Sylwester Chęciński
fot. SFP
Sylwester Chęciński – malarz polskich charakterów
O znakomitym reżyserze Sylwestrze Chęcińskim, tegorocznym laureacie Orła za Osiągnięcia Życia, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 4/2017) pisze Barbara Hollender. Oto fragment jej artykułu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 kwietnia.
- Ten Orzeł bardzo dużo dla mnie znaczy, bo dostaję go od kolegów – mówi mi Sylwester Chęciński. – W naszym środowisku kłębią się różne uczucia: przyjaźń, ciekawość, szacunek, czasem niechęć i lekka zazdrość. Więc odczuwam wielką satysfakcję, że członkowie Akademii na mnie zagłosowali.

Przed laty zapytany w radiowym programie o marzenie zażartował: - Chciałbym przestać być reżyserem "Samych swoich”. I coś w tym jest, bo w świadomości widzów Chęciński funkcjonuje głównie jako twórca trylogii o Kargulach i Pawlakach. A przecież jest artystą o różnorodnym dorobku. W czasach, gdy polskie kino hołubiło głównie rozliczenia z historią i dramaty pełne aluzji do politycznej sytuacji, on nie stronił od kina gatunku. Gdy twórcy ze szczyptą pogardy wypowiadali się o „komercji”, zawsze podkreślał, że zależy mu na tym, by wartości artystyczne filmów połączyć z popularnością u publiczności.

- Przystępując do pracy, najpierw zadawałem sobie pytanie: czy ludzie będą chcieli taki film zobaczyć – przyznaje. A przecież jednocześnie był bacznym obserwatorem polskiej rzeczywistości.

Urodził się w 1930 roku w Suścu koło Tomaszowa Lubelskiego. Latem 1939 roku rodzina przeniosła się do Zamościa. Tam ojciec chciał wybudować dom. Pierwszego września marzenia te legły w gruzach. Sylwester Chęciński, jak wszyscy z jego pokolenia, zachował w dziecięcej pamięci traumę wojny. I kolejnych przeprowadzek. Najpierw ucieczkę ze Wschodu pod Częstochowę, a potem, już po roku 1945  – po nowe życie, na Ziemie Zachodnie. Skończył liceum w Dzierżonowie. Na Dolnym Śląsku, gdzie obok siebie mieszkali Żydzi, uciekinierzy z Kresów, ale też ci, którzy szukali przygody i lepszego startu, zrozumiał czym jest społeczeństwo wielokulturowe. I pokochał sztukę. Czas stalinizmu przetrwał w oazie łódzkiej Szkoły Filmowej, a po absolutorium wrócił na Dolny Śląsk. Dziś mówi, że nigdy tej decyzji nie żałował, a Wrocław nazywa „swoim miejscem na ziemi”.

Zadebiutował filmem dla dzieci – „Historią żółtej ciżemki” – baśnią, którą razem ze scenografami Jerzym i Lidią Skarżyńskimi zamknął w kształt gotyckiego malarstwa. Jego znakiem firmowym jest rzeczywiście komedia. Trylogia „Sami swoi”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć” o dwóch zwaśnionych rodzinach ze Wschodu, które osiedliły się na Ziemiach Odzyskanych i zawzięcie walczą o miedzę, stała się serią kultową. Kargul i Pawlak doczekali się pomnika w Toruniu i muzeum w Lubomierzu, gdzie powstały zdjęcia i gdzie co roku odbywa się Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych. Do tego gatunku Chęciński wrócił też w 1991 roku, gdy z perspektywy dekady spojrzał na stan wojenny. W „Rozmowach kontrolowanych” razem ze Stanisławem Tymem zburzył martyrologiczne stereotypy, w krzywym zwierciadle pokazał zarówno sprawców stanu wojennego, jak tych, których ten czas wytrącił z normalnego życia, pozbawiając nadziei.

Barbara Hollender / Magazyn Filmowy 04/2017  24 marca 2017 11:46
Scroll