Baza / Edukacja i kultura filmowa
Baza / Edukacja i kultura filmowa
40 lat festiwalu Młodzi i Film. Wielki Jantar unosi
W związku z jubileuszem 40-lecia festiwalu "Młodzi i Film" pytaliśmy wybranych laureatów i laureatki Wielkiego Jantara, czym była dla nich ta nagroda na różnych etapach życia i drogi zawodowej. Trzeba pamiętać, że sam festiwal zmieniał oblicza i profile, więc nie zawsze honorowano wyłącznie debiutantów. Jakie zatem okoliczności towarzyszyły odbieraniu nagród i na co przekładało się to wyróżnienie?
Bartosz Kruhlik
Grand Prix – Wielki Janatar z film Supernova, 2020
Nagroda Wielkiego Jantara za Najlepszy Pełnometrażowy Debiut Fabularny na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” ma dla mnie dwa wymiary: to w pewnym sensie symboliczne zamknięcie festiwalowej drogi naszego filmu "Supernova", który premierę miał równy rok wcześniej na festiwalu w Gdyni. Z kolei dla mnie osobiście to ogromne wyróżnienie, zapisanie się w historii polskiego kina, obok największych reżyserskich nazwisk twórców wcześniej nagrodzonych. Traktuję tę nagrodę jako kredyt zaufania i mobilizację do dalszej twórczej pracy.


Marek Braun, Bartosz Kruhlik, Marcin Zarzeczny, fot. Sylwia Olszewska

Ewa Banaszkiewicz i Mateusz Dymek
Grand Prix – Wielki Jantar za film Moja polska dziewczyna, 2019
Kiedy kręciliśmy film w małym mieszkanku w Londynie, a nasz budżet składał się z dwóch dysków twardych, pożyczonej kamery i hummusu, żartowaliśmy, że film zdobędzie albo nagrodę w Cannes, albo w Koszalinie. To zaszczyt dostać tutaj główną nagrodę!

Norman Leto

Grand Prix – Wielki Jantar za film Photon, 2018
Nikt nie spodziewał się chyba nagrody dla produkcji o tak dziwnym tytule. Ja już nawet nie mówię o samym filmie – każdy może mieć swoje zdanie, czy był to udany i spełniony debiut. Trzeba mieć wolność w głowie, by nagradzać obraz o tak mało chwytliwym, nieschlebiającym gustom tytule nieznanego reżysera. Zawsze mi się wydawało, że „Młodzi i Film” to właśnie taki festiwal: odważny, niepróbujący wpisywać się w trendy, pozbawiony koniunktury, nieschlebiający gustom: ostatecznie liczy się za każdym razem zestaw filmów i ich odbiór, energia oraz emocje, które wywołują. Pewnie z innymi ludźmi w jury, w innym czasie, Photon nie zostałby dostrzeżony. Stało się jednak inaczej. Ta nagroda pozwoliła mi wierzyć przez długie lata, że bez pleców i znajomości, trochę wbrew regułom i zdrowemu rozsądkowi, można osiągnąć sukces i patrzeć bez żenady sobie później w oczy, czyli bez robienia czegokolwiek wbrew sobie. Wielki Jantar mnie uniósł, niekoniecznie może jako filmowca, ale jako człowieka na pewno.

Bartosz M. Kowalski

Grand Prix – Wielki Jantar za film Plac zabaw, 2017
"Plac zabaw" był trudnym, bardzo ryzykowanym debiutem, który wzbudził ogromne kontrowersje. Nagroda na festiwalu „Młodzi i Film” była dla mnie wielkim przeżyciem i radością. Przede wszystkim jednak utwierdziła mnie w przekonaniu, że w filmie odwaga jest najważniejsza.

Grzegorz Jankowski
Grand Prix – Wielki Jantar za film Polskie gówno, 2015
Nie liczyliśmy na żadną nagrodę, wiedząc, że ten film nie był w głównym nurcie. "Polskie gówno" to punkowa produkcja i pamiętam, jak bardzo dziękowałem jurorom, którzy w moim mniemaniu wykazali się nie lada odwagą. Bo dla mnie – nawet po latach – to był i jest akt odwagi: nagrodzono nieznanego reżysera, który przez siedem lat, bo tyle realizowałem swój debiut, improwizował na planie.

Krzysztof Skonieczny
Grand Prix – Wielki Jantar za film Hardkor Disko, 2014
Pierwszy obraz-skojarzenie związane z festiwalem „Młodzi i Film”, które wyświetla mi się po latach w głowie, to szef jury Marcin Wrona wręczający mi statuetkę Wielkiego Jantara. Festiwalowi zawdzięczam właśnie to powracające jak echo wspomnienie o Marcinie, którego bardzo brakuje w polskim kinie.

Katarzyna Klimkiewicz
Grand Prix – Wielki Jantar za film Zaślepiona, 2013
Nagroda była niczym uznanie mnie jako filmowca, takie swoiste pasowanie na reżysera. Przyjęcie do cechu. Zostałam dostrzeżona i uznana, co pomogło i wciąż pomaga podtrzymać wiarę w siebie, która w tym zawodzie jest tak ważna, a tak łatwo ją stracić.

Katarzyna Rosłaniec
Grand Prix – Wielki Jantar za film Galerianki, 2009
To był 2009 rok i wcale nie było to jeszcze tak częste zjawisko, że młoda reżyserka otrzymuje główną nagrodę na ważnym polskim festiwalu za swój debiutancki film o nieznośnych nastolatkach, które łażą po galeriach handlowych. Opowiadałam o głębszym problemie, o pewnym zjawisku społecznym i o chorobie cywilizacyjnej niemalże, jednak w tamtym czasie nagroda dla dziewczyny za film o dziewczynach – i ich nastoletnich problemach – nie była wcale taką oczywistą sprawą. Raz, że debiutujących reżyserek było mało, dwa: temat. Ja się cały czas zastanawiałam, czy to, co chcę powiedzieć będzie dla kogokolwiek czytelne i zrozumiałe, przejmujące. Czy zostanę potraktowana poważnie... No bo kogo obchodzą młode dziewczyny i ich świat, problemy, emocje? Zwykle takie bohaterki są trywializowane, stanowią tło dla opowieści. Postanowiłam robić swoje, mając nadzieję, że ktoś to zrozumie i poczuje... Ta nagroda więc, to był w pewnym sensie gest symboliczny, początek jakiejś zmiany w myśleniu o kobietach przed i za kamerą.

Xawery Żuławski
Grand Prix – Wielki Jantar za film Chaos, 2007
Swój debiut realizowałem aż pięć lat. Nigdy chyba nie opuszczało mnie przekonanie, iż było warto: że muszę, chcę i potrzebuję, by opowiedzieć tę historię – po części swoją – i że wierzę w to, co robię. Nagroda w Koszalinie na pewno to usankcjonowała. Ale ważne też – prócz samej nagrody – było to, jak mówiło się w Koszalinie o "Chaosie". Mocno punkowa historia trzech braci i przyrodniej siostry, w której jeden z nich się zakochuje, okraszona językiem ulicy, nie była laurką dla nikogo i niczego: ani dla tamtych czasów, ani dla tego kraju, ani dla społeczeństwa. Mówiono, że to jeden z nielicznych odważnych porterów współczesnej Polski bez przekłamań i upiększeń. I to, że inni tak czytali mój film, że zobaczyli w tej historii to, co ja, że współdzielili pewne emocje, było dla mnie najważniejszym przeżyciem.

Dariusz Gajewski

Grand Prix – Wielki Jantar za film alaRm, 2002
Obraz "alaRm" – który wygrał „Młodzi i Film” w 2002 roku – powstawał zupełnie bez pieniędzy. Mogłem go zrealizować dzięki pomocy kolegów: ta debiutancka produkcja robiona była taką spółdzielczą metodą: każdy, kto przy filmie pracował, miał udział we własności filmu. To były czasy, kiedy niewiele produkcji realizowano w ten sposób: ludzie niechętni ryzykowali. Przy "alaRmie" ryzykowali wszyscy. I wszyscy byli zaangażowani w ten projekt ponad normę: oświetlacz Darek Zbytniewski, który dał nam świetne światło, jak się zorientował, że w ogóle nie mamy pieniędzy, to zaczął przynosić nam wodę i Red Bulla na plan, z kolei jego żona robiła nam bigos i fasolkę po bretońsku. Wojtek Szepel zrobił za dramo piękne zdjęcia, Ania Dobrowolska, która była kierownikiem produkcji, załatwiała różne rzeczy za darmo: np. telewizor plazmowy, który wówczas kosztował tyle, co samochód. Wszyscy byli goli, nie mieli pieniędzy, a z drugiej strony towarzyszyło mi poczucie, że pracujemy w dość komfortowych warunkach: np. Paweł Althamer zrobił mi za darmo scenografię. Na koniec Leszek Molski wszystko to pięknie wyprodukował. Zdjęcia trwały dłużej niż dwa tygodnie, więc sam fakt, że w ogóle jedliśmy – dzięki uprzejmości żony Darka Zbytniewskiego – był niebywały. W sumie to właśnie wtedy poczułem i zrozumiałem, że film to nie są pieniądze – kino można robić bez pieniędzy i bez ogromnego nakładu. To dało mi odwagę, która procentowała przy kolejnych tytułach. Nagroda na festiwalu, prócz ogromnej satysfakcji i radości – którą wyraziłem natychmiast po jej odebraniu, przepijając przyznaną mi sumę w ten sam wieczór – przyniosła dwie wymierne korzyści: Telewizja Polska kupiła ode mnie "alaRm" za dobre pieniądze, dzięki temu mogłem spłacić honoraria tym wszystkim osobom, które film ze mną robiły. To była korzyść ekonomiczna. Po drugie, dzięki nagrodzie na MiF, mogłem wyreżyserować "Warszawę". Ze scenariuszem tego filmu chodziłem chyba z pięć lat, wszystkim się podobał, ale jakoś trudno było ten projekt sfinansować. Rok po otrzymaniu Wielkiego Jantara "Warszawa" była już gotowa. Dlatego „Młodzi i Film” to festiwal, który do dziś niezwykle lubię.

Magdalena Łazarkiewicz

Grand Prix – Wielki Jantar za film Ostatni dzwonek, 1989
To był mój debiutancki film. Na tym etapie otrzymywanie nagród ma szczególne znaczenie: jest potwierdzeniem wybranej drogi i sensu funkcjonowania w zawodzie. W przypadku "Ostatniego dzwonka" to było szczególnie ważne, nałożyły się na to bowiem dwie rzeczy: po pierwsze byłam w zaawansowanej ciąży, kiedy robiłam ten film, więc było to trudne doświadczenie po względem emocjonalnym, psychicznym i fizycznym. Po drugie, sam film też nie był łatwy: miał zbiorowego bohatera, brali w nim udział debiutujący aktorzy, wszystko razem tworzyło duży poziom skomplikowania. Ale zdecydowałam się na "Ostatni dzwonek" ze względu na silne osobiste poczucie – które się zresztą potwierdziło – że ten film w jakiś niebywale wyjątkowy sposób trafia w swój czas. Na etapie, kiedy powstawał, wyprzedzał nawet swój czas, przecież dopiero w 1988 rozlała się fala strajków, my pracowaliśmy nad tą produkcją latem tego roku, więc to się dokładnie zrymowało z dużym politycznym przełomem, który wtedy miał miejsce. Wydaje mi się, że dziś to się rzadko zdarza, by to, co robimy, splatało się tak mocno z życiem politycznym. To jest rodzaj umiejętności, który Andrzej Wajda nazywał „wąchaniem czasu” – my wtedy rzeczywiście wywąchaliśmy czas. I choć impuls publicystyczny odgrywał dla mnie ważną rolę, "Ostatni dzwonek" był dla mnie istotny również z innego względu: stanowił osobistą rozprawę z czasem młodości i z instytucją szkoły. Bardzo chciałam się z tą przestrzenią rozprawić, potrzebowałam tego. Wówczas nie robiło się badań na temat ilości widzów, które obejrzały film, a szkoda, bo "Ostatni dzwonek" szybko zyskał opinię kultowego. Do tej pory spotykam osoby, które deklarują, że film wpłynął na ich życie. To jest niesamowite poczucie dla twórcy, kiedy wie, że to, co zrobił, zostaje w ludziach. Udało się to także dzięki atmosferze, która wyróżniała wówczas Studio im. Karola Irzykowskiego. To było niesamowite miejsce, które powinno się doczekać głębszej analizy. Panowała tam prawdziwa wspólnota twórcza, która dziś jest raczej nie do powtórzenia. Mam poczucie, że bardzo wielu kolegów zrobiło dzięki tej instytucji swoje najważniejsze filmy: najśmielsze artystycznie, o największej sile rażenia. Kiedy ja realizowałam "Ostatni dzwonek", studiu szefował Janusz Kijowski – był niebywale wspierający. A nic nie było wtedy oczywiste: po pierwsze, by robić w tamtym czasie akurat taki film – ze względów cenzuralno-politycznych było to wyzwanie – po drugie: byłam debiutującą kobietą w ciąży, gorzej już chyba być nie mogło! Postawa Janusza wiązała się z wielką odwagą producencką. Nigdy mu tego nie zapomnę.

Wit Dąbal, Filip Bajon na MiF, fot. archiwum Młodzi i Film

Filip Bajon
Grand Prix – Wielki Jantar za film Wahadełko, 1981
Akurat byłem w zdjęciach do "Limuzyny Daimler-Benz", kiedy przyznano mi nagrodę na „Młodzi i Film”. Nie mieliśmy daleko, pracowaliśmy w Poznaniu, produkcja dała nam taksóweczkę i pojechaliśmy wraz z autorem zdjęć do Koszalina. Szczęśliwie zdążyliśmy na finał! Tego roku również Janusz Zaorski odbierał nagrodę, usłyszałem wtedy: „Nie jestem zazdrosny, rzeczywiście bardzo dobry film zrobiłeś!”. W Koszalinie zostaliśmy do drugiej w nocy i z powrotem taksówką wróciliśmy na plan do Poznania. Nagroda z pewnością utwierdziła moje reżyserskie stanowisko na planie filmu "Limuzyna Daimler-Benz" – takie wykładnie festiwalu przynajmniej przez kilka dni po nagrodzie sprawiają, że reżyser ma lepiej w ekipie. Filmy robiło się wtedy, gdy miało się dobre scenariusze, i gdy było się w dobrym zespole filmowym. Same nagrody nie były decydujące w tym temacie, nie pomagały w czymś konkretnym. Być może pomagały w tworzeniu pewnej aury wokół nagrodzonego. Przez wiele lat koszalińską nagrodę miałem w domu, przypominała mi o tamtych czasach. W pewnym momencie mój synek mi ją zabrał i dzisiaj stoi gdzieś u niego. Za "Limuzynę Daimler-Benz" również otrzymałem nagrodę w Koszalinie, ale wówczas wszyscy zbojkotowaliśmy festiwal. Nie pojechałem jej odebrać, był rok 1982, trwał stan wojenny. Oczywiście była w tym pewna niedogodność: po pierwsze to nasi koledzy robili „Młodzi i Film”, więc generalnie trochę im się robiło koło pióra, po drugie w Koszalinie po prostu dobrze i warto było być. Środowiska były wówczas wymieszane, na festiwalu spotykał się cały świat młodej literatury i młodego kina, przyjeżdżali także młodzi politycy, działo się – miało to wymiar pokoleniowy. Dla nas wtedy to liczyło się najbardziej. Ostatecznie podjęliśmy jednak decyzję, by nie jechać – czasy były skomplikowane i trudne, nie wypadało świętować. Nikt nie miał nam za złe, było na to przyzwolenie całego środowiska.

Krzysztof Zanussi

Grand Prix – Wielki Jantar za film Iluminacja, 1973
Bardzo ciepło wspominam nagrodę z Koszalina, ponieważ wokół Iluminacji od początku był taki klimat dwuznaczny. Władze nie wiedziały, czy z tego filmu mogą się cieszyć, czy raczej uznać go za wrogi – wręcz ideologicznie niestosowny. Ta nagroda przesądziła w jakiś sposób o moim bezpieczeństwie, mówiono: już cię teraz nie dopadną. „Młodzi i Film” to był wówczas nowy festiwal, ale wiadomo było, że za nim stały te władze, które odpowiadały za młodzież. I gdy myślę dziś o Wielkim Jantarze, to od razu mam takie pierwsze dobre wspomnienie.

Wypowiedzi zebrała Anna Serdiukow


Anna Serdiukow / "Magazyn Filmowy SFP" 118/ 2021  29 stycznia 2022 17:58
Scroll