Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Portalfilmowy.pl: "Akacje" – film drogi – są metaforą pana własnej podróży wewnętrznej. Co skłoniło pana do nakręcenia tego filmu?
Pablo Giorgelli: Samotność i cierpienie, gdy wszystko w moim życiu się rozpadło. Rozchorował się mój ojciec, zakończyłem wieloletni związek, a do tego zostałem bez pracy. I jeszcze omal nie straciłem domu, w samym środku argentyńskiego kryzysu 2001 roku. Wszystko to zdarzyło się niemal jednocześnie. Miałem poczucie, że straciłem kontrolę nad swoim życiem. Wszystko odłożyłem na bok i starałem się przede wszystkim przetrwać, odnaleźć siebie. Kilka lat później, w 2005 roku, zacząłem pracować nad pierwszymi szkicami „Akacji”. Film był gotowy w roku ubiegłym, na kilka tygodni przed festiwalem w Cannes [gdzie zdobył Złotą Kamerę dla najlepszego debiutu – przyp. red.]. To film o samotności i ojcostwie, ale też i o możliwości odrodzenia się. Obraz optymistyczny. A konwencja filmu drogi jest być może najlepszą metaforą dla opowieści o podróży wewnętrznej.
PF: Podobnie jak główny bohater, Ruben, pan również jest ojcem. Co to oznacza dla pana?
PG: Moja córka urodzi się za dwa miesiące, mamy termin w październiku! To będzie moje pierwsze, od dawna wyczekiwane dziecko. Czuję się bardzo szczęśliwy i wzruszony. Urodzi się w idealnym dla mnie czasie. Przygotowuję się do tej chwili duchowo i fizycznie, starając się teraz dużo spać na zapas.
PF: Decyzja o minimalistycznej formie „Akacji” - tylko trzy postaci, kamera ustawiona pomiędzy nimi w szoferce ciężarówki, brak muzyki – była ryzykowna. Nie obawiał się pan, że dla widzów akcja może być zbyt monotonna?
PG: Bardzo się tego bałem, ale z czasem, powoli, upewniłem się, że to najlepszy sposób opowiedzenia mojej historii. Postanowiłem, że publiczność będzie oglądała wszystko oczami bohaterów, zobaczy to, co oni. Pomysł robienia zdjęć z wnętrza szoferki przesądził o szczególnej estetyce „Akacji”. Nie chciałem, by wyglądały jak inne filmy drogi, w których podziwiamy krajobrazy filmowane z zewnątrz. Już scenariusz zakładał minimalizm, stąd brak muzyki. Ważny jest tylko konflikt wewnętrzny Rubena na tle jego ojcostwa. O tym chciałem opowiedzieć.
PF: Pański film tylko wygląda na łatwy do zrealizowania. Jak wyglądała praca na planie?
PG: To był bardzo trudny film, choćby ze względu na logistykę realizacji. Kręcenie zdjęć w ruchu nie jest proste. Byliśmy zależni od pogody: rano świeciło słońce, ale po południu mogło padać. Trzecią postacią w filmie, obok Rubena i Jacinty, była pięciomiesięczna Anahi. W jednej ze scen występuje też pies. Zdecydowałem, by kręcić nie w prawdziwej ciężarówce, ale w atrapie szoferki umieszczonej na wielkiej przyczepie, ciągniętej przez prawdziwą ciężarówkę z oświetleniowcami, dźwiękowcami, ekipą techniczną – w sumie trzydziestoma osobami. Postprodukcja była bardzo długa. Montowałem film w domu, z montażystą i moją żoną, przez siedem miesięcy. Czternaście tygodni zajęło nam podłożenie dźwięku silnika ciężarówki i zmiksowanie go z odgłosami z szoferki. Tylko dialogi pochodziły bezpośrednio z planu.
PF: Zarówno Germán de Silva, jak i Hebe Duarte grają bardzo naturalnie. Dzięki nim można uwierzyć w uczucia, jakie kiełkują między bohaterami. Jak pan znalazł takich aktorów?
PG: Do roli Rubena przez rok prowadzaliśmy castingi wśród kierowców ciężarówek. Żaden, moim zdaniem, nie pasował. Zacząłem więc szukać pośród aktorów i tak – dzięki Bogu! - trafiłem na Germána de Silvę. Hebe, która zagrała Jacintę, była asystentką reżysera castingu w Paragwaju. Po wielu miesiącach poszukiwań nieprofesjonalnej aktorki, przyszło mi do głowy, aby spróbować z nią. Od razu zrozumiała postać Jacinty. A jej pierwsze spotkanie z kilkumiesięczną dziewczynką było magiczne. Były jak prawdziwe matką i córką. Dziecko zostało wybrane na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć. Uznałem, że dziewczynka jest wyjątkowa – patrzyła mi prosto w oczy tak długo, że się zawstydziłem.
PF:W „Akacjach” opowiedział pan jeszcze jedną historię miłosną, ale za to oryginalną. Jako scenarzyście udało się panu stworzyć prostą opowieść o samotności i budowaniu silnej więzi z kimś spotkanym zupełnie przypadkowo. Jak udało się panu zdobyć środki na film?
PG: Pisaliśmy go z moim przyjacielem Salvadorem Rosellim przez dwa lata. To, co widzimy na ekranie, niemal w stu procentach odzwierciedla skrypt. W 2007 roku otrzymaliśmy bardzo ważną nagrodę – sporo pieniędzy od hiszpańskiej telewizji - w konkursie scenariuszy w ramach festiwalu w Hawanie. Dzięki pomocy Argentyńskiego Instytutu Filmowego zdobyliśmy fundusze potrzebne na zrealizowanie „Akacji”, co jest sytuacją wyjątkową.
Pablo Giorgelli: Samotność i cierpienie, gdy wszystko w moim życiu się rozpadło. Rozchorował się mój ojciec, zakończyłem wieloletni związek, a do tego zostałem bez pracy. I jeszcze omal nie straciłem domu, w samym środku argentyńskiego kryzysu 2001 roku. Wszystko to zdarzyło się niemal jednocześnie. Miałem poczucie, że straciłem kontrolę nad swoim życiem. Wszystko odłożyłem na bok i starałem się przede wszystkim przetrwać, odnaleźć siebie. Kilka lat później, w 2005 roku, zacząłem pracować nad pierwszymi szkicami „Akacji”. Film był gotowy w roku ubiegłym, na kilka tygodni przed festiwalem w Cannes [gdzie zdobył Złotą Kamerę dla najlepszego debiutu – przyp. red.]. To film o samotności i ojcostwie, ale też i o możliwości odrodzenia się. Obraz optymistyczny. A konwencja filmu drogi jest być może najlepszą metaforą dla opowieści o podróży wewnętrznej.
PF: Podobnie jak główny bohater, Ruben, pan również jest ojcem. Co to oznacza dla pana?
PG: Moja córka urodzi się za dwa miesiące, mamy termin w październiku! To będzie moje pierwsze, od dawna wyczekiwane dziecko. Czuję się bardzo szczęśliwy i wzruszony. Urodzi się w idealnym dla mnie czasie. Przygotowuję się do tej chwili duchowo i fizycznie, starając się teraz dużo spać na zapas.
PF: Decyzja o minimalistycznej formie „Akacji” - tylko trzy postaci, kamera ustawiona pomiędzy nimi w szoferce ciężarówki, brak muzyki – była ryzykowna. Nie obawiał się pan, że dla widzów akcja może być zbyt monotonna?
PG: Bardzo się tego bałem, ale z czasem, powoli, upewniłem się, że to najlepszy sposób opowiedzenia mojej historii. Postanowiłem, że publiczność będzie oglądała wszystko oczami bohaterów, zobaczy to, co oni. Pomysł robienia zdjęć z wnętrza szoferki przesądził o szczególnej estetyce „Akacji”. Nie chciałem, by wyglądały jak inne filmy drogi, w których podziwiamy krajobrazy filmowane z zewnątrz. Już scenariusz zakładał minimalizm, stąd brak muzyki. Ważny jest tylko konflikt wewnętrzny Rubena na tle jego ojcostwa. O tym chciałem opowiedzieć.
PF: Pański film tylko wygląda na łatwy do zrealizowania. Jak wyglądała praca na planie?
PG: To był bardzo trudny film, choćby ze względu na logistykę realizacji. Kręcenie zdjęć w ruchu nie jest proste. Byliśmy zależni od pogody: rano świeciło słońce, ale po południu mogło padać. Trzecią postacią w filmie, obok Rubena i Jacinty, była pięciomiesięczna Anahi. W jednej ze scen występuje też pies. Zdecydowałem, by kręcić nie w prawdziwej ciężarówce, ale w atrapie szoferki umieszczonej na wielkiej przyczepie, ciągniętej przez prawdziwą ciężarówkę z oświetleniowcami, dźwiękowcami, ekipą techniczną – w sumie trzydziestoma osobami. Postprodukcja była bardzo długa. Montowałem film w domu, z montażystą i moją żoną, przez siedem miesięcy. Czternaście tygodni zajęło nam podłożenie dźwięku silnika ciężarówki i zmiksowanie go z odgłosami z szoferki. Tylko dialogi pochodziły bezpośrednio z planu.
PF: Zarówno Germán de Silva, jak i Hebe Duarte grają bardzo naturalnie. Dzięki nim można uwierzyć w uczucia, jakie kiełkują między bohaterami. Jak pan znalazł takich aktorów?
PG: Do roli Rubena przez rok prowadzaliśmy castingi wśród kierowców ciężarówek. Żaden, moim zdaniem, nie pasował. Zacząłem więc szukać pośród aktorów i tak – dzięki Bogu! - trafiłem na Germána de Silvę. Hebe, która zagrała Jacintę, była asystentką reżysera castingu w Paragwaju. Po wielu miesiącach poszukiwań nieprofesjonalnej aktorki, przyszło mi do głowy, aby spróbować z nią. Od razu zrozumiała postać Jacinty. A jej pierwsze spotkanie z kilkumiesięczną dziewczynką było magiczne. Były jak prawdziwe matką i córką. Dziecko zostało wybrane na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć. Uznałem, że dziewczynka jest wyjątkowa – patrzyła mi prosto w oczy tak długo, że się zawstydziłem.
PF:W „Akacjach” opowiedział pan jeszcze jedną historię miłosną, ale za to oryginalną. Jako scenarzyście udało się panu stworzyć prostą opowieść o samotności i budowaniu silnej więzi z kimś spotkanym zupełnie przypadkowo. Jak udało się panu zdobyć środki na film?
PG: Pisaliśmy go z moim przyjacielem Salvadorem Rosellim przez dwa lata. To, co widzimy na ekranie, niemal w stu procentach odzwierciedla skrypt. W 2007 roku otrzymaliśmy bardzo ważną nagrodę – sporo pieniędzy od hiszpańskiej telewizji - w konkursie scenariuszy w ramach festiwalu w Hawanie. Dzięki pomocy Argentyńskiego Instytutu Filmowego zdobyliśmy fundusze potrzebne na zrealizowanie „Akacji”, co jest sytuacją wyjątkową.
Anna Kilian
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 24.08.2012
Gwiazda tygodnia Sylvester Stallone
"Anna Karenina" - zwiastun filmu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024