PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
FABUŁA
Jakkolwiek największe są zasługi Witolda Adamka dla kina polskiego jako autora zdjęć filmowych, jego twórczość nie ograniczała się tylko do tej profesji.
Był też reżyserem, scenarzystą i producentem filmowym – co się zowie człowiekiem kina. Do tego bardzo sympatycznym, lubianym. I był tytanem pracy: wydawało się, że nie schodził z planu zdjęciowego. Zmarł w Warszawie 17 lutego 2017 roku w wieku 71 lat, pozostawiając po sobie imponujący dorobek artystyczny: ponad dwieście filmów, seriali i spektakli TV.
Witold Adamek, syn kierownika produkcji filmów, Stefana Adamka, urodził się 7 listopada 1945 roku w Łodzi. Tamże ukończył studia na Wydziale Operatorskim PWSTiF (1969). Jako autor zdjęć do kinowych filmów fabularnych debiutował Mgłą Sylwestra Szyszki (1976). Zdobywając na FPFF w Gdańsku (1985), nagrodę za zdjęcia do trzech tak różnych filmów, jak surowy dramat więzienny Nadzór Wiesława Saniewskiego, obyczajowa opowieść w stylu retro – Baryton Janusza Zaorskiego i nostalgiczne Yesterday Radosława Piwowarskiego, pokazał wszechstronność talentu operatorskiego. Sytuacja powtórzyła się trzy lata później w Gdyni, gdzie nagrodzono zdjęcia Adamka w dwóch odmiennych dramatach psychologicznych – Dotkniętych Saniewskiego i Krótkim filmie o miłości Krzysztofa Kieślowskiego, a także w komedii Andrzeja Kotkowskiego Obywatel Piszczyk. U progu lat 80. wielkim wspólnym osiągnięciem Adamka i Edwarda Kłosińskiego były czarno-białe zdjęcia w Matce Królów Zaorskiego. Z kolei w następnej dekadzie barwnym zdjęciom w komedii Jacka Bromskiego Dzieci i ryby Adamek zawdzięczał nagrodę na MFF w Phenianie.

Z Kotkowskim, Piwowarskim, Saniewskim, Zaorskim współpracował jako operator niejednokrotnie, podobnie jak z Feliksem Falkiem (m.in. Bohater roku), Juliuszem Machulskim (m.in. Girl Guide), Januszem Majewskim (m.in. C.K. Dezerterzy, Złoto dezerterów) i Andrzejem Wajdą (m.in. Biesy). Kinowym debiutem reżyserskim Witolda Adamka był kontrowersyjny Poniedziałek (1998), który przyniósł mu Brązowe Grono na Lubuskim Lecie Filmowym i Wielkiego Jantara na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”. Kolejne reżyserskie tytuły Adamka to życzliwie przyjęte Wtorek oraz S@motność w sieci. Za dramat okupacyjny Jana Jakuba Kolskiego Daleko od okna (2000) otrzymał – tym razem jako producent filmu – nominację do Orła za najlepszy film oraz Złotą Taśmę (nagrodę Koła Piśmiennictwa Filmowego SFP).
W 2014 został odznaczony Złotym Medalem Zasłużony Kulturze – Gloria Artis. Był członkiem Polskiej Akademii Filmowej. Należał do Stowarzyszenia Filmowców Polskich, w latach 2011-2016 zasiadał w Zarządzie Głównym naszej organizacji. Podczas Walnego Zjazdu SFP w 2016 roku został wybrany do Sądu Koleżeńskiego Stowarzyszenia.


Witold Adamek, fot. Kuba Kiljan Kuźnia Zdjęć


Witolda Adamka wspominają:

Milenia Fiedler
Montowałam wiele filmów z dorobku Witka. Zawsze uderzające było jedno: on nie robił filmu, on żył filmem, bo kochał kino. Jako montażystka wysoko ceniłam Witka za to, że zawsze w centrum zainteresowania stawiał aktora i potrafił bezbłędnie podążać za tym, co w jego grze było znaczące, mocne, wyraziste. Miał instynktowną umiejętność uchwycenia obiektywem tego, co w filmowanej rzeczywistości było najistotniejsze. Był bardzo odważny jako operator i reżyser; lubił eksperyment i improwizację, przy czym nigdy nie stawiał na ślepy traf, kierował się doskonałym wyczuciem. Od Witka otrzymywałam perfekcyjny materiał do montażu. Jego zaangażowanie w film nie ustawało z końcem zdjęć. Zależało mu, by w montażu nie przeoczyć akcentów, nie zgubić intencji zrodzonych na planie. A przy tym był ciekaw, co ja odkryłam w materiale. Uwielbiałam z nim pracować. Smutne, że już nigdy nie będzie mi to dane.

Renata Pajchel

Kochał swoją pracę, nie zamieniłby jej na żadną inną. Był trochę osobny. Był tytanem pracy. Był zegarmistrzem światła. Był mi bardzo bliski. Miał własny charakter pisma. Miał ogromną energię, którą zarażał. Miał ogromną wrażliwość na światło. Miał wiele miłości i zrozumienia dla aktorów. Tylko dlaczego był… Dlaczego miał…

Juliusz Machulski

Kiedy przygotowywałem Szwadron, uznałem, że właśnie tu mógłbym wykorzystać talent Witka, którego kunszt operatorski podziwiałem. Powierzyłem mu zrobienie zdjęć do Szwadronu i od razu – jak on to ujął – nie musieliśmy się obwąchiwać, nadawaliśmy na tej samej fali. Tak zaczęła się nasza długa współpraca. Zrobiłem z Witkiem cztery filmy fabularne, dwa seriale i pięć spektakli TV. Na planie zdjęciowym Witek zawsze tryskał niespożytą energią, która mobilizowała ekipę. Jako artysta miał niezwykłe wyczucie estetyki. Potrafił z wszystkiego, co filmował, wydobyć piękno. Jego światło i ruch kamery były niepowtarzalne, a sam pracował niestrudzenie. Nawet kiedy wszystkie ujęcia zostały nakręcone, robił dodatkowe. „Mogą ci się przydać w montażu” – mówił mi i najczęściej miał rację. Wydawało się, że był nie do zdarcia. Kiedy wypadek na planie Szwadronu wyłączył go na dwa tygodnie ze zdjęć, na filmowanie ostatniej sceny w harmonogramie, bitewnej, wrócił prosto ze szpitala. A poza wszystkim był wspaniałym przyjacielem, z którym godzinami rozmawiałem o kinie i życiu. Jego o wiele za wczesne odejście jest wielką stratą dla polskiego filmu, a dla mnie pustką nie do zapełnienia.

Janusz Majewski

Po śmierci operatora, z którym pracowałem kilka lat, Zyzia Samosiuka, poszukiwałem następcy. Witka Adamka znałem z widzenia, ale słyszałem o nim wiele dobrego, więc zaangażowałem go do C.K. Dezerterów. Film ten wymagał od operatora doświadczenia i pomysłowości. Witek sprostał wyzwaniu. Od razu okazało się, że mamy wspólny język. Przede wszystkim zaistniało między nami doskonałe porozumienie w kwestiach warsztatowych. Witek był bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Zawsze – i przy C.K. Dezerterach, i przy wszystkich naszych kolejnych wspólnych przedsięwzięciach, a było ich, włącznie ze spektaklami TV kilkadziesiąt – pracował szybko, na planie był błyskawicznie gotowy do zdjęć. Dla reżysera jest to skarb na wagę złota. Jako artysta dbał o to, by zdjęcia były komunikatywne, a zarazem oddawały nastrój obrazu, niezależnie od tego, czy chodziło o komediowe, epickie Złoto dezerterów, czy dla odmiany kameralny, psychologiczny dramat Po sezonie, czy też produkcje TV, w których dużą rolę odgrywało piękno natury – film Diabelska edukacja, serial Siedlisko. Widywałem go, jak o świcie, gdy inni smacznie spali, szedł z kamerą filmować poranne chmury. W pewnym momencie nasze drogi twórcze z Witkiem rozeszły się. Zawsze jednak będę wspominać go jako niestrudzonego współpracownika i serdecznego przyjaciela.

Janusz Zaorski
Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku – 1985 rok. Witold Adamek dostaje nagrodę za zdjęcia do trzech filmów: debiutów Piwowarskiego i Saniewskiego oraz do mojego Barytona. Uprzytomniłem sobie wtedy, że Adamek jest najwszechstronniejszym polskim operatorem. Mroczne więzienie w PRL-u w Nadzorze, elegancja wnętrz hotelowych w Barytonie, czy czeskie kino po polsku w Yesterday: trzy razy Adamek, ale za każdym razem diametralnie różny. Przyjaźniłem się z Witkiem ponad pół wieku, zrobiliśmy wspólnie pięć filmów kinowych. Wicia – tak Go nazywałem, żeby nie mylić z Witkiem Stokiem, którego nazywaliśmy Tolo. Wicia rewanżował mi się Januszaitisem – Jego i moja rodzina miały korzenie kresowe. Złośliwi mawiali, że Adamek pracuje w tandemie ze Stokiem, aby pilnować artystę i w odpowiednim momencie nastawić ostrość i diafragmę. Coś było na rzeczy. Wicia w „Filmówce” był kujonem, prymusem, a takich się nie lubi. Kiedy inni bankietowali, Wicia zakuwał, i powiem herezję: nauczył się talentu. Pracując m.in. z Wajdą, Kieślowskim, Morgensternem, Kotkowskim, Majewskim, Machulskim, Kolskim, Falkiem, Sztwiernią, wspinał się na najwyższe piętra filmowych wtajemniczeń. Absolutny pracoholik. Był szczęśliwy, kiedy mógł film reżyserować, oświetlać i jeszcze szwenkować. O szóstej rano meldował się w WFD, przeglądał materiały z poprzednich dni i wyjeżdżał na plan filmowy. Do bólu punktualny, przez pół wieku nie spóźnił się ani razu. Dopiero w sobotę, 18 lutego, nie przyszedł na zajęcia ze studentami. Żegnaj, Wicia. Twój Januszaitis Zaorski.
Andrzej Bukowiecki
"Magazyn Filmowy. Pismo SFP" 67, 2017
  31.03.2018
Gustaw Lutkiewicz – z błyskiem w oku
Krystyna Sienkiewicz – na skrzydłach motyla
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll