Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Klaartje Quirijns, holenderską dokumentalistką goszczącą w Polsce na zaproszenie 12. MFF Watch Docs. Prawa Człowieka w filmie, rozmawia Urszula Lipińska.
PortalFilmowy.pl: Na początku kariery portretowała pani w swoich filmach m.in. emigranta, który swój amerykański sen o dostatnim życiu zrealizował dzięki szmuglowaniu broni oraz łowcę dyktatorów. pani ostatni dokument, „Anton Corbijn Inside Out” opowiada o reżyserze i fotografie, Antonie Corbijinie. Czy przepaść między tymi bohaterami jest pozorna czy faktycznie bardzo wiele ich dzieli?
Klaartje Quirijns: Te wszystkie postacie żyją w ekstremalnych warunkach, igrają z bardzo delikatnymi kwestiami i niebezpieczeństwami. Bohaterowie moich wczesnych filmów poruszają się w politycznym kontekście, dużo o nim wiedzą, ale jednocześnie wciąż coś może ich zaskoczyć. Sprawa z Antonem wydawała mi się trochę inna, jednak było tak tylko na początku. On także jest postacią, choć niezaangażowaną politycznie, wiedzioną potrzebą sprawdzania siebie w bardzo skrajnych, niełatwych warunkach. Kwestią wiążącą tych wszystkich ludzi jest także to, że oni pozwalają mi się konfrontować ze mną samą, z moimi demonami.
Klaartje Quirijns na WatchDocs, fot.http://www.michaldabrowski.com/
PF: Urodziła się pani w Holandii, w społeczeństwie wolnym, komfortowym, bogatym. Sądzi pani, że stąd może pochodzić pani chęć dotykania tematów, sytuacji i ludzi ekstremalnych, żyjących w zagrożeniu bądź niepokoju? Z poczucia, że pani nie dotyczą?
KQ: Myślę, że możesz mieć rację. Kiedy czynisz swój świat szerszym poprzez podróżowanie czy mieszkanie za granicą, trudno potem zawężyć swoją rzeczywistość jedynie do życia mojej rodziny i nie patrzyć na nią bez świadomości tego, jak funkcjonuje się w innych państwach, np. afrykańskich. To także pułapka, która nakłada na ciebie olbrzymi ciężar, bo zaczynasz czuć irracjonalną empatię z ludźmi żyjącymi w gorszych warunkach i wydaje ci się, że nie masz żadnych problemów dopóki nie masz pistoletu przy skroni. Oduczasz się więc szacunku dla swojego osobistego, małego świata, w którym największym kłopotem jest to, że dziecko nie chce zjeść śniadania. Cieszysz się jednak, że za każdym razem wracasz i zastajesz w domu tylko taki kłopot.
PF: Bohaterowie pani filmów fascynują, bo są niełatwi do zdefiniowania?
KQ: Zawsze portretuję ludzi w taki sposób, jak ja ich widzę, jak ich czuję. Wybieram postaci w moim przekonaniu ambiwalentne, choć na pozór posiadające ugruntowany wizerunek. Florin Krasniqi z „The Brooklyn Connection” był charyzmatyczny, w nim po prostu wszyscy się zakochiwali, więc dla mnie istotne było poszukiwaniejego mrocznej strony. Betty Bigombe z mojego ostatniego filmu, „Peace vs. Justice”, wydawała się nie potrzebować wiele, była bardzo wyrazista i przez to chciałam dotrzeć do czegoś mniej oczywistego w niej. Zupełnie inną historię przeżyłam z Antonem Corbijnem. Spędziłam z nim cztery lata, widziałam jego zachowanie w wielu różnych kontekstach, miałam mnóstwo materiału, a ostatnio kiedy go spotkałam poczułam, jakbym spotkała go pierwszy raz w życiu – był zupełnie innym człowiekiem. Człowiekiem, którego nie widziałam ani raz podczas tych czterech lat.
PF: Powiedziała pani, że zależy pani na przełamaniu pewnego funkcjonującego wizerunku danej osoby. W jaki zatem sposób?
KQ: Bohaterowie moich dokumentów są świadomi kamery, mocy mediów i posiadają umiejętność kreowania samych siebie. Potrafią czarować, jeśli są onieśmieleni – to jedynie przez chwilę. Żadnego z nich nie uznałabym za bezbronną marionetkę oddaną w ręce wszechmogącej reżyserki. Myślę, że czasami, żeby uczynić rozmowę ciekawszą, trzeba kogoś sprowokować albo zastanowić się pytaniami, które w pierwszym odruchu wydają się absurdalne. Patrząc na Florin Krasniqiego pytałam sama siebie czy to wojownik o wolność czy terrorysta? Postać sympatyczna czy faktyczny zabójca niewinnych ludzi? Nie interesują mnie postacie wyłącznie dobre.
PF: Odwróćmy więc to pytanie: czy miała pani kiedykolwiek poczucie, że rozmówca bawi się panią jak marionetką?
KQ: Osobiście uważam, że wykonałam bardzo trudną i żmudną robotę, ignorując wizerunek, który tak gorliwie moi bohaterowie próbowali narzucić. To nigdy nie jest łatwe. Szczególnie Anton to wyczuł, nie spodobało mu się to i często dochodziło między nami do małej walki, bo on chciał mi sprzedać pewne wyobrażenie swojej osoby, a ja usilnie forsowałam ten mur. Corbijn wydaje się osobą bardzo pilnującą tego, aby w nic głębiej się nie angażować, albo swoje zaangażowanie ukrywać. Nie dopuszcza ludzi zbyt blisko. Po premierze „Anton Corbijn Inside Out” jedna z gazet napisała, że pilnie szukam głębi w człowieku, który nic w sobie nie kryje. Ale ja wciąż nie wierzę, że on taki jest. Jak ty pani go odebrała oglądając ten film?
PF: Jako zadziwiająco podobnego do innych pani bohaterów. Oni toczą wojnę, bardzo drastyczną i niebezpieczną, on – nosi walkę w swojej głowie.
KQ: Pracując na tym filmem w ogóle nie wiedziałam, o czym to będzie i wielokrotnie panikowałam, przeczuwając wielką porażkę. Siedziałam z Corbijnem tyle lat i widziałam, że ta historia nie ma dramatyzmu, nie ma konfliktu. Dopiero potem, porównując ten film z moimi wojennymi dokumentami, wydaje mi się, że ta niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa, które inni odczuwają na wojnie, w nim już są.
PortalFilmowy.pl: Na początku kariery portretowała pani w swoich filmach m.in. emigranta, który swój amerykański sen o dostatnim życiu zrealizował dzięki szmuglowaniu broni oraz łowcę dyktatorów. pani ostatni dokument, „Anton Corbijn Inside Out” opowiada o reżyserze i fotografie, Antonie Corbijinie. Czy przepaść między tymi bohaterami jest pozorna czy faktycznie bardzo wiele ich dzieli?
Klaartje Quirijns: Te wszystkie postacie żyją w ekstremalnych warunkach, igrają z bardzo delikatnymi kwestiami i niebezpieczeństwami. Bohaterowie moich wczesnych filmów poruszają się w politycznym kontekście, dużo o nim wiedzą, ale jednocześnie wciąż coś może ich zaskoczyć. Sprawa z Antonem wydawała mi się trochę inna, jednak było tak tylko na początku. On także jest postacią, choć niezaangażowaną politycznie, wiedzioną potrzebą sprawdzania siebie w bardzo skrajnych, niełatwych warunkach. Kwestią wiążącą tych wszystkich ludzi jest także to, że oni pozwalają mi się konfrontować ze mną samą, z moimi demonami.
Klaartje Quirijns na WatchDocs, fot.http://www.michaldabrowski.com/
PF: Urodziła się pani w Holandii, w społeczeństwie wolnym, komfortowym, bogatym. Sądzi pani, że stąd może pochodzić pani chęć dotykania tematów, sytuacji i ludzi ekstremalnych, żyjących w zagrożeniu bądź niepokoju? Z poczucia, że pani nie dotyczą?
KQ: Myślę, że możesz mieć rację. Kiedy czynisz swój świat szerszym poprzez podróżowanie czy mieszkanie za granicą, trudno potem zawężyć swoją rzeczywistość jedynie do życia mojej rodziny i nie patrzyć na nią bez świadomości tego, jak funkcjonuje się w innych państwach, np. afrykańskich. To także pułapka, która nakłada na ciebie olbrzymi ciężar, bo zaczynasz czuć irracjonalną empatię z ludźmi żyjącymi w gorszych warunkach i wydaje ci się, że nie masz żadnych problemów dopóki nie masz pistoletu przy skroni. Oduczasz się więc szacunku dla swojego osobistego, małego świata, w którym największym kłopotem jest to, że dziecko nie chce zjeść śniadania. Cieszysz się jednak, że za każdym razem wracasz i zastajesz w domu tylko taki kłopot.
PF: Bohaterowie pani filmów fascynują, bo są niełatwi do zdefiniowania?
KQ: Zawsze portretuję ludzi w taki sposób, jak ja ich widzę, jak ich czuję. Wybieram postaci w moim przekonaniu ambiwalentne, choć na pozór posiadające ugruntowany wizerunek. Florin Krasniqi z „The Brooklyn Connection” był charyzmatyczny, w nim po prostu wszyscy się zakochiwali, więc dla mnie istotne było poszukiwaniejego mrocznej strony. Betty Bigombe z mojego ostatniego filmu, „Peace vs. Justice”, wydawała się nie potrzebować wiele, była bardzo wyrazista i przez to chciałam dotrzeć do czegoś mniej oczywistego w niej. Zupełnie inną historię przeżyłam z Antonem Corbijnem. Spędziłam z nim cztery lata, widziałam jego zachowanie w wielu różnych kontekstach, miałam mnóstwo materiału, a ostatnio kiedy go spotkałam poczułam, jakbym spotkała go pierwszy raz w życiu – był zupełnie innym człowiekiem. Człowiekiem, którego nie widziałam ani raz podczas tych czterech lat.
PF: Powiedziała pani, że zależy pani na przełamaniu pewnego funkcjonującego wizerunku danej osoby. W jaki zatem sposób?
KQ: Bohaterowie moich dokumentów są świadomi kamery, mocy mediów i posiadają umiejętność kreowania samych siebie. Potrafią czarować, jeśli są onieśmieleni – to jedynie przez chwilę. Żadnego z nich nie uznałabym za bezbronną marionetkę oddaną w ręce wszechmogącej reżyserki. Myślę, że czasami, żeby uczynić rozmowę ciekawszą, trzeba kogoś sprowokować albo zastanowić się pytaniami, które w pierwszym odruchu wydają się absurdalne. Patrząc na Florin Krasniqiego pytałam sama siebie czy to wojownik o wolność czy terrorysta? Postać sympatyczna czy faktyczny zabójca niewinnych ludzi? Nie interesują mnie postacie wyłącznie dobre.
PF: Odwróćmy więc to pytanie: czy miała pani kiedykolwiek poczucie, że rozmówca bawi się panią jak marionetką?
KQ: Osobiście uważam, że wykonałam bardzo trudną i żmudną robotę, ignorując wizerunek, który tak gorliwie moi bohaterowie próbowali narzucić. To nigdy nie jest łatwe. Szczególnie Anton to wyczuł, nie spodobało mu się to i często dochodziło między nami do małej walki, bo on chciał mi sprzedać pewne wyobrażenie swojej osoby, a ja usilnie forsowałam ten mur. Corbijn wydaje się osobą bardzo pilnującą tego, aby w nic głębiej się nie angażować, albo swoje zaangażowanie ukrywać. Nie dopuszcza ludzi zbyt blisko. Po premierze „Anton Corbijn Inside Out” jedna z gazet napisała, że pilnie szukam głębi w człowieku, który nic w sobie nie kryje. Ale ja wciąż nie wierzę, że on taki jest. Jak ty pani go odebrała oglądając ten film?
PF: Jako zadziwiająco podobnego do innych pani bohaterów. Oni toczą wojnę, bardzo drastyczną i niebezpieczną, on – nosi walkę w swojej głowie.
KQ: Pracując na tym filmem w ogóle nie wiedziałam, o czym to będzie i wielokrotnie panikowałam, przeczuwając wielką porażkę. Siedziałam z Corbijnem tyle lat i widziałam, że ta historia nie ma dramatyzmu, nie ma konfliktu. Dopiero potem, porównując ten film z moimi wojennymi dokumentami, wydaje mi się, że ta niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa, które inni odczuwają na wojnie, w nim już są.
Urszula Lipińska
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 14.12.2012
„Mniejsza” sztuka? Młodzi filmowcy a kino dla dzieci
"Charmeurs innocents" czyli Komeda w Brukseli
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024