Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
To w Europie chętnie adaptuje się na film dzieła literackie z przeszłości. Jeśli Anglicy robią właśnie "Annę Kareninę" w stulecie śmierci Tołstoja, to w widzach nie wywołuje to żadnego zdziwienia. Odwrotnie w Ameryce, gdzie filmowane są przeważnie najnowsze bestsellery, które wykorzystują ich doraźną aktualność. Toteż powstanie obyczajowego dramatu "Czyż nie dobija się koni?" Sydneya Pollacka było w produkcji Hollywoodu znamiennym wyjątkiem. Pollack zekranizował powieść Horacego McCoya, wydaną 35 lat wcześniej, starszą o całe pokolenie. Z pewnością nie chodziło reżyserowi o łatwe zdyskontowanie cudzego sukcesu, bo w USA o książce McCoya dawno zapomniano.
Jane Fonda w filmie "Czyż nie dobija się koni?". Fot. materiały prasowe
Na ukwieconej łące dobija się strzałem wierzchowca, który złamał nogę. I kamera przewędrowuje do autentycznej, tandetnej Aragon Ballroom, gdzie w przerażających latach Wielkiego Kryzysu odbywały się osławione kalifornijskie "maratony tańca". Kilkadziesiąt par tańczyło po parę tygodni bez przerwy (wyjąwszy dziesięciominutowy odpoczynek co godzinę), jedząc, goląc się, śpiąc w tańcu, ponieważ najwytrwalsza ze słaniających się par otrzymywała 1500 dolarów nagrody. Pollack zadbał skrupulatnie o rekonstrukcję tamtych lat 30.,weryfikując nie tylko ówczesne uczesania, toalety, meble, ale nawet autentyzm każdej z reklam.
Gig Young w filmie "Czyż nie dobija się koni?". Fot. materiały prasowe
Pozwalam sobie na tezę, że w plejadzie wybitnych aktorów, kreujących kilkanaście kluczowych ról, wbrew licznym opiniom to nie tańcząca z makabrycznym zmęczeniem wielka Jane Fonda wysuwa się na czoło, tylko mało znany (choć za tę rolę wyróżniony Oscarem) Gig Young - impresario, jedyny nietańczący, ale także niedospany i niedogolony, w służbowym smokingu. Nikczemny i dobrotliwy, odrażający i patetyczny, pan i sługa całego mechanizmu, wołający: "Oto postawa iście amerykańska!", "Brawa dla przegrywającej!", "Ile jeszcze wytrzymają ci wspaniali?". To on pozwala przenieść wymowę filmu z wyjątkowego przypadku na wielką metaforę. Jest nią wizja Ameryki z jej nieubłaganym egoizmem w dążeniu do sukcesu. Choćby i po trupach. Kto nie zastosuje się do reguł gry - musi zostać wyeliminowany.
Ile jeszcze wytrzymają ci wspaniali? Nie wytrzymują. Sympatyczny starszawy marynarz doznaje zawału. A Gloria - niezapomniana Jane Fonda? Która wie, że w tym życiu nie będzie nagrody? Padnie strzał. Będzie to akt litości dla wierzchowca, który już nie chce biec. A maraton trwa. Komu nagrodę?
Kto miałby ochotę zestawić film Pollacka z wcześniejszymi filmami włoskich neorealistów, ten zauważy, że tu nie akcentuje się nędzy, tylko instynktowny lęk bohaterów przed klęską, przed samotnością, przed brakiem akceptacji społecznej.
Jane Fonda w filmie "Czyż nie dobija się koni?". Fot. materiały prasowe
Na ukwieconej łące dobija się strzałem wierzchowca, który złamał nogę. I kamera przewędrowuje do autentycznej, tandetnej Aragon Ballroom, gdzie w przerażających latach Wielkiego Kryzysu odbywały się osławione kalifornijskie "maratony tańca". Kilkadziesiąt par tańczyło po parę tygodni bez przerwy (wyjąwszy dziesięciominutowy odpoczynek co godzinę), jedząc, goląc się, śpiąc w tańcu, ponieważ najwytrwalsza ze słaniających się par otrzymywała 1500 dolarów nagrody. Pollack zadbał skrupulatnie o rekonstrukcję tamtych lat 30.,weryfikując nie tylko ówczesne uczesania, toalety, meble, ale nawet autentyzm każdej z reklam.
Gig Young w filmie "Czyż nie dobija się koni?". Fot. materiały prasowe
Pozwalam sobie na tezę, że w plejadzie wybitnych aktorów, kreujących kilkanaście kluczowych ról, wbrew licznym opiniom to nie tańcząca z makabrycznym zmęczeniem wielka Jane Fonda wysuwa się na czoło, tylko mało znany (choć za tę rolę wyróżniony Oscarem) Gig Young - impresario, jedyny nietańczący, ale także niedospany i niedogolony, w służbowym smokingu. Nikczemny i dobrotliwy, odrażający i patetyczny, pan i sługa całego mechanizmu, wołający: "Oto postawa iście amerykańska!", "Brawa dla przegrywającej!", "Ile jeszcze wytrzymają ci wspaniali?". To on pozwala przenieść wymowę filmu z wyjątkowego przypadku na wielką metaforę. Jest nią wizja Ameryki z jej nieubłaganym egoizmem w dążeniu do sukcesu. Choćby i po trupach. Kto nie zastosuje się do reguł gry - musi zostać wyeliminowany.
Ile jeszcze wytrzymają ci wspaniali? Nie wytrzymują. Sympatyczny starszawy marynarz doznaje zawału. A Gloria - niezapomniana Jane Fonda? Która wie, że w tym życiu nie będzie nagrody? Padnie strzał. Będzie to akt litości dla wierzchowca, który już nie chce biec. A maraton trwa. Komu nagrodę?
Kto miałby ochotę zestawić film Pollacka z wcześniejszymi filmami włoskich neorealistów, ten zauważy, że tu nie akcentuje się nędzy, tylko instynktowny lęk bohaterów przed klęską, przed samotnością, przed brakiem akceptacji społecznej.
Jerzy Płażewskli
Portalfilmowy.pl
Box Office. Kolejna polska premiera osiąga dobry wynik
Box Office. Znakomite otwarcie „Bejbi blues”!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024