Nowe Horyzonty: dźwięki nie z tego świata

Po kilku dniach dosyć klarownego wprowadzenia do funkcji dźwięku w kinie, przyszedł czas na zmianę modelu edukacji. Do eksperymentalnych poszukiwań żywo zachęcali pomysłodawcy cyklu, podkreślając, że niektóre z wybranych tytułów można nawet „oglądać” z zamkniętymi oczami, zdając się głównie na ich intrygującą warstwę dźwiękową, która pobudzi do zalewu indywidualnych wizji i obrazów.

Mowa tu głównie o dwóch filmach, których ograniczona dostępność w Polsce podziałała magnetycznie na publiczność. „Dekoder” (1982) w środowisku fanów noise’u i Hamburga, uchodzi wręcz za film kultowy i proroczy. Punktem wyjścia jego powstania, jak zapewniał podczas rozmowy Klaus Maeck, jeden z autorów, było przekonanie, że muzyka staje się narzędziem władzy. Chodzi tu nie tylko o jej ekstremalne użycie jako środka tortur w niedemokratycznych państwach, ale przede wszystkim o niby niewidzialną obecność w przestrzeni publicznej, podprogowe działanie, zwłaszcza w przypadku muzaka. Umilające czas melodie w fast foodach, na granicy słyszalności, w odczuciu artysty nie są neutralne emocjonalnie, przeciwnie - ogłupiają i otępiają w niezauważalny sposób. Bohater filmu, grany przez członka głośnego Einsturzende Neubauten, prowadzi prywatną akcję oporu. Zaczyna podkładać własne taśmy w miejsce muzaka, narażając się wielkim korporacjom. Wywrotowość działania obecna jest także w warstwie wizualnej, nad którą pracował Muscha, eksperymentujący z kolorem taśmy (mocne czerwienie na przemian z błękitami), pod mocnym wpływem ekspresjonizmu niemieckiego. Całości dopełniają wypowiedzi oraz fizyczna obecność Williama S. Burroughsa – przenikliwego ironisty współczesności.


Kadr z filmu "Odgłosy robaków-zapiski mumii", fot. Against Gravity

Równie zatrważającą wizję świata snuje inny eksperyment formalny – „Wystawa potwornościJonathana Weissa. W tej autorskiej adaptacji powieści Jamesa Grahama Ballarda warstwa wizualna totalnie mija się ze sferą dźwiękową. Film jest kompilacją przerażających obrazów, całkowicie pozbawioną spójności. Obok fantazji erotycznych pojawiają się estetyczne zdjęcia z wypadków samochodowych i operacji, relacja z zabójstwa Johna F. Kennedy’ego oraz dociekania na temat samobójstwa Marilyn Monroe. Reżyser podczas wprowadzenia zachęcił do intuicyjnego oglądania, do wyzbycia się automatyzmu odbioru, w którym każdy obraz i dźwięk mają znaleźć swoje logiczne uzasadnienie. Chciał, by jego film potraktować jako nową formę artystycznego doświadczenia. Zgrabne hochsztaplerstwo czy transgresja kina? W trakcie chaotycznego seansu nachodzi widza refleksja o totalnym bełkocie na ekranie, ale jednocześnie silne uczucie dyskomfortu oraz prześladowanie przez obrazy utrzymują się na długo po.

Zaplanowanym jako graniczne doświadczenie był także kreacyjny dokument o bardzo wdzięcznym tytule „Odgłosy robaków – zapiski mumii”, znany zresztą z naszych ekranów. To historia mężczyzny, który postanawia zagłodzić się na śmierć w lesie. Jego głos z offu, ciąg wspomnień i asocjacji są sygnałami przekraczania kolejnych progów obłędu, bliskością śmierci. Dźwięk ulega tu całkowitej subiektywizacji. Uniezależnia się od obrazu, by oddać stan emocjonalny samobójcy.

 

Joanna Chludzińska / portalfilmowy.pl  29 lipca 2012 14:40
Scroll