Jednym z tematów przewijających się w filmach prezentowanych w sekcji Panorama, która stanowi największy i najbardziej różnorodny wycinek wrocławskiego festiwalu, jest sytuacja polityczno-ekonomiczna, która od paru lat panuje na świecie i związane z nią nieodłącznie społeczne niepokoje. Słowem: kryzys.
Wydarzenia, od których nie tak dawno rozpoczynały się wszystkie serwisy informacyjne, stanowią zawiązanie akcji dwóch filmów zrealizowanych, co ciekawe, przez twórców wywodzących się z odległych zakątków globu – pochodzącego z Hongkongu Johnniego To oraz Egipcjanina Yousry'ego Nasrallaha. Końcowy efekt jest bardzo różny.
Kadr z filmu "Życie bez zasad", fot. NH
W „Życiu bez zasad” znany azjatycki reżyser snuje kilka równoległych wątków, które finalnie znajdują wspólne rozwiązanie. Każdy z nich ściśle powiązany jest z ekonomiczną rzeczywistością, w jakiej znalazł się świat w dobie greckiego kryzysu. Okazuje się, że ów kryzys dotknął nawet gangsterski półświatek w Hongkongu, a jego reprezentanci więcej czasu spędzają na finansowych analizach i szacowaniu strat niż – jak można byłoby się spodziewać – strzelaninach, handlu narkotykami i wyrównywaniu ulicznych porachunków. Ten dość zaskakujący punkt widzenia – gangsterka w dobie kryzysu – stanowi zaledwie część misternej, wycyzelowanej układanki. Film poraża gęstniejącą z każdą chwilą atmosferą, stanowi bardzo celną obserwację reakcji społeczeństwa w sytuacji ekstremalnej.
Podobne założenie z pewnością przyświecało Nasrallahowi, jednak jego obraz „Po bitwie” mocno rozczarowuje. Film, który znalazł się w konkursie głównym tegorocznego Cannes, stanowi najlepszy dowód na to, jak łatwo zmarnować ogromny potencjał, jaki bezsprzecznie stał za podjętym tematem. Tłem opowieści jest bowiem Arabska Wiosna Ludów, a konkretnie krwawe zajścia, jakie rozegrały się na kairskim placu Tahrir. Polityczne napięcie w jednym z pierwszych obrazów podejmujących problem szybko ustępuje dość miałkiej historii jednego z uczestników. To właśnie jego egipski reżyser obarcza wszelkimi konsekwencjami społecznej rewolty – odrzuceniem, brakiem akceptacji, nieumiejętnością rozdzielenia życia prywatnego od politycznej rozgrywki. Czyni to jednak w sposób mocno stereotypowy, prześlizgując się jedynie po temacie, co u odbiorcy może wywołać obojętność, irytację, a w efekcie poczucie niedosytu.
Kadr z filmu "Po bitwie", fot. NH
Filmem pod każdym względem innym od wspomnianych, a jednocześnie chyba najlepszym spośród dotychczasowych festiwalowych propozycji, jest „Wrong” Quentina Dupieuxa. W zasadzie już od pierwszych scen reżyser rzuca wyzwanie swojej wcześniejszej produkcji, która gwoli przypomnienia traktowała o zbierającej krwawe żniwo… oponie. Oś fabularna „Wrong” na pierwszy rzut oka nie jest skomplikowana i dałoby się ją streścić w jednym zdaniu: bezrobotny mężczyzna desperacko próbuje odnaleźć swojego zaginionego psa. Stanowi ona jedynie pretekst do coraz bardziej surrealistycznych i zaskakujących pomysłów. Jakich? Film wchodzi na polskie ekrany już 3 sierpnia.