Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Na święcie kina poszukującego, odkrywającego, dziejącego się tu i teraz, jakim jest festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty nie mogło zabraknąć takiego zjawiska jak meksykańska nowa fali oraz jej duchowego patrona - Carlosa Reygadasa.
Chociaż autor "Revolución" (2010) uparcie powtarza, że jego filmy mogłyby powstawać wszędzie, a wśród swoich mistrzów wymienia klasyków kina europejskiego, to jednak trudno nie uznać jego kina za kwintesencję stylu latynoamerykańskiego. Niekoniecznie filmowego, ale rozumianego w szerszym kontekście. Bez wątpienia Reygadas jest najwybitniejszym przedstawicielem awangardowej sztuki z Meksyku i patronem twórczości młodego pokolenia. "Reygadas zrobił właśnie taki film, jaki chciał zrobić" – cytuje Enrique’a Riverę, wyróżnionego Złotym Lampartem za "Parque vía", Urszula Lipińska. "[…] Odniósł zwycięstwo i nie chodzi tylko o zdobyte przez "Japón" nagrody. Nagle grupa ludzi ośmieliła się robić filmy, które wcześniej nie miały prawa się zdarzyć".
Piętno rodzimej kultury jest w przypadku Reygadasa silne, choć nieoczywiste. O tym, że sięga głęboko najlepiej świadczy fakt, iż przetrwało europejską emigrację reżysera (jako świeżo upieczony prawnik wyjechał do Brukseli) i przebija spod obcej, neomodernistycznej powierzchni. Chłodnym pejzażom i statycznym portretom autora "Cichego światła" daleko z pozoru do meksykańskiego dziedzictwa, naznaczonego dewocyjną religijnością, ludycznością i gorączką równikowego klimatu. Ale niech nie zmyli nas dystans i obniżona temperatura - one tym bardziej wyjaskrawiają cechy latynoskiego karnawału. Pozwalając uchwycić odurzającą mieszankę wzniosłości i obsceny. Na płótnach miejscowej sztuki sakralnej ciała świętych skąpane we krwi, wijące się w konwulsjach są żywym dowodem na bliskość Erosa i Thanatosa. Nic dziwnego, że mogą, niczym w "Japón" (2002), stać się źródłem seksualnej podniety. Carlos Reygadas intensywnie wygrywa podwójny aspekt chrześcijańskiej boskości. W jego świecie sacrum od profanum niekiedy trudno odróżnić. We wspomnianym już kilkakrotnie fabularnym debiucie bohater doznaje ukojenia, kontemplując końskie truchło, a bezpruderyjne sceny seksu otyłych małżonków w "Bitwie w niebie" (2005) przeplatają się z wizerunkiem cierpiącego Chrystusa.
"Japón", fot. NH
Twórczość Reygadasa niewątpliwie wpisuje się w tradycję kina religijnego, mimo że odżegnuje się od prawd wiary i nie poszukuje moralnych rozstrzygnięć. Nawet jeśli twórca przygląda się małej ortodoksyjnej społeczności mennonitów ("Ciche światło", 2007), nie w ich surowych zasadach czy powtarzalnych rytuałach poszukuje transcendencji. Duchowość rodzi się tu niejako mimochodem, wyłania wprost z rzeczywistości, przede wszystkim z nagiej, pozbawionej estetycznego sztafażu, materii ludzkiego ciała.
Fizyczność ciała i otaczającego go świata to zresztą – obok kilku innych - doskonały klucz do twórczości Reygadasa. Z jednej strony poprzez odarcie ludzkiej powłoki z doskonałości, w jaką zazwyczaj przyoblekają ją ekranowe akty, i ukazanie jej uwikłania w fizjologię, meksykański obrazoburca paradoksalnie pozbawia nagość erotycznego napięcia i otwiera ją na inny wymiar.
"Ciche światło", fot. NH
Z drugiej strony, dla reżysera "Maxhumain" liczy się przede wszystkim materialność – w sensie pogłębionej widzialności - kina. Przydaje się tu rozróżnienie na optyczny i haptyczny sposób percepcji. Pierwszy zakłada dystans, drugi – jego maksymalne skrócenie, aż po wrażenie dotyku. Reygadas często skupia się na fakturze i formie portretowanych obiektów. Zbliża się z kamerą do ludzkiej twarzy na odległość, która sprawia, że rozmywają się rysy, a pozostaje jedynie kontur, kolor i ukształtowanie powierzchni. Lustrzanym odbiciem tego zabiegu zdają się być krajobrazy zdejmowane z lotu ptaka, zatracające swój charakter aż po kartograficzny schemat.
Równie ważny, co plastyczność kadru, jest dla Meksykanina rytm ruchomych obrazów. W wywiadach podkreśla, że muzyka to według niego najdoskonalsza ze sztuk i że montaż filmowy powinien przypominać powolny rozwój melodii w czasie. Reygadas sprzeciwia się hollywoodzkiemu prymatowi historii. Zatrudnia aktorów niezawodowych i robi wszystko, by narracja nie zdominowała formy: treść i sposób opowiadania są dla niego tożsame. Obraz powinien mówić, a historia – wyglądać. Dlatego w powolnym kinie niedoszłego prawnika tak mało jest słów i wydarzeń, a tak dużo zapatrzeń. Podczas wrocławskich Nowych Horyzontów przekonamy się, czy meksykański buntownik pozostał wierny swojej metodzie i w najnowszym, czwartym z kolei, filmie "Post Tenebras Lux".
Chociaż autor "Revolución" (2010) uparcie powtarza, że jego filmy mogłyby powstawać wszędzie, a wśród swoich mistrzów wymienia klasyków kina europejskiego, to jednak trudno nie uznać jego kina za kwintesencję stylu latynoamerykańskiego. Niekoniecznie filmowego, ale rozumianego w szerszym kontekście. Bez wątpienia Reygadas jest najwybitniejszym przedstawicielem awangardowej sztuki z Meksyku i patronem twórczości młodego pokolenia. "Reygadas zrobił właśnie taki film, jaki chciał zrobić" – cytuje Enrique’a Riverę, wyróżnionego Złotym Lampartem za "Parque vía", Urszula Lipińska. "[…] Odniósł zwycięstwo i nie chodzi tylko o zdobyte przez "Japón" nagrody. Nagle grupa ludzi ośmieliła się robić filmy, które wcześniej nie miały prawa się zdarzyć".
"Japón", fot. NH
Twórczość Reygadasa niewątpliwie wpisuje się w tradycję kina religijnego, mimo że odżegnuje się od prawd wiary i nie poszukuje moralnych rozstrzygnięć. Nawet jeśli twórca przygląda się małej ortodoksyjnej społeczności mennonitów ("Ciche światło", 2007), nie w ich surowych zasadach czy powtarzalnych rytuałach poszukuje transcendencji. Duchowość rodzi się tu niejako mimochodem, wyłania wprost z rzeczywistości, przede wszystkim z nagiej, pozbawionej estetycznego sztafażu, materii ludzkiego ciała.
Fizyczność ciała i otaczającego go świata to zresztą – obok kilku innych - doskonały klucz do twórczości Reygadasa. Z jednej strony poprzez odarcie ludzkiej powłoki z doskonałości, w jaką zazwyczaj przyoblekają ją ekranowe akty, i ukazanie jej uwikłania w fizjologię, meksykański obrazoburca paradoksalnie pozbawia nagość erotycznego napięcia i otwiera ją na inny wymiar.
"Ciche światło", fot. NH
Z drugiej strony, dla reżysera "Maxhumain" liczy się przede wszystkim materialność – w sensie pogłębionej widzialności - kina. Przydaje się tu rozróżnienie na optyczny i haptyczny sposób percepcji. Pierwszy zakłada dystans, drugi – jego maksymalne skrócenie, aż po wrażenie dotyku. Reygadas często skupia się na fakturze i formie portretowanych obiektów. Zbliża się z kamerą do ludzkiej twarzy na odległość, która sprawia, że rozmywają się rysy, a pozostaje jedynie kontur, kolor i ukształtowanie powierzchni. Lustrzanym odbiciem tego zabiegu zdają się być krajobrazy zdejmowane z lotu ptaka, zatracające swój charakter aż po kartograficzny schemat.
Równie ważny, co plastyczność kadru, jest dla Meksykanina rytm ruchomych obrazów. W wywiadach podkreśla, że muzyka to według niego najdoskonalsza ze sztuk i że montaż filmowy powinien przypominać powolny rozwój melodii w czasie. Reygadas sprzeciwia się hollywoodzkiemu prymatowi historii. Zatrudnia aktorów niezawodowych i robi wszystko, by narracja nie zdominowała formy: treść i sposób opowiadania są dla niego tożsame. Obraz powinien mówić, a historia – wyglądać. Dlatego w powolnym kinie niedoszłego prawnika tak mało jest słów i wydarzeń, a tak dużo zapatrzeń. Podczas wrocławskich Nowych Horyzontów przekonamy się, czy meksykański buntownik pozostał wierny swojej metodzie i w najnowszym, czwartym z kolei, filmie "Post Tenebras Lux".
Ewa Szponar
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.07.2012
"Jesteś Bogiem" i "Talenty Trójki", czyli polskie filmy Nowych Horyzontów
Zwiastun "Piny" najlepszy w Wałbrzychu!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024