PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Daniel Odija
  15.05.2013

Lubię tę zabawę, gdy zaraz po przeczytaniu książki zabieram się do obejrzenia jej ekranizacji. Tak też zrobiłem z literackim arcydziełem, którym bez wątpienia jest powieść "Pod wulkanem" Malcolma Lowry’ego i z filmem Johna Hustona zrealizowanym pod tym samym tytułem w 1984 roku. Powieść przeczytałem, film obejrzałem i nasunęło mi się kilka wniosków.

W swojej książce Malcolm Lowry zaserwował nam skomplikowaną mozaikę narracyjną, gdzie niczym niezapowiedziane retrospekcje mieszają się z teraźniejszością, a opisy stanów delirycznych wpływają na postrzeganą rzeczywistość. Film to skrajnie uproszczona fabuła i Albert Finney, wcielający się w postać Geoffreya Firmina, brytyjskiego konsula w Meksyku. Rola wybitna, ale do tego wrócimy.

Albert Finney w filmie "Pod wulkanem". Fot. materiały prasowe

Główny bohater, Konsul, jest alkoholikiem. Czytamy i oglądamy ostatni dzień jego życia, a dzień ten jest Świętem Zmarłych roku 1938. Polityczna sytuacja Meksyku jest napięta, ponury cień rzuca na nią zbliżająca się wojna światowa. "Pod wulkanem" to przede wszystkim fascynujący poemat o meskalu i tequili, które niszczą życie i miłość Konsula. To próba wewnętrznej analizy alkoholizmu.

Film nie jest w stanie ukazać całego bogactwa przemyśleń, słowotoku, pourywanych myśli, halucynacji, niedokończonych wątków, które stanowią o wyjątkowości powieści Lowry’ego. Zresztą nie taki był zamiar Johna Hustona, by wkraczać w wewnętrzny świat Konsula. W filmie stajemy się raczej świadkami dramatu niż jego współuczestnikami. To co w książce "ukryte" pod warstwą wewnętrznych przeżyć bohatera, na ekranie ukazane jest z całą surowością obrazu.

Przykładem niech będzie scena w łazience. W powieści całą sytuację widzimy oczami Konsula. Razem z nim uczestniczymy w potwornych przekształceniach świata, delirycznych zwidach, jesteśmy w środku świata alkoholika. Tymczasem w filmie przyglądamy się wszystkiemu z boku. Jesteśmy świadkami nieporadności pijanego bohatera, którego młodszy brat (Hugh) próbuje ogolić, a żona (Yvonne) pomaga mu się rozebrać. Przepocony i pijany Konsul wskakuje na chwilę pod prysznic i cała sytuacja ociera się o groteskowość, której brakuje w powieści. Ta różnica perspektyw jest dość znacząca. Bo jeśli podczas czytania obudzi się w nas niezdrowa fascynacja światem alkoholowych halucynacji, film znosi to całe zauroczenie. Oglądamy żenujące kombinacje pijaka, który próbuje ukryć swoje picie i udaje, że nie pije. Tymczasem czytając powieść złapałem się na tym, że filozoficzny słowotok, poetyckie frazy, cała nadbudowa psychologiczna zaciemnia brutalną i wstydliwą fizyczność nałogu.

Wróćmy jednak do Alberta Finney’a, który gra Konsula. Podobno, zdaniem aktorów, najtrudniej zagrać pijanego i wariata. Albert Finney w roli Konsula dokonuje rzeczy wyjątkowej. Stwarza własnego pijaka, niepodlegającego schematom, choć w kilku pierwszych scenach trochę mnie irytował. Może dlatego, bo szukałem roli przerysowanej, naznaczonej nieskoordynowanymi gestami. Tymczasem otrzymałem postać potykającą się o własną słabość. Co rozumiem pod tym określeniem? A to, że Albert Finney gra alkoholika "subtelnego", czyli takiego, który doskonale udaje trzeźwego, choć cały czas balansuje na krawędzi permanentnej delirki. W dodatku Finney wniósł w swoją postać sporą dawkę czarnego humoru, czego nie uświadczysz w książce. Filmowy Konsul wywołuje sympatię, podczas gdy książkowy głównie współczucie.

W takim razie czy warto obejrzeć film, przeczytać książkę? Film warto dla Alberta Finney’a, książkę dla języka, brawurowej narracji. Ale muszę przyznać, że zsumowana dawka ponad czterystu stron słów i półtorej godziny obrazu, lekko zatruła mnie wyziewami meskalu, który jeszcze przez kilka dni czułem w powietrzu, choć nigdy nie poznałem jego smaku. I jakoś nie ciągnie mnie, by poznać.


Daniel Odija
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Mocne otwarcie „Iron Mana 3”
Nieoczekiwana zmiana lidera
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll