Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Grecja zaczyna teraz wszystko od zera, a w kino odbija tę sytuację jak zwierciadło, mówi reżyserka Athina Rachel Tsangari, której "Attenberg", laureat nagrody publiczności 11. MFF Nowe Horyzonty można już oglądać w kinach. Z reżyserką rozmawia Ola Salwa
Athina Rachel Tsangari, fot. Forum
Bardzo podobał mi się twój film „Attenborough”!
Chyba "Attenberg"?
I tak, i nie, w końcu główna bohaterka filmu przekręca właśnie w tej sposób nazwisko znanego reżysera-przyrodnika sir Davida Attenborough, a zabawa słowem to jeden z elementów twojego debiutu.
Język jest dla mnie czymś niezwykle istotnym, w filmie służy mi on do stworzenia intymnego kodu porozumiewania się między ojcem a córką. Ich rymowanki przypominają trochę zabawę przedszkolaków, ale też ta nietypowa rodzina ma w sobie coś dwójki dzieci, które wychowują siebie nawzajem.
"Attenberg", reż. Athina Tsangari, fot. Gutek Film
W kinie rzadko pojawia się tak głęboka i zniuansowana relacja między ojcem a córką.
Jeśli filmy poruszają ten temat, to zwykle opowiadają o buncie dorastających dziewczyn przeciwko opresyjnej władzy ojca, czasem dotyczą molestowania lub wręcz przeciwnie - są to sentymentalne opowiastki o idealnej rodzinie, czego sama chciałam za wszelką cenę uniknąć. Wierzę, że można zbudować komediodramat bez oczywistego sentymentalizmu. W „Attenbergu” stworzyłam postać silnej dziewczyny, bardzo upartej, która decyduje się pomóc ojcu umrzeć z godnością, a jednocześnie zastanawia się, jakim mężczyzną chce go w swoim życiu zastąpić. Marina sama decyduje o tym, kiedy znacznie życie seksualne, co jest inspirujące, bo my dziewczyny, zazwyczaj rozpoczynamy je z powodu nacisku rówieśników i obrazów lansowanych przez media, chcące nas wszystkich ujednolicić. Chciałam pokazać, że można się temu przeciwstawić i wcale nie trzeba z tego powodu trafić na margines, być outsiderem.
Marina jest jednak postacią dość ekscentryczną, nie zaprzeczysz.
Nie lubię, gdy w kontekście mojego filmu ludzie używają słowa „dziwak”. Moim bohaterowie może nie przypominają naszych sąsiadów czy kolegów z pracy, ale nie są dziwakami. Społeczeństwo ma bardzo konserwatywne pojęcie o tym, co jest normalne.
Większość dorosłego życia spędziłaś poza swoim krajem, bo studiowałaś a potem pracowałaś w USA. Czy ty sama czujesz się outsiderką?
Tak i dobrze się mi w pozycji kogoś, kto stoi trochę zewnątrz, jest nomadem. Dzięki temu jako artystka zachowuję krytyczny dystans wobec tego, co się dzieje w Grecji. Oczywiście jeśli zapytasz mnie, czy czuję się bardziej Amerykanką czy Greczynką, odpowiem, że to drugie choć w XXI wieku, gdy przekraczanie granicy obcego państwa lub języka jest proste, a współpraca z filmowcami z innych krajów jest na porządku dziennym, koncepcja narodowości wydaje mi się przestarzała. Szczególnie w Europie.
"Attenberg", reż. Athina Tsangari, fot. Gutek Film
Jednak kultura jest w twórczości ważnym punktem odniesienia, daje oparcie, albo możliwość zbuntowania się wobec niej. Czy twój film odnosi się do obecnej, napiętej sytuacji w Grecji?
Ojciec Mariny reprezentuje pokolenie moich rodziców, dorastających w latach 60. i 70., gdy Grecja pierwszy raz po czterech stuleciach panowania Imperium Osmańskiego, dwóch wojnach światowych, krwawej wojnie domowej i dyktaturze wojskowej, stała się wolna. To oni byli pokoleniem budującym demokrację w naszym kraju, mieli bardzo ambitną wizję, która nie wytrzymała zderzenia z rzeczywistością. Dlatego czuli się rozczarowani, że przekazują nam w spadku coś, co zostało skompromitowane i zrujnowane. I nie są to ruiny, które my Grecy tak bardzo kochamy, jak na przykład pozostałości Partenonu. Scenariusz „Attenberga” zaczęłam pisać w grudniu 2008 roku, gdy zaczęła się w kraju pierwsza fala zamieszek. Grecja nadal ma w sobie wiele ze społeczeństwa plemiennego, wystarczy spojrzeć na budynki, porządek społeczny czy politykę: dekonstrukcja tego modelu i stworzenie nowego było dla mnie bardzo ważne. Marina przechodzi rytuał przejścia, uwalnia się od starego porządku, zaczyna od zera i jest w tym coś niesamowicie wyzwalającego. Grecja zaczyna teraz wszystko od zera, a kino odbija tę sytuację jak zwierciadło.
O tobie oraz Giorgosie Lanthimosie, reżyserze nominowanego do Oscara „Kła” mówi się, że jesteście przedstawicielami nowego pokolenia. Od dawna współpracujecie?
Od siedmiu lat, gdy wyprodukowałam jego pierwszy film zatytułowany „Kinetta”, a latem skończyliśmy pracę nad „Alpami”. Giorgios był jedną z pierwszy osób, jakie poznałam po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, oboje zaczynaliśmy pracę w teatrze i tańcu, szybko więc znaleźliśmy wspólny język. Ta twórcza współpraca układa się wspaniale - przeglądamy swoje scenariusze, on u mnie gra, jak produkuje jego filmy; to nowe zjawisko wśród greckich filmowców, pierwszy raz mamy poczucie wspólnoty i chęć pracowania ze sobą.
Athina Rachel Tsangari, fot. Forum
Bardzo podobał mi się twój film „Attenborough”!
Chyba "Attenberg"?
I tak, i nie, w końcu główna bohaterka filmu przekręca właśnie w tej sposób nazwisko znanego reżysera-przyrodnika sir Davida Attenborough, a zabawa słowem to jeden z elementów twojego debiutu.
Język jest dla mnie czymś niezwykle istotnym, w filmie służy mi on do stworzenia intymnego kodu porozumiewania się między ojcem a córką. Ich rymowanki przypominają trochę zabawę przedszkolaków, ale też ta nietypowa rodzina ma w sobie coś dwójki dzieci, które wychowują siebie nawzajem.
"Attenberg", reż. Athina Tsangari, fot. Gutek Film
W kinie rzadko pojawia się tak głęboka i zniuansowana relacja między ojcem a córką.
Jeśli filmy poruszają ten temat, to zwykle opowiadają o buncie dorastających dziewczyn przeciwko opresyjnej władzy ojca, czasem dotyczą molestowania lub wręcz przeciwnie - są to sentymentalne opowiastki o idealnej rodzinie, czego sama chciałam za wszelką cenę uniknąć. Wierzę, że można zbudować komediodramat bez oczywistego sentymentalizmu. W „Attenbergu” stworzyłam postać silnej dziewczyny, bardzo upartej, która decyduje się pomóc ojcu umrzeć z godnością, a jednocześnie zastanawia się, jakim mężczyzną chce go w swoim życiu zastąpić. Marina sama decyduje o tym, kiedy znacznie życie seksualne, co jest inspirujące, bo my dziewczyny, zazwyczaj rozpoczynamy je z powodu nacisku rówieśników i obrazów lansowanych przez media, chcące nas wszystkich ujednolicić. Chciałam pokazać, że można się temu przeciwstawić i wcale nie trzeba z tego powodu trafić na margines, być outsiderem.
Marina jest jednak postacią dość ekscentryczną, nie zaprzeczysz.
Nie lubię, gdy w kontekście mojego filmu ludzie używają słowa „dziwak”. Moim bohaterowie może nie przypominają naszych sąsiadów czy kolegów z pracy, ale nie są dziwakami. Społeczeństwo ma bardzo konserwatywne pojęcie o tym, co jest normalne.
Większość dorosłego życia spędziłaś poza swoim krajem, bo studiowałaś a potem pracowałaś w USA. Czy ty sama czujesz się outsiderką?
Tak i dobrze się mi w pozycji kogoś, kto stoi trochę zewnątrz, jest nomadem. Dzięki temu jako artystka zachowuję krytyczny dystans wobec tego, co się dzieje w Grecji. Oczywiście jeśli zapytasz mnie, czy czuję się bardziej Amerykanką czy Greczynką, odpowiem, że to drugie choć w XXI wieku, gdy przekraczanie granicy obcego państwa lub języka jest proste, a współpraca z filmowcami z innych krajów jest na porządku dziennym, koncepcja narodowości wydaje mi się przestarzała. Szczególnie w Europie.
"Attenberg", reż. Athina Tsangari, fot. Gutek Film
Jednak kultura jest w twórczości ważnym punktem odniesienia, daje oparcie, albo możliwość zbuntowania się wobec niej. Czy twój film odnosi się do obecnej, napiętej sytuacji w Grecji?
Ojciec Mariny reprezentuje pokolenie moich rodziców, dorastających w latach 60. i 70., gdy Grecja pierwszy raz po czterech stuleciach panowania Imperium Osmańskiego, dwóch wojnach światowych, krwawej wojnie domowej i dyktaturze wojskowej, stała się wolna. To oni byli pokoleniem budującym demokrację w naszym kraju, mieli bardzo ambitną wizję, która nie wytrzymała zderzenia z rzeczywistością. Dlatego czuli się rozczarowani, że przekazują nam w spadku coś, co zostało skompromitowane i zrujnowane. I nie są to ruiny, które my Grecy tak bardzo kochamy, jak na przykład pozostałości Partenonu. Scenariusz „Attenberga” zaczęłam pisać w grudniu 2008 roku, gdy zaczęła się w kraju pierwsza fala zamieszek. Grecja nadal ma w sobie wiele ze społeczeństwa plemiennego, wystarczy spojrzeć na budynki, porządek społeczny czy politykę: dekonstrukcja tego modelu i stworzenie nowego było dla mnie bardzo ważne. Marina przechodzi rytuał przejścia, uwalnia się od starego porządku, zaczyna od zera i jest w tym coś niesamowicie wyzwalającego. Grecja zaczyna teraz wszystko od zera, a kino odbija tę sytuację jak zwierciadło.
O tobie oraz Giorgosie Lanthimosie, reżyserze nominowanego do Oscara „Kła” mówi się, że jesteście przedstawicielami nowego pokolenia. Od dawna współpracujecie?
Od siedmiu lat, gdy wyprodukowałam jego pierwszy film zatytułowany „Kinetta”, a latem skończyliśmy pracę nad „Alpami”. Giorgios był jedną z pierwszy osób, jakie poznałam po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, oboje zaczynaliśmy pracę w teatrze i tańcu, szybko więc znaleźliśmy wspólny język. Ta twórcza współpraca układa się wspaniale - przeglądamy swoje scenariusze, on u mnie gra, jak produkuje jego filmy; to nowe zjawisko wśród greckich filmowców, pierwszy raz mamy poczucie wspólnoty i chęć pracowania ze sobą.
Ola Salwa
Ostatnia aktualizacja: 30.07.2012
Polski kandydat do Oscara w kinach 5. stycznia
"Zmierzch" może powodować epilepsję
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024