Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Jak wygrać Oscara lub statuetkę BAFTA, jeżeli nie mieszka się w Hollywood?
Dobry film to dopiero początek drogi w wyścigu o najgłośniejsze światowe nagrody naszej branży. W Londynie zebrali się ludzie, którzy wiedzą o tej ścieżce najwięcej. Rąbka tajemnicy uchylili w czasie panelu branżowego "Building a Successful Awards Campaign". "Idzie" dają duże szanse w tej "grze".
Pod batutą dyrektor Londyńskiego Festiwalu Filmowego Clare Stewart i "The Hollywood Reporter" o tym co zrobić i o czym pamiętać, by na półce stanęło wymarzone złoto rozmawiali: Carola Ash - koordynująca działania Amerykańskiej Akademii Filmowej w Europie, Liz Miller - brytyjska guru jeżeli chodzi o doświadczenie i wiedzę w kwestii oscarowej promocji, na co dzień związana z Premier Communications, Jamie Schwartz - szef międzynarodowego marketingu z The Weinstein Company oraz Jon Rushton - dyrektor PRu w Artificial Eye i Curzon World (brytyjski dystrybutor "Idy"). Ta grupa ludzi pracowała m.in. przy takich filmach jak "Angielski pacjent", "Kapitan Phillips", "Zniewolony. 12 Years a Slave", "Co jest grane, Davis?", "Kraina lodu", ale też "Rozstanie" czy "Miłość". Strategie "nagrodowe" nie mają dla nich tajemnic, zjedli na nich swoje zęby.
Od czego zaczynają i na co zwracają uwagę? O czym powinni pamiętać producenci, dystrybutorzy i filmowcy, gdy podejmują decyzję o przystąpieniu do najtrudniejszego wyścigu w świecie kina? Kto i co robi w tej grze? - Amerykańska Akademia Filmowa nie namawia żadnego ze swoich członków do głosowania na konkretny tytuł, ale zachęca ich do oglądania tak wielu filmów, jak to tylko możliwe - tak, by mogli dokonywać własnych ocen - kulisy swojej pracy przedstawiała Carola Ash, która dba o kontakt z europejskimi, a w szczególności z londyńskimi członkami AMPAS. - W Londynie ciągle ich przybywa. Wielu z nich, około 50 proc., jest równocześnie członkami BAFTA - kontynuowała, podkreślając, że jedną z najważniejszych rzeczy na jej liście obowiązków jest organizacja kinowych seansów filmów, które mogą ubiegać się o nagrody. - Ale samo obejrzenie filmu na dużym ekranie to dla Akademików często za mało. Lubią spotykać się z autorami i to nie tylko z reżyserem, aktorami, ale też ze scenografami, kostiumologami. Najtrudniej, oczywiście, organizować pokazy filmów zagranicznych.
Uczestnicy debaty, fot. D. Romanowska
O uwagę członków obu Akademii trzeba walczyć w odpowiednim czasie - innym dla obrazów anglojęzycznych, innym dla produkcji zagranicznych. - Gdy po obejrzeniu jakiegoś filmu widzimy w nim kandydata do nagród, od razu zaczynamy budowę strategii - od samego początku trzeba dobrze rozłożyć akcenty pomiędzy zapowiedzią tytułu, jego festiwalową premierą - to zresztą znakomite platformy startowe, premierą kinową i samą kampanią nagrodową. Konieczna jest współpraca ze wszystkimi dystrybutorami, dopilnowanie wszelkich terminów i wymogów regulaminowych obu Akademii - mówił Jamie Schwartz. - Te wszystkie wydarzenia sprawiają, że o filmie będzie się mówiło, a to podstawa. Jednocześnie w The Weinstein Company nie chcemy bombardować Akademików mailami. Staramy się budzić zainteresowanie w inny sposób - m.in. sesjami Q&A czy pokazami eventowymi. Film cały czas musi być "gorący". Ta "rozmowa" nie może ustawać. To trudne, szczególnie przy tak dużej konkurencji, dlatego trzeba zacząć od zbudowania przemyślanej mapy kluczowych terminów i wydarzeń. - Chyba w żadnej innej branży tak intensywna kampania nie trwa aż sześciu miesięcy - dodawała dyrektor Londyńskiego Festiwalu Filmowego. - W przypadku Oscarów wyścig rozpoczynają festiwale w Wenecji i Toronto.
Nie ma jednej recepty na udaną kampanię. Każda strategia musi być dostosowana do filmu. - Inaczej wygląda sprawa w przypadku filmów nieanglojęzycznych - wtrącał Jon Rushton. - Tu kampania zaczyna się już około marca lub kwietnia, co dla anglojęzycznej produkcji byłoby wręcz samobójstwem. Potem staramy się już tylko przypominać o konkretnym tytule około stycznia. W przypadku kategorii Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego Akademicy biorą pod uwagę cały rok, a nie tylko ostatnie miesiące.
- Rozłożenie czasowe zagranicznych filmów jest inne - zgodził się Schwartz. - Z drugiej strony są ich tysiące, a tylko niewielu udaje się faktycznie przebić i wejść do kin poza swoim krajem, a tym bardziej trafić do angielskiego box office. Te wyniki trochę pomagają w zwróceniu uwagi na dany tytuł. Te, którym się udało podbić serca widzów, często trafiają na skrócone listy oscarowe. Wokół zagranicznych produkcji można też nieco inaczej budować całą strategię - np. rozsyłania płyt DVD do Akademików. Zdarzało się nam, że wysyłaliśmy im wcześniej przygotowane dystrybucyjnie DVD, a także po kilka tytułów jednocześnie, w pakiecie. To pomaga też przy aspekcie finansowym promocji i cięciu kosztów.
"Ida", mat. dystrybutora
- Jeżeli chodzi o aspekt finansowy, choć nie tylko, naprawdę istotna jest data premiery - uzupełniała Liz Miller. - Nie ma zbyt wielkiego sensu wypuszczanie filmu poza sezonem nagrodowym. O nawet najwspanialszym tytule Akademicy zapomną do czasu głosowania. Poza tym tańsze jest budowanie jednej kampanii, niż dwóch - premierowej i nagrodowej. Twórców również o wiele trudniej przekonać do udziału w tej drugiej. Nie lubią tego. Przy utrzymywaniu zainteresowania produkcją, a także przy budowaniu budżetu, warto uwzględniać festiwale. Bez specjalnie dużych kosztów dodatkowych można w ich ramach organizować czerwone dywany, spotkania z autorami i "rozmowa" trwa. - Chodzi tu nie tylko o gwiazdy. Pomocne jest też danie miejsca młodym talentom - dodała Clare Stwart. Na Londyńskim Festiwalu Filmowym od lat organizowane są tzw. Afternoon Teas, w czasie których mniej znani artyści, często debiutanci - spotykają się z dziennikarzami.
- Zawsze jest to praca zbiorowa, współpraca pomiędzy różnymi grupami związanymi z tytułem - dodał Rushton. - Ja nie boję się być nachalna - podkreślała Liz Miller. - Dlatego jestem wynajmowana przez dystrybutorów, czasem producentów. Pomagam przy kampaniach nagrodowych. Robię to, czego Jamie robić nie chce: bombarduję informacjami. Robię wszystko, by Akademicy obejrzeli filmy w dobrych warunkach, na dużym ekranie. Podejrzewam, że wynajmują mnie, ponieważ wielu z nich znam, i chcę, szczerze, by każdy z filmów wygrał, zdobył swoje złoto. Trochę ironizuję, ale to najbardziej niesprawiedliwy konkurs świata.
Paneliści zwrócili również uwagę na fakt, że inaczej wyglądają kampanie w USA, inaczej w Europie. - W USA czasami ma się poczucie, jakby pracowało się przy kampanii politycznej, a nie filmowej - przyznał Schwartz. - Kampanie amerykańskie są bardziej agresywne, proaktywne. W Europie, w Wielkiej Brytanii jest więcej kurtuazji, grzeczności. - Z drugiej jednak strony członkowie BAFTA bardzo dokładnie przyglądają się członkom Amerykańskiej Akademii Filmowej - wtrąciła Miller. - Nie chcą popełnić błędu. Rzadko się różnią. Zdarzyło się tak przy dokumentach "Scena zbrodni", który zdobył statuetkę BAFTA i "O krok od sławy" nagrodzonego Oscarem. To jednak wyjątki. Wyścig o nagrody to globalna sprawa, robimy globalne kampanie. Wielkie filmy powinny przemawiać do wszystkich, nie tylko do lokalnej społeczności. Świat staje się coraz mniejszy.
W takim kontekście nie można było nie zapytać o to, jak eksperci widzą szanse "Idy", filmu, który rok temu wygrał Londyński Festiwal Filmowy. - O Pawła Pawlikowskiego i "Idę" za bardzo bym się nie martwiła - odpowiadała Liz Miller. - Wszyscy wiemy kim jest Paweł Pawlikowski. Od dawna żył między nami. "Ida" jest na radarze u wszystkich!
Uczestnicy debaty, fot. D. Romanowska
O uwagę członków obu Akademii trzeba walczyć w odpowiednim czasie - innym dla obrazów anglojęzycznych, innym dla produkcji zagranicznych. - Gdy po obejrzeniu jakiegoś filmu widzimy w nim kandydata do nagród, od razu zaczynamy budowę strategii - od samego początku trzeba dobrze rozłożyć akcenty pomiędzy zapowiedzią tytułu, jego festiwalową premierą - to zresztą znakomite platformy startowe, premierą kinową i samą kampanią nagrodową. Konieczna jest współpraca ze wszystkimi dystrybutorami, dopilnowanie wszelkich terminów i wymogów regulaminowych obu Akademii - mówił Jamie Schwartz. - Te wszystkie wydarzenia sprawiają, że o filmie będzie się mówiło, a to podstawa. Jednocześnie w The Weinstein Company nie chcemy bombardować Akademików mailami. Staramy się budzić zainteresowanie w inny sposób - m.in. sesjami Q&A czy pokazami eventowymi. Film cały czas musi być "gorący". Ta "rozmowa" nie może ustawać. To trudne, szczególnie przy tak dużej konkurencji, dlatego trzeba zacząć od zbudowania przemyślanej mapy kluczowych terminów i wydarzeń. - Chyba w żadnej innej branży tak intensywna kampania nie trwa aż sześciu miesięcy - dodawała dyrektor Londyńskiego Festiwalu Filmowego. - W przypadku Oscarów wyścig rozpoczynają festiwale w Wenecji i Toronto.
Nie ma jednej recepty na udaną kampanię. Każda strategia musi być dostosowana do filmu. - Inaczej wygląda sprawa w przypadku filmów nieanglojęzycznych - wtrącał Jon Rushton. - Tu kampania zaczyna się już około marca lub kwietnia, co dla anglojęzycznej produkcji byłoby wręcz samobójstwem. Potem staramy się już tylko przypominać o konkretnym tytule około stycznia. W przypadku kategorii Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego Akademicy biorą pod uwagę cały rok, a nie tylko ostatnie miesiące.
- Rozłożenie czasowe zagranicznych filmów jest inne - zgodził się Schwartz. - Z drugiej strony są ich tysiące, a tylko niewielu udaje się faktycznie przebić i wejść do kin poza swoim krajem, a tym bardziej trafić do angielskiego box office. Te wyniki trochę pomagają w zwróceniu uwagi na dany tytuł. Te, którym się udało podbić serca widzów, często trafiają na skrócone listy oscarowe. Wokół zagranicznych produkcji można też nieco inaczej budować całą strategię - np. rozsyłania płyt DVD do Akademików. Zdarzało się nam, że wysyłaliśmy im wcześniej przygotowane dystrybucyjnie DVD, a także po kilka tytułów jednocześnie, w pakiecie. To pomaga też przy aspekcie finansowym promocji i cięciu kosztów.
"Ida", mat. dystrybutora
- Zawsze jest to praca zbiorowa, współpraca pomiędzy różnymi grupami związanymi z tytułem - dodał Rushton. - Ja nie boję się być nachalna - podkreślała Liz Miller. - Dlatego jestem wynajmowana przez dystrybutorów, czasem producentów. Pomagam przy kampaniach nagrodowych. Robię to, czego Jamie robić nie chce: bombarduję informacjami. Robię wszystko, by Akademicy obejrzeli filmy w dobrych warunkach, na dużym ekranie. Podejrzewam, że wynajmują mnie, ponieważ wielu z nich znam, i chcę, szczerze, by każdy z filmów wygrał, zdobył swoje złoto. Trochę ironizuję, ale to najbardziej niesprawiedliwy konkurs świata.
Paneliści zwrócili również uwagę na fakt, że inaczej wyglądają kampanie w USA, inaczej w Europie. - W USA czasami ma się poczucie, jakby pracowało się przy kampanii politycznej, a nie filmowej - przyznał Schwartz. - Kampanie amerykańskie są bardziej agresywne, proaktywne. W Europie, w Wielkiej Brytanii jest więcej kurtuazji, grzeczności. - Z drugiej jednak strony członkowie BAFTA bardzo dokładnie przyglądają się członkom Amerykańskiej Akademii Filmowej - wtrąciła Miller. - Nie chcą popełnić błędu. Rzadko się różnią. Zdarzyło się tak przy dokumentach "Scena zbrodni", który zdobył statuetkę BAFTA i "O krok od sławy" nagrodzonego Oscarem. To jednak wyjątki. Wyścig o nagrody to globalna sprawa, robimy globalne kampanie. Wielkie filmy powinny przemawiać do wszystkich, nie tylko do lokalnej społeczności. Świat staje się coraz mniejszy.
W takim kontekście nie można było nie zapytać o to, jak eksperci widzą szanse "Idy", filmu, który rok temu wygrał Londyński Festiwal Filmowy. - O Pawła Pawlikowskiego i "Idę" za bardzo bym się nie martwiła - odpowiadała Liz Miller. - Wszyscy wiemy kim jest Paweł Pawlikowski. Od dawna żył między nami. "Ida" jest na radarze u wszystkich!
Dagmara Romanowska
Korespondencja z Londynu
Ostatnia aktualizacja: 11.10.2014
fot. Dagmara Romanowska
Programy ministra kultury ogłoszone
Co pokażemy na targach w Cannes?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024