Ostatnie spojrzenie na Panoramę wrocławskich Nowych Horyzontów przyniosło dwie miłe niespodzianki - za sprawą Abbasa Kiarostamiego i Joachima Lafosse’a. Ich filmy – "Like Someone in Love" oraz "Nasze dzieci" - okazały się jednymi z ciekawszych propozycji całej sekcji. Nie powinno to specjalnie dziwić, oba tytuły znalazły się w oficjalnej selekcji tegorocznego Cannes. Pierwszy z nich walczył o Złotą Palmę w konkursie głównym, drugi startował w sekcji „Un Certain Regard”.
Zaskakuje zwłaszcza Kiarostami, którego film stanowi przyjemny powiew świeżości w dorobku reżysera. Akcję "Like Someone in Love" twórca przenosi do centrum Tokio. W opozycji do zatłoczonego miasta, fabuła koncentruje się na trójce bohaterów – sędziwym profesorze, młodej dziewczynie do towarzystwa oraz jej obsesyjnie zazdrosnym chłopaku. Niewinna gra i drobne intrygi, jakie zawiązują się między nimi w miarę rozwoju fabuły, przynoszą kolejne niespodzianki, wywołując u widza na przemian uśmiech i zadumę. Wysmakowane wizualnie dzieło Kiarostamiego w dużej mierze opiera się na dialogu. Zanim dojdzie do rękoczynów, reżyser zawsze daje swoim bohaterom szansę na polubowne rozwiązanie konfliktu – poprzez rozmowę. Tak jest już od pierwszych scen, kiedy dziewczyna przez telefon próbuje załagodzić scysję ze swoim chłopakiem, aż do ostatniej sekwencji, którą z pewnością docenią koneserzy niesztampowych zakończeń.
Kadr z filmu "Like Someone in Love", fot. NH
Dużo większy ciężar gatunkowy niesie z sobą film Joachima Lafosse’a. "Nasze dzieci" to przejmujące studium rozpadu rodziny i stopniowej degradacji uczuć między dwiema bliskimi sobie kiedyś osobami. Belgijski reżyser lokuje swoją historię w dość specyficznej rzeczywistości. To świat papierowych małżeństw, zawieranych tylko po to, by jedno z małżonków mogło pozostać w Belgii legalnie, unikając tym samym deportacji. W przypadku Murielle i Marokańczyka Mounira ma być jednak zgoła inaczej. Mężczyzna wychowany został przez doktora Pingeta, który od wielu lat zastępował mu ojca. Łożył na jego utrzymanie, dał pracę, pomagał rozwiązać każdy problem. Ta kłopotliwa nić uzależnienia od starszego mężczyzny nie została przerwana nawet po ślubie. Pinget ma w relacji Mounira i Mourielle głos nie mniej ważny niż sami małżonkowie, nierzadko narzuca im swoją wolę. Sytuacja kobiety, która nie może się z tym pogodzić, pogarsza się z chwilą narodzin kolejnych dzieci i w efekcie prowadzi do dramatu. Lafosse bardzo wnikliwie przygląda się mechanizmom opresji, w jakie wpada kobieta (znakomita rola Émilie Dequenne), pokazując jednocześnie jak niewiele dzieli miłość od nienawiści.
Kadr z filmu "Nasze dzieci", fot. NH