PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  12.10.2012
Z Behnem Zeitlinem, reżyserem filmu "Bestie z południowych krajów", rozmawia Anna Kilian.

Portal Filmowy: Pana opowieść o Hushpuppy, małej dziewczynce usiłującej uratować swój świat - odizolowaną od stałego lądu społeczność żyjącą na własnych warunkach - podbija publiczność  na całym świecie. Dlaczego widzowie „Bestii z południowych krain” tak żywo na nie reagują?

Benh Zeitlin: Według mnie jest ważne, by film był oryginalny, niekonwencjonalny a zarazem zrozumiały dla każdego. By opowiadał historię uniwersalną, w której wyjątkowe postaci zadają fundamentalne pytania. Takie same, na jakie odpowiedzi poszukiwali bohaterowie mitów i opowieści biblijnych. Tylko wówczas film naprawdę znajdzie publiczność. Ale nie spodziewałem się aż tak żywego i wdzięcznego przyjęcia „Bestii z południowych krain”. To zdumiewające doświadczenie.


Kadr z filmu "Bestie z południowych krain", fot. Gutek Film

PF: W pańskim obrazie są nawiązania do greckiej mitologii, ale o niezwykłości przesądza połączenie dramatu społecznego z odrobiną fantastyki.  Ale również publiczność nie mająca w zwyczaju analizowania filmu czerpie z seansu ogromną przyjemność...

BZ: To kwestia pamięci zbiorowej, świadomości wspólnej przeszłości i symboli, jaką wszyscy w sobie nosimy, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Gdy Hushpuppy płynie ze starym kapitanem jego statkiem, możemy zobaczyć w nim Charona, zwłaszcza że dom publiczny, do którego dopływają nazywa się Pola Elizejskie. Ale ci, co znają Nowy Orlean, wiedzą, że jest tam aleja o tej nazwie, tam właśnie rozgrywa się akcja „Tramwaju zwanego pożądaniem” Tennessee'ego Williamsa. Hushpuppy jest klasyczną bohaterką w rodzaju greckiego herosa, albo postaci z baśni, która musi wyprawić się do świata zmarłych, do krainy cieni (przecież jej zaginiona matka uważana jest za zmarłą, a scena ich spotkania jest na tyle oniryczna, że nie wiemy, czy to istotnie była jej matka), by przynieść stamtąd magiczny przedmiot mający uratować ojca. Dla mniej wtajemniczonych dziewczynka jest po prostu dzieckiem tak bardzo kochającym tatę i świat, że z tej miłości robi wszystko. Mój film można oglądać na kilku poziomach i znaleźć coś dla siebie.

PF: Zainteresowania antropologiczne odziedziczył pan po rodzicach….

BZ: Tak, choć daleko mi do nich, naukowców. Dzięki rodzicom ja, dziecko z nowojorskiego Queens, od małego jeździłem w rejon delty Missisipi – wspaniałego wszechświata, w którym zdumiewały mnie spacerujące kraby i barwne typy ludzkie kojarzące mi się z wiedźmami i czarownikami. Rodzice zachęcali mnie do zabaw z nimi. Byłem w siódmym niebie.

PF: „Bestie...” to historia opowiedziana z punktu widzenia małego bohatera, jak hiszpański „Labirynt Fauna” czy turecki „Miód”. Czy łatwo wskrzesić w sobie dziecko?

BZ: To przyszło bardzo naturalnie. Ale nic bym nie osiągnął bez odtwórczyni Hushpuppy,  Quvenzhané Wallis. Jest bardzo mądra, a jednocześnie to jeszcze stuprocentowe dziecko, odbierające otoczenie z dziecięcą wrażliwością. Wszystko rozumie na swój osobny sposób.


Kadr z filmu "Bestie z południowych krain", fot. Gutek Film

PF: Odkryciem jest też Dwight Henry, grający Winka, jej ojca. Stworzył wielką kreację, a nie jest aktorem, lecz piekarzem. Jest bardzo utalentowany, ale to pan jako reżyser świetnie go poprowadził. Ma pan jakiś szczególny sposób na pracę z aktorami nieprofesjonalnymi?

BZ: Najważniejsze jest odpowiednie nastawienie. Odtwórcy zostali obsadzeni na wczesnym etapie produkcji, miałem wiele czasu na rozmowy z nimi. Wszyscy w „Bestiach...” są aktorami nieprofesjonalnymi, więc na ekranie mogą wcielić się w każdą postać. Wnieśli prawdziwe emocje, bo są prawdziwi do bólu. To wspaniali ludzie. Dwight przeżył dwa huragany w Luizjanie – profesjonalny aktor nie byłby w stanie zagrać z taką intensywnością, jak on to zrobił. Wszyscy pochodzą stamtąd. Tamta kultura jest specyficzna – bogata i zróżnicowana, pozbawiona zadęcia. Widać to również w sposobie ubierania się ludzi i w ich zachowaniu. Są odważni, nie boją się przekraczania granic, bardzo otwarci i gościnni. Nakręcę tam mój kolejny film.

PF: Kocha pan ten region. Gdzie pan był, kiedy w 2005 roku w Nowy Orlean uderzyła Katrina?

BZ: Byłem w Niemczech, ale wiadomość o kataklizmie bardzo mnie poruszyła. Miałem tam wielu przyjaciół.

PF: Czy to prawda, że Dwight Henry postanowił wypiekać nowe ciastka o nazwie Wink`s Cakes?

BZ: Zgadza się! A jego nowa piekarnia ma się nazywać Wink`s Bakery. „Bestie...” pomogły mu rozkręcić nowy biznes – kolejną piekarnio-ciastkarnio-restaurację - i bardzo się z tego cieszę.

PF: Ja również. Słyszałam, że Dwight Henry i Quvenzhané Wallis zagrali razem w nowym filmie Steve`a McQueena, „Twelve Years a Slave”.

BZ: Nie mogę się doczekać, by to zobaczyć!



Anna Kilian
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  12.10.2012
Zobacz również
„Zabij mnie, glino”. Premiera po rekonstrukcji cyfrowej
Gwiazda tygodnia: Alicja Bachleda-Curuś
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll