PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Anna Wróblewska
  27.05.2014
Siedziałam sobie dzisiaj w Skwerze, przyjmowana wyśmienitym lunchem przez obiecującą producentkę Iwonę Harris, kobietę, która chce robić filmy dla dzieci. Rozmawiałyśmy o koprodukcjach – o Eurimages, Kreatywnej Europie, wyzwaniach dystrybucyjnych, polskich udziałach i innych mocno profesjonalnych aspektach produkcji międzynarodowych. Jako weteranka średniego pokolenia, ze stażem blisko 20-letnim, podążyłam wspomnieniami ku latom 90., kiedy to wolny rynek o kulturze zapomniał, mechanizmy dopiero się rozkręcały i generalnie uczyliśmy się wszystkiego od początku.
Były to czasy, kiedy celnik, błagany o wypuszczenie kopii filmu w lotniska do świata realnego pytał: Kopia? A gdzie oryginał?

„Ucieczkę” Livii Gyarmathy mogę nazwać swoim debiutem – w roli skromnej asystentki kierownika produkcji. Ten znakomity film w koprodukcji węgiersko-niemiecko-polskiej opowiadał o tajnych obozach pracy na Węgrzech w okresie II wojny światowej. W głównych rolach wystąpili polscy aktorzy, ogromnie przez naszych bratanków cenieni. Dosłownie kwiat: w roli głównej, bohaterskiego uciekiniera nieziemsko przystojny (to się akurat nie zmieniło) Artur Żmijewski, Krzysztof Kolberger, Daniel Olbrychski i młody zdolny Dariusz Kurzelewski. Wydaje się, że nie ma nic prostszego, niż tak znamienitą, szlachetną koprodukcję zrealizować.

Otóż nic bardziej mylnego. Od początku była to droga przez mękę – przewozy, listy, faktury pro forma, przekonanie władz wszelakich, że przewozimy nie materiały filmowe a bimber – wszystkie te niedogodności spowodowały, że zdecydowaliśmy się na skróty. Malownicze, dodajmy.

Beta na zgranie została pieczołowicie, starannie ukryta w ciężarówce z arbuzami, która spokojnie przemierzała granice Europy Środkowo-Wschodniej, nie pamiętam już w którą stronę. Szacowni szefowie Studia Oko w celu dostarczenia polskich napisów końcowych i początkowych  do Budapesztu, kupili mi bilet w dwie strony, taśmy zawinęli w pudełka i papierki i wsadzili do młodzieżowego plecaka. Kontroli granicznej mówiłam, że jestem młodą aktorką i jadę do stolicy Węgier z filmem, który prezentuje moje talenty. 

Szczytem konstrukcji myślowej był patent na przewiezienie z ziemi węgierskiej do polskiej gotowej kopii z polską wersją językową i z dubbingiem. Życzliwa Wytwórnia na Chełmskiej znalazła w magazynach zjechaną kopię (V klasa) polskiego filmu fabularnego (wiem jakiego, ale nie powiem, bo reżysera wielbię) i dała nam ją na wieczne potępienie. Celnicy na granicy odnotowali po kontroli, że jedziemy z kopią do Budapesztu „na przegląd najlepszych polskich filmów”. W budapesztańskiej wytwórni (nie pamiętam czy w Budzie, czy w Peszcie, gdyż czyjś złośliwy dowcip rozdzielił produkcję od laboratorium doprowadzając filmowców węgierskich regularnie do szału) wybitne dzieło, zniszczone projektorami kinowymi, dokonało żywota w pudle na śmieci, a jego miejsce zajęła czyściutka, nowiutka "Ucieczka" w polskiej wersji językowej.


Artur Żmijewski, Daniel Olbrychski, "Ucieczka", fot. SF Oko

I tylko producent, Zbyszek Stanek, zachwycony brawurą akcji zapomniał zabrać z Budapesztu fakturę pro forma  i został zatrzymany (a ja wraz z nim) dokładnie na węgierskiej granicy wraz z pudłem świetnych alkoholi, które jednak nie wzbudziły emocji celników. Miłujący spokój producent zadzwonił do Budapesztu, do swojego węgierskiego partnera, Janosa Solti, znakomicie mówiącego po polsku, w mig ogarniającego sytuacje kryzysowe, po czym spokojnie poszedł spać w aucie marki Twingo, dokładnie pięć metrów za granicznym szlabanem.

O godzinie drugiej w nocy straż graniczna została postawiona na nogi autoalarmem, który włączył się, gdy Janos bezskutecznie usiłował obudzić umęczonego polskiego producenta „Ucieczki”. 20 osób – w tym ja – poderwanych na nogi nieludzkim wyciem wybiegło z dyżurki zobaczyć, kogo zamknęli za przemyt.  Janos spojrzał na celników, na publikę, na nieprzytomnego Zbyszka, w końcu na zegarek i powiedział z charakterystycznym węgierskim akcentem: „Ty się ciesz, że to mały kraj”.

W takich chwilach wspomnień jednak cieszę się, że czasy się zmieniły.


Anna Wróblewska
Zobacz również
fot. SF Oko
"X-Meni" walczą z pogodą
"Godzilla" poniżej oczekiwań
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll