Richard Raymond
fot. Marta Pawłowska/Archiwum Festiwalu Camerimage
Richard Raymond: Taniec namiastką wolności
Z Richardem Raymondem, reżyserem filmu „Desert Dancer“, zafascynowanym metodą Jerzego Grotowskiego, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 2/2015) rozmawia Artur Zaborski. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 lutego.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o swoim bohaterze, irańskim tancerzu Afshinie?

To był 2010 rok. Natknąłem się wtedy na materiał prasowy w którejś z porannych gazet. Bardzo silnie do mnie przemówiła historia młodego mężczyzny, który pokochał taniec do tego stopnia, że chociaż w jego kraju był on zakazany, i tak odważył się go uprawiać. Biografia Afshina to świadectwo tego, w jaki sposób miłość może przezwyciężyć opresję. Irańczyk w niezależnych grupach tanecznych na pustyni uczył tańca, sam będąc wykształconym jedynie dzięki YouTube’owi.

Który to YouTube, tak jak i inne media społecznościowe, jest w Iranie zakazany od czasu Zielonej Rewolucji.

To właśnie jest tam paradoksalne: ajatollahowie twittują codziennie na swoich profilach wiadomości dla świata, ale obywatelom kraju zabrania się używać narzędzi społecznościowych. Wiele osób trafia do więzienia za używanie ich. Ale – tak jak i w innych krajach, gdzie cenzuruje się internet – ludzie używają VPN-ów z prywatnymi adresami proxy, co powoduje, że mogą ominąć blokady. Jednak Afshin do ominięcia blokad wybrał inny sposób – mianowicie – taniec. Dla niego ten stał się namiastką wolności, buntu wobec opresji państwa. I w tym świadectwie się zakochałem. Kiedy pojechałem do niego do Francji, do której emigrował, spędziliśmy razem wiele godzin na rozmowach. Z każdą kolejną minutą opowieści, upewniałem się jedynie w przekonaniu, że ludzie muszą poznać jego historię.

Do Iranu też dotarłeś?

Kupiłem bilet. Skłamałem władzom, że jadę jako turysta podziwiać architekturę religijną. Dostałem wizę. Jednak tuż przed wylotem jedna z agencji prasowych umieściła informację, że robię film o Iranie. Wiadomość rozprzestrzeniła się po całym internecie. Wyprawa wydała mi się zbyt niebezpieczna. Zdecydowałem się nie jechać.

Plan filmowy umieściłeś więc w Maroko.

Ale to nie rozwiązało wszystkich problemów. Wielu moich aktorów to Irańczycy, którzy przybyli do Europy w nadziei na azyl. Jednak takie osoby nie mogą podróżować. Prosiliśmy rząd marokański o przyznanie naszej ekipie wiz, ale władze nie chciały wyrazić na to zgody. Nie było też możliwości zatrudnienia aktorów z Iranu, bo po udziale w tym filmie, nie wpuszczono by ich z powrotem do kraju. O kręceniu filmu w Iranie nawet nie wspominając – nikt przy zdrowych zmysłach nie zgodziłby się w nim zagrać. Trzeba było szukać półśrodków.

Iran, Maroko, Jordania, gdzie kręciłeś zdjęcia próbne – wygląda na to, że twój film to międzynarodowa produkcja. Ma silne związki także z moją ojczyzną, z Polską.

Z Polski pochodził Jerzy Grotowski, pionier eksperymentalnego teatru i metody aktorskiej. W jego teatrze najważniejszy był aktor i jego ruch. Afshin inspirował się tą metodą. Był zafascynowany propozycjami Grotowskiego. Uwielbiał jego eksperymentalny teatr, który znal jedynie z internetu, z YouTube’a. Czuł z Grotowskim szczególną więź, ponieważ w czasie, kiedy polski artysta tworzył, w Polsce również panowała cenzura, tyle że komunistyczna. Jednak u was nigdy nie zabraniano tańca, który jest przecież wpisany w waszą kulturę i tradycję. Tymczasem w Iranie oficjalnie jest on grzeszną rozrywką, więc jest uprawiany jedynie nieoficjalnie – w domach odgrodzonych od świata, gdzie też często pije się zakazany w kraju alkohol, a kobiety ściągają hidżaby, zakładają europejskie stroje, malują się. Wiele osób wierzyło, że będzie mogło żyć w taki sposób oficjalnie. Jednak fiasko Zielonej Rewolucji pogrzebało to marzenie.

PZ / Magazyn Filmowy  24 stycznia 2015 09:00
Scroll