Baza / Historia polskiego kina
Baza / Historia polskiego kina
fot. Archiwum Jana Górskiego
Jan Górski - Suwmiarka w oku
Operatorzy filmowi przeważnie potrzebują wsparcia m.in. asystenta odpowiedzialnego za ostrość obrazu. W nazewnictwie anglojęzycznym ktoś taki to „focus puller”. My mówimy: „ostrzyciel”. Jan Górski, łodzianin, jest jednym z najlepszych polskich ostrzycieli. Na tym nie kończą się jego zasługi dla naszej kinematografii.
W połowie lat 60. do stolika w kawiarni, przy którym siedział Jan Górski, podszedł nieznajomy
i oznajmił, że Wydział Konstrukcyjny łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych poszukuje pracownika ze średnim wykształceniem technicznym. Pan Jan miał takowe: ukończył Technikum Mechaniczne...

Wynalazca

Pracę w WFF rozpoczął od przerabiania angielskich kamer Newall, zastępując wizjer boczny lustrzanym, który ułatwiał precyzyjne nastawianie ostrości i kadrowanie. Po latach, na użytek serialu Andrzeja Konica „Życie na gorąco”, wymyślił zawieszki do mocowania kamery na samochodzie – po nas korzystały z nich inne ekipy –  mówi z dumą. Kiedy Janusz Majewski realizował na taśmie 16mm, z dźwiękiem stuprocentowym, serial „Królowa Bona”, operator Zygmunt Samosiuk chciał użyć jasnych obiektywów Zeiss Opton od kamer 35mm. Wydział Techniki Zdjęciowej odmówił wykonania do nich obudowy dźwiękochłonnej z kompendium na filtry, bo rzekomo do rozpoczęcia zdjęć zostało za mało czasu – a było jeszcze dwa i pół miesiąca. Zdążyłem sporządzić dokumentację techniczną i nadzorowałem prace, których Wytwórnia jednak się podjęła. Wyprowadzenie na zewnątrz obudowy pokręteł nastawczych obiektywu nie należało do łatwych zadań, ale radość Zyzia Samosiuka wynagrodziła trudy – wspomina pan Jan. W sprowadzonej z Włoch kamerze Technovision, którą Wojciech Jerzy Has kręcił „Osobisty pamiętnik grzesznika”, początkowo nie udawało się zamocować kaset na taśmę filmową. Pewnie omyłkowo dostarczono kasety do innego egzemplarza kamery. Górski dopasował te, które były, dzięki czemu uniknięto oczekiwania na nowe i zdjęcia rozpoczęły się w zaplanowanym terminie.

Ostrzyciel

Wróćmy do początków pracy pana Jana. Po przeróbce kamer Newall na lustrzanki przeszedł do Wydziału Techniki Zdjęciowej. Miał stamtąd wkrótce przenieść się na plany zdjęciowe jako asystent operatora obrazu. Górskiego ciągnęło do kamery, od dzieciństwa fotografował i ukończył kursy fotografii – tymczasem mijał rok za rokiem, a ja wciąż konserwowałem sprzęt, na plan mnie nie wysyłano. Postanowiłem studiować na Politechnice Łódzkiej. Powiedziałem o tym kierownikowi Wydziału, nazwisko pominę, nie cierpiącemu ludzi wykształconych. Od razu uczynił mnie asystentem i skierował na zdjęcia do telewizyjnego filmu Andrzeja Zakrzewskiego ''W każdą pogodę''. Tak oto w 1969 roku rozpoczęła się moja przygoda z realizacją filmów fabularnych. Trwała 31 lat, do Ciszy Michała Rosy – mówi pan Jan.

Między tymi dwoma filmami było ponad 80 innych, włącznie z serialami. W czołówkach nazwisko Górskiego figurowało pod hasłami: asystent operatora kamery, asystent operatora obrazu, współpraca operatorska, ale z grubsza biorąc zawsze chodziło o to samo: pobranie z magazynu kamery i taśmy, a na planie – prawidłowe nastawianie obiektywu na ostrość – operator kamery, czyli szwenkier, jest skoncentrowany na kompozycji kadru, często nie zwraca uwagi na ostrość. Reżyser i autor zdjęć muszą być o nią spokojni. Ten komfort zapewnia im ostrzyciel – tłumaczy Jan Górski.

Nawet dziś, w dobie kamer cyfrowych, „ostrzenie” wymaga sporych umiejętności, a dawniej, gdy nie znano choćby podglądu wideo, było nie lada sztuką. Zwłaszcza, kiedy tak perfekcyjny reżyser, jak Wojciech Jerzy Has kręcił nieprzerwanie dziesięciominutowe ujęcie, zmieniając w jego trakcie pozycję kamery. Albo gdy operatorzy zaczęli filmować jasnymi obiektywami przy pełnych otworach przysłony, co minimalizowało głębię ostrości – pracowałem z operatorem Grzegorzem Kędzierskim przy czterech ostatnich filmach Hasa, wspaniałego artysty i człowieka: „Nieciekawej historii”, „Pismaku”, „Osobistym pamiętniku Grzesznika” oraz „Niezwykłej podróży Baltazara Kobera”.  I jakoś radziłem sobie z jego długimi ujęciami. A kiedy czy to Antoni Wójtowicz na planie ''Czarnych chmur'' Konica, czy Edward Kłosiński podczas kręcenia filmu ''Alexandra Ramatiego'' I skrzypce przestały grać, przed ujęciem robionym jasną optyką na pełnym otworze mówili mi, żebym się nie przejmował jak nie wyjdzie, bo w razie czego się je powtórzy, to ten kredyt zaufania sławnych operatorów tak mocno mnie motywował, że prowadziłem ostrość bezbłędnie i dubel nie był konieczny – mówi Jan Górski – bo dobry ostrzyciel ma suwmiarkę w oku i ja chyba ją mam – śmieje się.

Z „suwmiarki” Górskiego korzystali czołowi polscy reżyserzy i operatorzy. Oprócz wymienionych: Filip Bajon, Andrzej Barański, Jacek Bromski, Tadeusz Chmielewski, Wit Dąbal, Feliks Falk, Jerzy Hoffman, Dorota Kędzierzawska, Henryk Kluba, Dariusz Kuc, Ryszard Lenczewski, Krzysztof Ptak, Witold Sobociński, Piotr Szulkin, Andrzej Wajda, Andrzej Żuławski i wielu innych.

Obok wspomnianych filmów Hasa, Konica i Janusza Majewskiego, w filmografii pana Jana znajdziemy m.in. „Ziemię obiecaną”, „Wierną rzekę”, „Borysa Godunowa”, „Ogniem i mieczem”, a więc superprodukcje. Ale i skromniejsze, a też wybitne dokonania: „Wahadełko”, „Kobietę z prowincji”,  „Cudowne dziecko”, „Diabły, diabły”, „Mięso (Ironicę)”.

Czasem asystent operatora kamery musi samemu być jej operatorem – na planie dramatu wojennego Hoffmana ''Wedle wyroków Twoich'' okazało się, że kolumna samochodów tylko raz przejedzie przed kamerą, bo benzyna była na karki i nie starczyłoby jej nawet na jeden dubel. Dla bezpieczeństwa filmowaliśmy więc dwiema kamerami, jedną autor zdjęć Jurek Gościk, drugą ja. Każdy sam sobie ostrzył, a scena była trudna, z panoramowaniem i najazdami. Ale dałem radę – mówi Jan Górski.

Fotosista

Na plan często zabierał aparat fotograficzny, głównie po to, żeby robić zdjęcia dokumentacyjne, które np. ułatwiały dokończenie sceny, jeśli w jej realizacji nastąpiła dłuższa przerwa – podczas kręcenia serialu ''Doktor Ewa'' nieodżałowanego Henryka Kluby obejrzał je II reżyser Feridun Erol i przekonał mnie, żebym został fotosistą. Zacząłem więc robić fotosy do filmów, nieraz do tych, przy których pracowałem jako asystent – opowiada Górski.

Fotografował Aleksandrę Śląską w roli Bony. Kiedy z laboratorium nadeszły próbki, zauważył, że aktorka na nich lekko zezuje. Poprosił ją, żeby pozując do kolejnych fotosów mówiła swoje dialogi, bo wtedy inaczej układały się mięśnie jej twarzy i zez był mniej widoczny. Niechętnie na to przystała, ale po obejrzeniu „mówionych” fotosów przyznała Górskiemu rację.

Fotosista nie ma lekko, bo po nakręceniu sceny aktorzy rozbiegają się w różne strony, a jeśli już mu pozują, to często nie potrafią powtórzyć spojrzeń, które mieli przed kamerą filmową. W takich sytuacjach ujmował się za mną Has. Mówił aktorom: Fotos jest równie ważnym ujęciem, jak każde inne, proszę go nie lekceważyć. Tak… Hasa, Klubę i Andrzeja Żuławskiego zaliczam do reżyserów, których ceniłem najwyżej za życzliwość dla pozostałych osób z ekipy – wyznaje Jan Górski.




Andrzej Bukowiecki / Magazyn Filmowy SFP, 44/2015  28 lutego 2016 09:45
Scroll