Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Sieć kin Helios to dzisiaj 31 cyfrowych kin ze 166 salami kinowymi i miejscami dla blisko 36 tysięcy widzów. W ubiegłym roku Helios otworzył siedem kin: w Grudziądzu, Tczewie, Kędzierzynie-Koźlu, Szczecinie, Rzeszowie, Bełchatowie i Bydgoszczy. W tym roku spółka planuje uruchomienie kolejnych czterech: w Gdyni, Kaliszu, Nowym Sączu i Siedlcach. W kolejce czekają już inwestycje w Białymstoku, Łodzi, Jeleniej Górze, Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Katowicach. Z prezesem Helios S.A., Tomaszem Jagiełłą rozmawia Anna Wróblewska.
Tomasz Jagiełło, fot. Helios S.A.
Kina Heliosa są widoczne najbardziej w mniejszych i średnich miastach. Czy to świadoma strategia?
Helios wszedł na rynek multipleksów dość późno, bo w 2002 roku, kiedy działały już na nim inne firmy: Kinepolis, Multikino, Cinema City. Z jednej strony niektóre tereny były już wtedy zagospodarowane. Z drugiej – kusiły nas „białe plamy”, więc uznaliśmy, że trzeba pojawić się najpierw tam. Po latach doceniliśmy fakt, że weszliśmy w Polskę „mniejszą”, nieaglomeracyjną. Bo kto w tej chwili otworzy drugie kino na przykład w Tczewie, jeśli jest tam już Helios? Ale pracujemy również nad nowymi lokalizacjami naszych kin w wielkich miastach: Krakowie, Łodzi czy Warszawie. Chcemy być najważniejszą polską siecią kin i działać jak najbliżej widza. Najbardziej cieszy mnie ten widz, któremu otworzyliśmy dostęp do kina.
Czy oznacza to, że najlepiej „idą” kina usytuowane w tych mniejszych ośrodkach?
Koniunktura się zmienia, bo zmienia się rynek. Czasem kino, które na początku nie generowało wielkich przychodów, po dwóch-trzech latach uzyskuje status gwiazdy. I odwrotnie, kiedy w 200-tysięcznym mieście powstaje drugi multipleks, widownia kina Helios w tej miejscowości może spaść. W 2006 roku naszą gwiazdą był Helios we Wrocławiu, z wynikiem 1 milion 120 tys. widzów. W ubiegłym roku oddaliśmy to kino w dzierżawę Stowarzyszeniu Nowe Horyzonty, które uczyniło z niego multipleks arthousowy. Dzisiaj naszym numerem jeden jest kino w Olsztynie, za nim sytuują się obiekty w Opolu, Bielsku, a ostatnio także w Gdańsku.
O jaki kawałek kinowego tortu będzie pan walczył?
To nie jest sprawa jednego gracza. Walczę o to, aby moi konkurenci tych kawałków nie powiększali. Czasem udział w torcie może być sprawą przypadku i zależeć od skali inwestycji w danym roku. W 2011 najwięcej obiektów otwierało Multikino, za to my w 2012 – siedem. Na ten rok planujemy kolejne cztery, ale już widzę łopaty wbijane w ziemię pod inwestycje zaplanowane na rok 2014. Cały czas szukamy nowych lokalizacji. Robimy to jednak ostrożnie, aby nie przeinwestować, bo chodzi o to, żeby firma była stabilna.
Czy sposobem na zapewnienie stabilności ma być także dystrybucja kinowa? Wystartowaliście pięknie, świetnym wynikiem „Drogówki” Wojtka Smarzowskiego.
Nasz główny udziałowiec, Agora SA (Agora posiada 84% akcji Heliosa – przyp. red.), od pewnego czasu inwestuje w produkcję filmową. Aż prosiło się, żeby zabrać się za dystrybucję filmów. Nie jest to zresztą niczym nowym na polskim rynku – ITI Cinema jest częścią grupy ITI, do której należy Multikino, a Cinema City jest powiązane z Forum Film. My chcemy rozpowszechniać przede wszystkim filmy polskie.
Czy fakt, że Polacy chodzą do kina częściej niż kilka lat temu można tłumaczyć popularnością polskich filmów? Czy to zbyt optymistyczna interpretacja?
Zależność ta nie jest taka jednoznaczna. Pamiętam lata, kiedy polskie kino miało marnych kilka procent widowni. Staraniem wielu osób i pod wpływem istotnych czynników, takich jak „Ustawa o kinematografii”, wzrosła liczba dobrych filmów, oferta jest bardziej różnorodna. Mówię to obiektywnie, bo mnie, jako właściciela kin, „Ustawa” obciąża daniną publiczną. Producenci łatwo się dostosowują do tendencji i preferencji widza, czego przykładem jest wysyp komedii romantycznych. To strategia zgodna z trendem światowym. Jeśli podoba się nowy Bond z Craigiem, nie ma powodu czekać pięć lat na kolejną część. Ale rynek globalny także się zmienia. W Stanach rządzi kultura komiksowa i jej wpływy widać w ofercie kinowej. U nas komiks nie ma aż takiego przełożenia na masową wyobraźnię. Tworzy się luka, którą Europa dzisiaj odczuwa. Komiksowi bohaterowie nie są bohaterami dla Europejczyków. I polskie kino powinno starać się tę lukę zagospodarować.
Poprzez produkcję dobrych filmów na wysokim poziomie artystycznym?
Mamy dwa główne typy odbiorców: para młodych ludzi i rodzina, zazwyczaj ojciec z dzieckiem w weekend. Ale jest jeszcze taka grupa, która śledzi informacje o filmach i świadomie wybiera repertuar. W kinach mało jest wyników „średnich”: albo ludzie idą tłumnie, albo słabo. „W ciemności” Agnieszki Holland było wielkim sukcesem, ale już „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego poszło znacznie słabiej. Trudno dzisiaj przewidzieć reakcję widowni. Spójrzmy na sukcesy filmów „Mój rower” Piotra Trzaskalskiego, a nawet telewizyjnego filmu o Agacie Mróz „Nad życie” Anny Pluteckiej-Mesjasz, rozpowszechnianego w kinach w 2012 roku. Wprowadzeniu tych filmów na ekrany towarzyszyła świetna promocja, także telewizyjna. Ale w Polsce powstało też trochę dobrych filmów, które „nie zrobiły widowni”, bo nie miały dobrego marketingu. Naszego odbiorcę tworzy właśnie marketing, ale wiadomo, że nie nakręcimy kilkudziesięciu „oscarowych” tytułów rocznie.
Anna Wróblewska
Magazyn Filmowy SFP, 25, 2013
14.12.2013
Box Office 2013. Ze zmiennym szczęściem
2012: Dane rynkowe
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024