Tomasz Schuchardt: Było kilka elementów, które łączyły Turka ze mną. Wiele również rzeczy w Turku jest mi obcych. Kilka lat temu spotkałem się z Darkiem na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Mówił o swoim autorskim projekcie. Powiedziałem mu, żeby mi podesłał scenariusz. Później zniknął i odezwał się jakiś czas później. Chciał mnie do tej roli bez castingu.
A. Co ci się spodobało w tym bohaterze?
Spodobało mi się kilka rzeczy, które spowodowały, że chciałem wziąć udział. Po pierwsze to było wyzwanie, bo postać Turka występuje we wszystkich scenach. To połechtało moje ego. Po drugie – Darek mnie przekonał. Darek jest bardzo spokojnym i stonowanym człowiekiem, ale w tym co mówi, jest prawda. Zaimponowało mi, jak bardzo zależało mu na tym filmie. A po trzecie – oglądam szeroki wachlarz gatunków filmowych – od filmów klasy B, na których się wychowałem, po kino artystyczne. Przy superprodukcjach wiesz od razu, że to jest jedna wielka iluzja, ale wykonana z takim rozmachem, że w głowie się kręci. Z kina artystycznego natomiast więcej wynoszę dla siebie, dla własnego rozwoju. Filmy, które długo przeżywam w sobie to właśnie proste historie, które mają powolną narrację. Po zakończeniu nosisz je w sobie. I nie zawsze czujesz się przyjemnie. Właśnie ten rodzaj kina jest mi najbliższy. I to zobaczyłem w tym scenariuszu.
A.
Komentując już wcześniej udział w „Murze” mówiłeś, że spodobał ci się scenariusz, bo to właśnie historia o zwykłych ludziach. Dariusz Glazer chciał zrealizować film o zwykłym człowieku, bo o nim się w ogóle nie mówi. Filmy przedstawiają jakieś wyimaginowane historie, które nie dotykają zwyczajnych ludzi.
Już się spotkałem ze zdaniem, że właśnie ten film przedstawia wyimaginowaną historię. My tutaj w Warszawie, a ja w sumie nie jestem stąd, wielu rzeczy nie zauważamy. Warszawa jest prężną i energiczną europejską stolicą. Daje dużo możliwości rozwoju. Jest pełna młodych ludzi. Powstaje coraz więcej klubów i miejsc, które są przyjazne i kolorowe. Warszawa nie jest dobra do obserwowania takich historii o prostych ludziach. Ale ta sama Warszawa ma w sobie duże rozwarstwienie, które widzisz dopiero wtedy, kiedy jesteś po innej stronie muru. Taka zwykła historia potrafi być bardzo ujmująca i smutna. Ten mur w który ludzie walą głową, jest często banalny. Powstaje znikąd i nie da się go przebić.
A. Ten bohater pokonuje kilka murów – od psychologicznego po społeczny.
Mur – to podział społeczny, finansowy, to różnica klas. Ale moim zdaniem to nie jest główna historia. Można się wyrwać ze swojej klasy. Przy legalnej pracy nie jest trudno stać się częścią klasy średniej. Ja bym w ogóle nie na tym się skupiał. Mur w relacjach z drugim człowiekiem jest najważniejszy. Naprawdę mur jest tym, czym Turek się obudował, by odciąć się od wszystkiego, od świata. On nie ma prawie żadnych przyjaciół. Stworzył sobie bardzo dogodną sytuację w życiu, sytuację niezależności i tylko matka mu uwiera. Stąd jest nieprzystępny dla nikogo i jeszcze ma pretensje o to, co go spotyka. Tak się obudował, że teraz sam nie może z tego wyjść.
A. Nie do końca to wyczułem, ale zdaje się, że matka też chce go od siebie odrzucić. Ona też buduje ten mur.
No i właśnie tak się budują granice, a później już nie ma szansy na spotkanie. Przez taki mur nic nie przejdzie. Trzeba przeżyć jakiś porządny szok, żeby móc go naruszyć. U nich dochodzi do takiej sytuacji, ale czy ostatecznie widzą to, co jest czy to, co chcą zobaczyć po drugiej stronie muru? Czy taka matka jest tą, którą chciał tam zobaczyć?
A. Mur
psychologiczny jest trudniejszy do pokonania.
Sytuacja z matką jest bardzo specyficzna. On wszystko zrzuca na nią, a ona na siebie. Tak nie można się dogadać. On wali głową w ten mur i gdziekolwiek się nie pojawia, rodzi się problem. Ważne jest to, co emocjonalne – historia skupia się na tym, jak on się zachowuje wobec świata i jak to powoduje, że nic mu się nie udaje. Bohater uważa, że cała sytuacja w jakiej się teraz znalazł, jaką ma matkę, że nie ma ojca – to jest kogoś wina. A on jest biedny i bez żadnej winy. I to właśnie warto pokazać ludziom – że ta postawa, zresztą bardzo polska, powoduje stagnacje życiową. A nawet regres.
fot. Małgorzata Mikołajczyk/SFP.
Ta Tak jest też z matką. To ona najpierw popada w stagnację. I on musi to oglądać. Tak buduje się między nimi mur, wynikający z braku miłości.
Oni się mijają. Brak miłości powoduje szarość życia.
A. Nawet w tym pięknym świecie, jakim powinien być nowoczesny apartamentowiec.
Te apartamentowce mnie
przerażają. Mojej żonie powiedziałem, że nie będziemy mieszkać w takim miejscu.
Nie rozumiem zamkniętych osiedli. Dla mnie to jest życie w klatce. Oczywiście
jak zamieszkają tam dzieci, to jest niby wszystko w porządku. Jednak mnie i tak
to przeraża.
A. Teraz buduje się coraz więcej takich osiedli. W przyszłości to może mieć znaczenie dla całego społeczeństwo.
Popatrz jak jest np. w Japonii. 14 godzin w biurowcu, przerwy w hotelach trumnach, korpo-pęd korpo-szczurów, wszystko po to, by zamieszkać w apartamentowcu, w szklanym domu. Tyle, że ten apartamentowiec ze szkła kojarzy się z miejscem, które odczłowiecza. Ludzie żyją samotnie, czasami łącząc się w związki, niestety bezdzietne. Łatwiej się im później rozstać.
A. Łatwiej się odgrodzić.
Uciekają do swojej samotności. Myślę, że właśnie "Mur" może pokazać również ten aspekt życia. No bo do czego może prowadzić brak miłości? Jest taka tendencja, żeby pokazywać kolorowe aspekty naszego życia. Takie widzenie świata może jednak przekłamywać rzeczywistość i odwracać uwagę od rzeczy ważnych. To jest właśnie film przeciwko ogłupieniu, zwłaszcza medialnemu. Nie budujmy murów i nie skupiajmy się na własnym ja, bo odgradzanie do niczego nie prowadzi.