PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
FABUŁA
Ekranowe emploi obchodzącego dziś 65. urodziny Olgierda Łukaszewicza zdominowali jaśniepanicze, romantyczni młodzieńcy, którzy przeważnie smutno kończą.
Ekranowe emploi obchodzącego dziś 65. urodziny Olgierda Łukaszewicza zdominowali jaśniepanicze, romantyczni młodzieńcy, którzy przeważnie smutno kończą.

Tak było właściwie od debiutu w "Brzezinie" Andrzeja Wajdy. Nowym wyzwaniem była praca z Kazimierzem Kutzem. W "Soli ziemi czarnej" i "Perle w koronie" był przedstawicielem proletariatu, w "Sławie i chwale" - ekscentrycznym, choć dyskretnym homoseksualistą. A w "Wezwaniu" Solarza - chłopem. Sporadycznie trafiały mu się ucieczki od ról najpiękniej umierającego młodzieńca. W "Gorączce" Agnieszki Holland zagrał anarchistę i nazistowskiego fanatyka.


Olgierd Łukaszewicz jako prezes ZASP i Andrzej Wajda w Sejmie, 2005 rok fot. SFP / Paweł Terlikowski

Amant, ideowiec, nadwrażliwiec: tak przez lata postrzegali go reżyserzy. Postać Alberta w "Seksmisji" zupełnie do nich nie pasowała...  - Dla mnie też była pewnym zaskoczeniem - przyznaje aktor. - Podczas realizacji filmu "Lekcja martwego języka" Janusza Majewskiego mieszkałem razem w domku kempingowym z Juliuszem Machulskim. Kreślił sobie wtedy scenariusz nowego filmu i nie zdradzając szczegółów powiedział, że ma dla mnie rolę. Kiedy wręczał pierwszą wersję scenariusza był bardzo tajemniczy. Przejrzałem i bardzo mi się podobała, choć nie ukrywałem, że Albercik nieco mnie zaskoczył... Czasem pojawiały się w Teatrze Telewizji, komedie bulwarowe, do których mnie zapraszano, ale najczęściej pełniłem w nich rolę ozdobnika. W "Seksmisji" natomiast to było zupełnie nowe wyzwanie. Szczególnie trudne, gdy miało się za partnera Jerzego Stuhra.

 - Ten dialog mógł się odbywać jedynie na kontrapunkcie. Tylko w taki sposób mogliśmy rozgrywać swoisty mecz. Zdawaliśmy sobie sprawę, że ten film będzie wydarzeniem, ale jego popularność przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Wiem, że władze kopalni soli postanowiły przeznaczyć jedną z komór na muzeum "Seksmisji", jako komedii wszechczasów, a gdyński Teatr Muzyczny przygotowuje się do realizacji musicalowej tego utworu. Wszyscy jesteśmy zaproszeni na premierę.

Kolejnym reżyserem, który chciał zerwać ze schematem Łukaszewicza, jako "jaśnie panicza" i nadwrażliwca był Filip Bajon. W "Magnacie" obsadził go w roli Franzla, młodego faszysty. - Filip miał różne pomysły na tę obsadę - wspomina aktor. - Najczęściej przypomina mi się jego opowieść, jak po spotkaniu w Hotelu Forum podeszły do nas cyganki i patrząc na mnie ze współczuciem stwierdziły:  "On taki chory, umierający, zawsze gra gruźlików". Filip przyjrzał mi się wówczas baczniej; wymyślił, że na głowie trzeba zrobić głębsze zakola, podnieść czoło, przegładzić włosy na drugą stronę i obsadził w roli Franzla. Swoją drogą, ci młodzi faszyści też często byli nadwrażliwcami, tylko w sposób odpychający. Ludźmi zamkniętymi w sobie a jednocześnie gwałtownikami, którzy z niewyżytą radością potrafią dać w kość. Zawsze chciałem grać nie tylko ludzi, ale i problemy. Na tym polega aktorstwo, w przeciwieństwie do gwiazdorstwa, kryjącego w sobie niebezpieczeństwo wystawiania na plan pierwszy siebie.

 O tym, że Olgierd Łukaszewicz słynie z precyzji, świadczy choćby jedna z anegdot, którą opowiadał reżyser "Magnata" Filip Bajon. - U Ola wszystko musi być poparte intelektualną analizą. Pamiętam, jak w jednej ze scen "Magnata" miał wyjść i zamknąć drzwi. "Jak mam je zamknąć? - pytał. - Na raz, dwa czy trzy?". Zamknij "na dwa". I zamknął "na dwa"...

 Aktor słynie z bardzo poważnego stosunku do wykonywanego zawodu. - Nikt mnie nie namówi, żebym zaśpiewał piosenkę lub wystąpił w kabarecie - mówi. - Moi wszechstronnie utalentowani koledzy to potrafią. Uważam jednak, że nie można bezkarnie szafować swoją wrażliwością. To nie jest tak, że kabaret nie odciska się potem na czymś, co ma aspirować do poetyckiej syntezy. Odmówiłem brania udziału w reklamach telewizyjnych, bo nie jestem na tyle utalentowanym aktorem - i to nie jest kokieteria - żebym potem umiał narzucić widzowi swoją twarz, grając człowieka. Wzorem aktora jest dla mnie Tadeusz Łomnicki czy też Gustaw Holoubek. Artyści wybitni, wielostronni, którzy nie występowali w kabarecie ani na festiwalach piosenek. Mówię tu o sobie, nie dlatego, by oceniać to, co robią moi koledzy.

Łukaszewicz ma bardzo ciekawy epizod na rynku niemieckojęzycznym. Zaczął od studenckiego "off" teatrzyku, w którym reklamowali go, jako gwiazdę z Polski. Otrzymał wtedy bardzo pochlebne recenzje austriackiej prasy. Stopniowo doszedł do najdroższych produkcji europejskich. Pracował pod reżyserską ręką Reinharda Hauffa, Berndta Fischerauera, Toma Tölle. Grał m.in. twórcę ruchu anabaptystów, polskiego naukowca, który w tamtejszych instytutach pracuje jako genetyk oraz anarchistę, a przy tym narkomana i podłego typa, udającego grafa. To zabawne, bo niemieckiego zaczął uczyć się dość późno... czytając w oryginale "Proces" Kafki.  Wyrazem uznania tamtych dokonań była nagroda prezydenta Niemiec, a wcześniej nagroda im. Poli Negri.

W ostatnich latach duże uznanie Olgierd Łukaszewicz zyskał rolą Augusta Emila Fieldorfa w filmie "Generał Nil". Ryszard Bugajski wspominał, że kiedy zainteresował się scenariuszem filmu, od razu wiedział, że to właśnie Łukaszewicz  powinien zagrać tytułową postać. - To było zaskakujące spotkanie - mówi aktor. - Bugajski zobaczył mnie bowiem w tłumie gości w ambasadzie amerykańskiej. Bankiet zorganizowany był na cześć Andrzeja Wajdy z okazji przyznania mu nagrody im. Czesława Miłosza. Po oficjalnych przemówieniach podszedł do mnie i powiedział "To będziesz ty". Po dłuższej przerwie wyjaśnił, że robi film o generale Fieldorfie i chce zaproponować mi tytułową postać. Poczułem ogromną wdzięczność, bo na rolę tego formatu czekałem wiele lat. Widzowie i krytycy dość zgodnie przyznali, że udało się mu zagrać nie symbol, a człowieka.



Olgierd Łukaszewicz jako prezes ZASP w Sejmie z Andrzejem Wajdą - w dniu czytania Ustawy o Kinematografii, 2005. fot. Paweł Terlikowski ?SFP

- Starałem się nawiązać do skromności i prostoty, o której mówił mi niegdyś nieodżałowany Stanisław Różewicz - mówił aktor. - To było takie "światełko kontrolne" dotyczące panowania nad emocjami, odejścia od niepotrzebnego patosu. Przeżywałem coś podobnego, kiedy telewizja zaproponowała mi przeczytanie Testamentu Jana Pawła II tuż po jego śmierci. W filmie "Generał Nil" bardzo pomogła mi rzeczowość reżysera, jego konkretność. Ryszard Bugajski miał jasne wyobrażenie, jak ten film powinien wyglądać. Dla mnie to ogromna satysfakcja i ciekawe doświadczenie filmowe, bardzo różne od tych, które pojawiły się wcześniej.

(...)
Pytany, w jakiej roli sam by się dziś obsadził, jubilat po chwili namysłu odpowiada: - Kiedyś Józef Szajna widział mnie w postaci Don Kichota. Wtedy ta realizacja nie doszła do skutku. Teraz, po latach czuję, że miałbym w tej roli sporo do powiedzenia. Myślę, że taki Don Kichot, idealista, który jednocześnie potrafi spojrzeć na siebie z ironią byłby ciekawym wyzwaniem.


Jan Bończa-Szabłowski
www.pisf.pl
  7.09.2011
Grzechy własne - z Krzysztofem Krauze rozmawia Łukasz Maciejewski
Tak pięknie się uśmiechał. Wspomnienie o Krzysztofie Kieślowskim
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll