Kino Niezależne, prezentowane na festiwalu w Gdyni, nie zachwyca. Choć zdarzają się perełki – ja wyłuskałam dwa ciekawe portrety współczesnych bohaterów. W tym nowy film znanego „offowca” Witolda Świętnickiego.
Filmy z dwóch pierwszych bloków kina niezależnego zirytowały mnie swoją pretensjonalnością, manieryzmem, słabym poziomem intelektualnym. Świadomie nie piszę nic o stronie technicznej, bo raz, że off ma w końcu swoje prawa, a dwa, że wraz z rozwojem i dostępnością techniki filmowej jakość techniczna polskiego kina niezależnego stopniowo się zwiększa. Z zaproponowanych przez festiwal dwóch zestawów wyróżniają się dwa tytuły.
"Pierwszy raz w komisji", fot. Gdynia Film Festival
"Pierwszy raz w komisji" Pawła Słomkowskiego – punkt za pomysł. Młody chłopak podejmuje okazyjną pracę w Komisji Wyborczej… w szpitalu psychiatrycznym. Idea nośna, pozwala na zbudowanie właściwie nieograniczonej liczby zabawnych, intrygujących epizodów. Co jednak ważne, reżyser tego nie robi. Opowiada czysto, unika zbyt łatwych anegdot, zostawia ich dokładnie tyle, ile trzeba. Drugi punkt za powściągliwość i samodyscyplinę. A trzeci punkt za takt. Jakże łatwo nabijać się z człowieka chorego psychicznie! Reżyser sprawnie prowadzi akcję do zaskakującego finału, w którym sprawnie kontrastuje naturalność chorych z konformizmem „normalnych”. Niby nic oryginalnego, ale ogląda się dobrze.
Czy pamiętacie świetny dokument Marcina Koszałki „Takiego pięknego syna urodziłam…”? Film „Powiedz prawdę, przecież cię nie biję” Witolda Świętnickiego wykorzystuje podobny schemat. Oto dorosły mężczyzna, traktowany przez rodzinę jak nastolatek, nie bez powodu zresztą – w wieku 22 lat zdaje maturę, nie pracuje i mieszka z rodzicami. I nadopiekuńcza, krzątająca się, wylewająca z siebie potoki słów matka. Do tego ojciec cham i blisko 30-letnia siostra, która dzielnie idzie w ślady matki. Chłopak ucieka od nieustannego jazgotu w świat ciszy. Z bliskimi porozumiewa się za pomocą katalogu min i gestów, bezbłędnie interpretowanych przez rodzinę.
„Powiedz prawdę, przecież cię nie biję” Witolda Świętnickiego
Warto jednak zaznaczyć, że film trwa 70 minut, a więc Świętnicki zdecydował się wykreować bohatera, który przez godzinę i 10 minut milczy i gra twarzą. Rewelacyjny Romuald Krężel (z twarzą podobną nieco do Daniela Auteuil) przez ten cały czas gra oszczędnie, gra mimiką, ale nie minami. I równie znakomita matka – Anita Poddębniak. Do tego ciekawa konstrukcja bohatera – bardzo współczesnego – dorosłego, który nie chce dorosnąć.
Film Świętnickiego, twórcy m.in. „Golasów”, zdecydowanie powinien znaleźć dystrybutora i wejść do rozpowszechniania w kinach studyjnych, DKF-ach. Mam nadzieję, że obecność w Gdyni mu to ułatwi.