PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  3.09.2012
„It’s all good”
Bob Dylan


Czytam o „Siostrze mojej siostry”: „Iris i Hanna to siostry. Jack jest najlepszym przyjacielem Iris. Ta trójka niespodziewanie spędzi razem kilka dni w domku na odludziu. Kto kogo kocha? Kto coś udaje? Kto kim manipuluje? I kto chce się z kim przespać?”.

Myślę: Warto? Czy te załamujące pytania, to one mają mnie zachęcić do kupna biletu? Pytania kojarzące mi się nieodłącznie z polską komedią romantyczną, której nawet nie udaję, że jestem w stanie oglądać: kto kogo kocha? kto się z kim prześpi? A co mnie to ma niby obchodzić?! Gdybym chciał mieć taką wiedzę, wystarczy bym sobie kupił w kiosku „Galę” albo inne jakieś kolorowe pisemka (nie powiem dla pań, bo i panowie do nich zaglądają skwapliwie), które całe są pełne takich pytań i odpowiedzi: mniej wydam, a posiądę przynajmniej rzeczywistą wiedzę nie o postaciach, ale o aktorach, wiedzę, bez której, naprawdę, na miły Bóg, mogę sobie wyobrazić swoje życie.

Ale jednak.
Idę.


Emily Blunt i Rosemarie DeWitt w filmie „Siostra twojej siostry”, reż. Lynn Shelton, fot. Gutek Film

Oglądam film. I jest zupełnie nie tak, jak sobie to mogłem imaginować po lekturze zapowiedzi. Owszem jest o miłości, jest o „przespaniu się” i w sumie o to chodzi, że ktoś się przespał z kimś, ktoś coś udaje, ale też ktoś kogoś kocha.

To znaczy: przespały się ze sobą tylko dwie osoby (nie mówimy o siostrach), z których jedna darzy uczuciem tę trzecią. Obie zresztą, druga i trzecia, mają się ku sobie, ale są raczej do zakochania skłonne bardziej niż do przespania (na razie przynajmniej, mimo że śpią razem, to na waleta, i nic między nimi nie zachodzi). Gotowy konflikt, bo następstwem tego przypadkowego przespania się może być dziecko. Uff. Ciężko się streszcza filmy o miłości.

Film jest amerykański, nie martwcie się, to znaczy, że kończy się dobrze, ale też film jest amerykański w tym, w jaki sposób jest opowiedziany: zwroty akcji są absolutnie w odpowiednich momentach; sceny tak złączone, że tworzą warstwę ciągłą (żadnych szwów między scenami, rzecz toczy się gładko i niezauważalnie); aktorzy grają jakby byli postaciami, które grają; ważną rolę pełni dźwięk, trochę może „przesterowany”, bardzo dużo detali dochodzących zza kadru. A przede wszystkim dialogi są takie (szczególnie męska rola), że słucha się ich jak bardzo dobrze napisanego tekstu: te niuanse w wypowiedziach Jacka (Mark Duplass), ta ironia, to odklejenie się od sytuacji, aluzje – nie wiem czy ludzie tak mówią, ale nie ma wątpliwości: tak właśnie, w swój absolutnie indywidualny sposób mówi Jack. Kobiety (siostry) w tym względzie są może trochę gorzej napisane.

Film odsłania trochę niehollywoodzkiej Ameryki: Jack ubrany jest nieznośnie, starsza siostra (Rosemarie DeWitt) nie lepiej; młodsza (Emily Blunt) jest trochę jakby z lepszego świata; zresztą jest może aktorką, która trafiła do tej niskobudżetowej produkcji jak dziewczynka z dobrego, hollywoodzkiego domu. Więc nie dość, że należycie jest ubrana, to gra jeszcze, mam takie wrażenie, jak należy grać w amerykańskiej komedii romantycznej.

Czyli jak, zapyta ktoś przytomnie?

Czyli, żeby dobrze wypadło i wszystko było jak należy, odpowiem oględnie.


Kadr z filmu „Siostra twojej siostry, fot. Gutek Film

Nikt się tu jednak nie zagrywa: sytuacje, które buduje scenariusz (dwójka, która przespała się ze sobą, próbuje ukryć ten fakt przed trzecią osobą), aż się proszą o znane nam z romantycznych komedii miny, gesty, koniecznie za plecami osoby okłamywanej. Jest tego trochę, ale nie wydaje mi się, aby reżyserce zależało na odwołaniu się do tego typu grepsów (już widzę jak czyni to Adam Sandler czy Jeniffer Aniston).

Wychodzę więc z seansu i cieszę się, że nie dałem się zwieść reklamowym tekścidłom i poszedłem do kina; wcale nie po to, aby poznać odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi zupełnie mnie nie interesują, ale aby spędzić jakiś czas w miłym towarzystwie: oglądając bardzo profesjonalnie opowiedzianą historię, która kończy się dobrze.

To chyba dobrze? – mam nadzieję.

Są wciąż takie filmy w amerykańskim kinie nie tylko offowym (czy też niehollywoodzkim; jakoś w europejskim kinie tego mniej, w polskim jeszcze bardziej), którym udaje się to, co kiedyś udawało się wielkim pisarzom: ja tego nie umiem nazwać inaczej jak humanistycznym podejściem do świata. Pamiętam „Dróżnika”, pamiętam „Małą Miss” i wiele innych: ich przesłanie jest takie, że świat ludzi jest ciekawy i z natury dobry, chociaż niekiedy zdarza się tymże ludziom dokonać jakichś niegodnych czynów; i że sam proces opowiadania o tychże ludziach jest bardzo ekscytującym zajęciem. Jest tak, jakby reżyserzy z ochotą i skwapliwością dzielili się z nami tymi swymi odkryciami o ludzkiej naturze; i tę swoją satysfakcję z owego odkrycia potrafili w jakiś cudowny sposób umieścić w sposobie opowiadania.

Jest jakaś tam jasność, jest nadzieja i sposób opowiadania, który podnosi na duchu.


Krzysztof Koehler
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Polscy widzowie zakochani w Rzymie.
Box Office. Kolejny sukces Woody’ego Allena
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll