PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  1.12.2012

Z Frederikiem Fonteynem, reżyserem filmu „Tango libre”, o zakładzie karnym w Kaliszu, tangu, wolności i kobietach rozmawia Anna Kilian.

Portalfilmowy.pl: Czy wiernie odtworzył pan w „Tango libre” - nagrodzonym w Wenecji i Warszawie - warunki panujące w więzieniu? Niektóre sceny kręcił pan w polskim zakładzie karnym w Kaliszu...

Frederic Fonteyne. Fot. www.actusmedias.be

Frederic Fonteyne: Więzienia wszędzie wyglądają podobnie. Historia, którą opowiadam, rozgrywa się nie tylko w więzieniu, dlatego nie zależało mi na idealnym odwzorowaniu więziennych realiów, ale na wprowadzeniu w nie odrobiny światła, życia, wywrotowego klimatu i wolności, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi. Istotnie, część „Tango libre” powstała w polskim więzieniu, ponieważ władze belgijskie i francuskie nie udzieliły zgody na filmowanie. Nigdy wcześniej nie byłem w Polsce i do tej pory to kaliskie więzienie jest najlepiej poznanym przeze mnie fragmentem waszego kraju. Podejście dyrektora i pracowników było w pełni profesjonalne i odpowiedzialne. Oczywiście, nie było mowy, by osadzeni grali w scenach zbiorowych. Zatrudniliśmy do nich polskich statystów i tancerzy tanga, przywiezionych z Belgii.

PF: „Tango libre” zamyka trylogię filmów o zakochanych kobietach, zapoczątkowaną „Związkiem pornograficznym” i kontynuowaną „Żoną Gillesa”. Co jest wyjątkowego w miłości kobiet?

FF: Dopiero po nakręceniu „Tanga...” zdałem sobie sprawę, że we wszystkich trzech fabułach zadaję te same pytania. Wcześniej nie myślałem o trylogii. To, kim jest kobieta i jak bardzo różni się emocjonalnie od mężczyzny, to dla mnie ważne pytanie, na które odpowiedzi powinno poszukiwać właśnie kino. Kiedy na ekranie opowiada się o kobiecie i mężczyźnie, to mówi się o całym świecie. Życie składa się z naszych, kobiet i mężczyzn, wzajemnych spotkań. Świat powstał dlatego, że się kiedyś poznaliśmy. Nie byłoby ani mnie, ani pani, gdyby dawno temu pewna kobieta i pewien mężczyzna nie spotkali się.

Kadr z filmu "Tango libre". Fot. Hagi

PF: Filmowcy wykorzystują tango, by pokazać, jak taniec wyzwala od konwenansu, jak budzi namiętność, leczy z samotności. Miał pan w pamięci te klisze, przystępując do pracy nad scenariuszem ze swoją partnerką - współscenarzystką i odtwórczynią głównej roli?

FF: Tak, ponieważ nie chciałem ich powielać. Sam uczyłem się tańczyć tango, ale kiedy na naukę miałem coraz mniej czasu, zarzuciłem ją zupełnie – lubię oddawać się jednej rzeczy całkowicie. Pamiętałem z lekcji, jak wzruszały mnie wysiłki tancerzy, którym nie szło najlepiej. Fascynowało mnie patrzenie na ich ciała w tańcu.

PF: Ekranowy trójkąt tworzą Alice, jej mąż i jego przyjaciel (obaj więźniowie), z którym ma syna. Do tego zakochuje się w niej więzienny strażnik, partner z lekcji tanga. Osadzeni mężczyźni nie są o Alice zazdrośni, choć wiedzą o sobie wszystko...

FF: Słyszałem kiedyś o takim związku trojga ludzi, wspólnie wychowujących dziecko. Mężczyźni na ekranie – dwaj więźniowie z wyrokami - są tak wielkimi przyjaciółmi, że nie chcą przed samymi sobą przyznać, iż mają tę samą kochankę. Tak samo jest w klasycznym tangu, tam często się zdarza taki trójkąt.

PF: Ale w rzeczywistości to może być bardzo uciążliwe...

FF: Każda miłość komplikuje życie, ale dobrze jest móc kochać. Dla strażnika życie bez miłości jest puste, ale potem uczucie do Alice wywraca je na drugą stronę. Stąd w filmie moje nieco ironiczne podejście do tej sytuacji.

Kadr z filmu "Tango libre". Fot. Hagi

PF: Mistrz tanga, Mariano „Chicho” Frúmboli, zagrał u pana argentyńskiego więźnia. Jego taniec, wykonywany z innym osadzonym Argentyńczykiem jest bardzo męski, agresywny. Gdzie wcześniej widział pan takie tango?

FF: To, co widzimy w filmie, to korzenie tanga, wywodzącego się częściowo z Afryki. U swojego zarania przypominało walkę. W Argentynie, państwie imigrantów, było za mało kobiet, więc mężczyźni musieli tańczyć ze sobą. Ćwiczyć wspólnie, by nie wypaść z wprawy i dobrze się spisać, gdy wreszcie nadarzy się okazja zatańczenia tanga z kobietą.  Na ekranie, w scenach w więzieniu Argentyńczycy tańczą tak, jakby przeprowadzali rewolucję, jakby nie było więziennych krat. Pokazują współwięźniom, czym może być ten taniec.

PF: Finał filmu jest zaskakujący i można w niego uwierzyć tylko wówczas, gdy potraktujemy jego strukturę w kategoriach tanga, zawsze kończącego się spektakularnie, dramatycznym gestem. Czy taką właśnie, muzyczną formę, chciał pan nadać swojej fabule?

FF: Tak, zdecydowanie! Film kończy się cudem. Robię kino, by powiedzieć ludziom, aby nie bali się zawierzyć instynktowi, zamiast ciągle polegać tylko na rozumie. Ucieczka od niego daje nam wolność. Przynosi ją również miłość, która nie ma przecież z rozumem nic wspólnego.

 

Anna Kilian
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  1.12.2012
Zobacz również
Producent procesuje się z Monty Pythonem
"Family Guy" w wersji kinowej
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll