Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Władysław Barański, jeden z najlepszych polskich kaskaderów, wieloletni członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich, zmarł 14 marca 2022 roku w Łodzi. Miał 80 lat.
***
Władysław „Dziunek” Barański urodził się 15 marca 1941 roku w Chodarowie koło Lwowa. Z wykształcenia jest… technikiem mechanizacji rolnictwa, a do filmu trafił – jak przyznawał – dość przypadkowo. Zdarzyło się to w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Kino natychmiast wyparło rolnictwo z jego życia na zawsze, zamiast je mechanizować, Barański zakochał się w filmowej kaskaderce. W ciągu ponad półwiecza wykonywał kaskaderskie ewolucje w ponad czterystu filmach, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Są wśród nich tak głośne – a zarazem zróżnicowane gatunkowo – tytuły, jak „Perła w koronie” (1971) Kazimierza Kutza, „Piraci” (1986) Romana Polańskiego, „300 mil do nieba” (1989) Macieja Dejczera, „Lista Schindlera” (1993) Stevena Spielberga, „Ogniem i mieczem” (1999) Jerzego Hoffmana, „Quo vadis” (2001) Jerzego Kawalerowicza, „Angelus” (2001) Lecha Majewskiego, „Edi” (2002) Piotra Trzaskalskiego, „Kamienie na szaniec” (2014) Roberta Glińskiego.
Zawodu kaskadera uczył się na planie. „W przerwach nie chodziłem w krzaki napić się wódki, tylko analizowałem każdą ze scen. Uczyłem się wszystkiego od podszewki. Dublując aktorów, musiałem uczyć się tego, w jaki sposób poruszają się, jakie gesty wykonują, by wszystko wyglądało naturalnie. Zdarzało się, że za którymś z nich chodziłem przez kilka tygodni, przypatrując się wszystkiemu, co robi. W jakimś amerykańskim westernie widziałem scenę, jak z pociągu wyrzucali trupy grane przez kaskaderów. Patrzę, a ci spadają z nasypu, robią pad przez głowę i wymachują łapami. Trup to trup, musi lecieć jak kłoda, a oni się bali, że sobie głowy porozbijają. Przyglądałem się takim scenom i sam wyciągałem wnioski, jak trzeba upaść, żeby się zbytnio nie poobijać” – wyznawał w rozmowie z Maciejem Schultzem w portalu www.sudety24.pl.
Barański nie ograniczał się do kaskaderki, ma na swoim koncie również wiele ról drugoplanowych, a także ciekawych epizodycznych. W „Trądzie” (1971) Andrzeja Trzosa-Rastawickiego zagrał członka gangu, w polsko-brytyjskim serialu „Sherlock Holmes i doktor Watson” (1980) Sheldona Reynoldsa – służącego, w „Białej podszewce” (2005) Izabelli Cywińskiej – partyzanta, a w „Powrocie Wabiszczura” (1989) Zbigniewa Rebzdy – pastucha, zaś w serialu „Komisarz Alex” (2011) wystąpił zarówno jako właściciel salonu samochodowego, jak i menedżer restauracji.
„Nazywają mnie królem kaskaderów – wyznawał we wspomnianej rozmowie – ale ja nie uważam się za gwiazdę. Jestem zwyczajnie fachowcem, takim samym jak szewc czy tokarz. Zadowolony bywam tylko z tego, że nie dublowałem swoich numerów podczas kręcenia filmów”.
Zawodu kaskadera uczył się na planie. „W przerwach nie chodziłem w krzaki napić się wódki, tylko analizowałem każdą ze scen. Uczyłem się wszystkiego od podszewki. Dublując aktorów, musiałem uczyć się tego, w jaki sposób poruszają się, jakie gesty wykonują, by wszystko wyglądało naturalnie. Zdarzało się, że za którymś z nich chodziłem przez kilka tygodni, przypatrując się wszystkiemu, co robi. W jakimś amerykańskim westernie widziałem scenę, jak z pociągu wyrzucali trupy grane przez kaskaderów. Patrzę, a ci spadają z nasypu, robią pad przez głowę i wymachują łapami. Trup to trup, musi lecieć jak kłoda, a oni się bali, że sobie głowy porozbijają. Przyglądałem się takim scenom i sam wyciągałem wnioski, jak trzeba upaść, żeby się zbytnio nie poobijać” – wyznawał w rozmowie z Maciejem Schultzem w portalu www.sudety24.pl.
Barański nie ograniczał się do kaskaderki, ma na swoim koncie również wiele ról drugoplanowych, a także ciekawych epizodycznych. W „Trądzie” (1971) Andrzeja Trzosa-Rastawickiego zagrał członka gangu, w polsko-brytyjskim serialu „Sherlock Holmes i doktor Watson” (1980) Sheldona Reynoldsa – służącego, w „Białej podszewce” (2005) Izabelli Cywińskiej – partyzanta, a w „Powrocie Wabiszczura” (1989) Zbigniewa Rebzdy – pastucha, zaś w serialu „Komisarz Alex” (2011) wystąpił zarówno jako właściciel salonu samochodowego, jak i menedżer restauracji.
„Nazywają mnie królem kaskaderów – wyznawał we wspomnianej rozmowie – ale ja nie uważam się za gwiazdę. Jestem zwyczajnie fachowcem, takim samym jak szewc czy tokarz. Zadowolony bywam tylko z tego, że nie dublowałem swoich numerów podczas kręcenia filmów”.
Jerzy Armata/gw
SFP
Ostatnia aktualizacja: 15.03.2022
fot. arch. prywatne
Wybrano nowe „sześćdziesiątki” Studia Munka SFP
Premiera książki o Poli Raksie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025