem spotkałem dziewczynę, która studiowała kulturoznawstwo i opowiadała mi, że w trakcie studiów realizują różne ciekawe projekty, w tym audycje radiowe i że można tam być naprawdę twórczym. Zacząłem więc te studia, do tego uczyłem się języków – polskiego i angielskiego. Wymyślałem i nagrywałem słuchowiska, co mi się bardzo podobało. Pisałem też wiersze, czasem czytałem je na głos na stacji metra, a przechodnie dawali mi za to drobne pieniądze! Pewnego dnia postanowiłem na podstawie jednego z moich wierszy nakręcić film, było to możliwe, zawsze pisałem bardzo obrazowo. Film trwał trzydzieści minut, miał tytuł „Shadow Boxer”, wysłałem go jako część zgłoszenia do szkół filmowych w Berlinie i w Monachium, gdzie ostatecznie zacząłem studia filmowe. A wiersze przestałem pisać.

Film zdaje się na tym skorzystał. Prześledźmy dalej twoją drogę: jak poznałeś pierwowzór Agnieszki?

Podczas studiów kręciłem film „Desperados on the block”, o blokowisku. Zależało mi, jak zresztą zawsze, aby dobrze poznać środowisko, o którym opowiadam. A więc codziennie przez miesiąc jeździłem windą w wysokim budynku, gdzie mieszkali głównie studenci, mieściła się tam też stołówka z tanimi obiadami. Tam właśnie zauważyłem dziewczynę, która mnie zainteresowała, bo wszystko robiła z zaciśniętymi pięściami: jadła, płaciła, chodziła. Byłem ciekawy, kim jest. Pewnego dnia usłyszałem, jak rozmawia przez telefon z matką. Po polsku! Zrobiłem więc pierwszy krok, zaczęliśmy rozmawiać. Ona przez ten polski język zaczęła mi ufać, ale musiał minąć rok zanim zaczęła mi o sobie opowiadać. Okazało się, że spędziła pięć lat w więzieniu w Polsce, odsiadywała wyrok za chłopaka, w którym była zakochana. On ją z czasem przestał odwiedzać, a jak wyszła dowiedziała się, że ma nową rodzinę i nie chce z nią mieć kontaktu. Wzruszyło mnie to. Tamta dziewczyna opowiedziała mi jeszcze, że w więzieniu poznała kobietę, która pracowała w Monachium i poradziła jej wyjazd oraz pracę w agencji towarzyskiej dla domin. Tam nie trzeba ani się rozbierać, ani być dotykaną, a zarabia się dobre pieniądze. Moja znajoma stwierdziła, że nic jej nie trzyma w Polsce, wyjechała i spróbowała czegoś nowego.
Ola Salwa / Magazyn Filmowy SFP 10/2015  3 października 2015 09:00
Scroll