PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Malwina Grochowska
  27.09.2012
Ekscytacja na widok szpilek od Manolo nigdy nie była oznaką zdrowia psychicznego, ale dziś na wskroś manhattańskie, żyjące w kokonie z dolarów bohaterki „Seksu w wielkim mieście”, sprawiają wrażenie bardziej oderwanych od rzeczywistości niż niegdyś. Jakie to wyzwalające uczucie oglądać dla odmiany na ekranie dziewczyny, dla których większy problem niż nowe buty i kochanek stanowi brak kasy na czynsz.

Za moim nowojorskim oknem mam wyjście pożarowe i głośny reggaeton z przejeżdżających samochodów, a nie zaciszną uliczkę w West Village, więc chyba strasznie bym się wkurzała, gdybym oglądała teraz na nowo przygody Carrie i jej koleżanek.

Na szczęście wraz z kryzysem filmowcy zdecydowali się częściej pokazywać nam przedstawicieli słynnych 99 procent społeczeństwa. W przypadku filmów nowojorskich taka zmiana perspektywy oznacza przede wszystkim to, że nasi biedni bohaterowie przenoszą się za rzekę, na Brooklyn. Czyli robią to samo, co uboższa i młodsza część populacji, która w dżinsach-rurkach, wzorach ściągniętych z cerat i podomek (to raczej dotyczy hipsterstwa płci żeńskiej) oraz brodach „na drwala” (częściej mężczyźni) krąży z kubkami organicznej kawy po Bedford Avenue na brooklyńskim Williamsburgu. Oczywiście, ich „ubóstwo” jest względne. Jeśli porównamy ich styl życia ze stylem życia uprzywilejowanych, to faktycznie, wypadnie on skromnie. Klimat Williamsburga nadal wyznaczają stragany ze starociami i bezpretensjonalne knajpy. Ale jeśli zapuścimy się wgłąb Brooklynu do czarnych, latynoskich i chasydzkich dzielnic nagle okaże się, że kupowanie kiszonych ogórków domowej roboty trzykrotnie drożej z tego powodu, że mają one ręcznie wypisaną etykietkę, wcale nie jest powszechnym zachowaniem.


Wycieczkę na Brooklyn jeszcze dekadę temu wielu nowojorczyków uważało za akt odwagi, dziś jest to po prostu w modzie. I choć dzielnica za rzeką ma swoją filmową mitologię od dawna, to teraz nie tylko przeżywa ekranowy renesans, ale i skutecznie pudruje swój wizerunek.

Największa gmina Nowego Jorku została między innymi bohaterką rewelacyjnego serialu Jonathana Amesa „Znudzony na śmierć”. Raymond Chandler mógł zostać tu użyty już wyłącznie jako dowcipna stylizacja, bo filmowy Brooklyn przestał być miejscem, gdzie człowiek natyka się na tajemnicze morderstwa, a raczej potyka o dziecięce wózki. Głównie na Brooklynie toczy się również akcja dwóch ważnych seriali z dziewczynami w tytule: „Two Broke Girls” i „Girls”. Ich bohaterki łączy nie tylko kod pocztowy, ale i sytuacja życiowa: z trudem samodzielnie się utrzymują.

Tymczasem Nowojorski Festiwal Filmowy pokazuje właśnie „Frances Ha”, dzieło Noaha Baumbacha i Grety Gerwig. Wspólnie napisali scenariusz, on wyreżyserował, ona zagrała główną bohaterkę. Tytułowa Frances jest nadgorliwa i niepozbierana jak Hannah z „Girls”. W jednej z wielu świetnych scen postanawia zapłacić za kolację swojego kumpla (Adam Driver, wredny chłopak z „Girls”), ale okazuje się, że jej karta debetowa nie działa. Pół godziny czasu ekranowego później, po zabawnej sekwencji poszukiwania bankomatu, dziewczyna płaci gotówką i usprawiedliwia się przed chłopakiem: „Chyba jednak nie jestem taka dorosła, jak mi się wydawało”. Różne etapy w życiu Frances wyznaczają różne adresy. Na chwilę przenosi się nawet na Manhattan, do China Town, ale szybko przekonuje się, że to nie lokum na jej kieszeń. Tak więc Frances przemieszcza się głównie po bliższym i dalszym Brooklynie. Bo to oczywiście on jest tu, obok przeuroczej dziewczyny, bohaterem obrazu. To on stanowi dziś najodpowiedniejsze tło, by pokazać młodą, ambitną i trochę zagubioną postać.


Kadr z filmu "Frances Ha", fot. materiały prasowe

Film jest czarno-biały, przez co trudno uniknąć skojarzeń z „Manhattanem” Woody'ego Allena. W latach 70. okolice Central Parku jeszcze nadawały się na miejsce neurotycznych rozmów o życiu. Można było sobie wyobrazić, że tam obraca się bohema. Teraz nie ma ona czego szukać na zgentryfikowanym górnym Manahattanie, jeśli w ogóle słowa „bohema” można jeszcze użyć bez ironii. We „Frances Ha” widzimy raczej bobo, bohemian bourgeois – dość młodych ludzi szukających prawdziwych siebie przez pół życia, utrzymywanych przez bogatych rodziców, uwikłanych w związki o różnych konstelacjach. Taka jest też Frances, bohaterka naszej epoki i tej specyficznej części Nowego Jorku, która zostało okrzyknięta „najfajniejszym miastem na świecie”.

„Frances Ha” to po prostu mój film i jestem przekonana, że wielu widzów powie po seansie to samo. Jest złożony z fragmentów znajomych emocji i otaczającej, a niewykoncypowanej rzeczywistości. Nie urodziłam się w Sacramento jak Frances, mieszkam w East Village, a nie na Brooklynie, ale to nieistotne. Sądzę, że autorzy uchwycili we „Frances Ha” ducha czasu, tak jak swojego czasu zrobił to Woody Allen w „Manhattanie”.

A wracając do butów: Frances bez przerwy chodzi w chodakach. Pożegnajmy Manolo bez żalu. Crocksy to marka na miarę epoki i stopę pracującej kobiety.


Malwina Grochowska
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Jesteś Bogiem” wciąż szturmuje kina.
Box Office. Znakomite otwarcie "Jesteś Bogiem"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll