Baza / Historia polskiego kina
Baza / Historia polskiego kina
Adaptacje Jarosława Iwaszkiewicza w polskim kinie.
„Tatarskie ziele ma dwa zapachy. Jeżeli się potrze w palcach zieloną jego wstążkę, miejscami przymarszczoną, poczuje się zapach, łagodną woń wierzbami ocienionej wody” – tak zaczyna się opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza „Tatarak”, które posłużyło za literacki pierwowzór najnowszego filmu Andrzeja Wajdy.
 


"Tatarak" w reż. Andrzeja Wajdy, fot. Akson Studio

Ilość (i jakość) Iwaszkiewiczowskich adaptacji, żywotność jego opowiadań i poezji, świadczą o sile literatury, która ciągle domaga się reinterpretacji – również w wydaniu filmowym. Dzieła Jarosława Iwaszkiewicza przenoszono na ekran wielokrotnie. Od 1949 powstało ponad 20 pełnometrażowych adaptacji jego prozy. Skąd takie zainteresowanie kina tą twórczością? Odpowiedź nie jest skomplikowana.

Czesław Miłosz pisał: „Iwaszkiewicz jest wielką postacią i nikt zajmujący się literaturą polską nie potrafi jej pominąć. Nawet jeżeli wyłączyć niektóre części jego olbrzymiego rozmiarami dzieła, pozostaje dosyć, również jako świadectwo trzech epok, żeby zapewnić mu miejsce wyższe niż kogokolwiek z jego rówieśników. Jego obecność - choćby poprzez zapiski, noty, dzienniki, wspomnienia o miejscach i ludziach - była i będzie zauważalna, bo przecież wieloryba trudno przeoczyć”. Jedną z cech twórczości Iwaszkiewicza był realizm ujmowany w kategoriach psychologicznych. Podstawowe dla każdego człowieka problemy, zagadnienia życia i śmierci, sprawy uczuć i miłości, pisarz obserwował jednak przez pryzmat mijającego czasu. Nie ma powrotu do zdarzeń sprzed lat. Obraz świata, który uważaliśmy za jedynie prawdziwy, w świetle późniejszych doświadczeń wydaje się prosty, często banalny.

O opowiadaniach Iwaszkiewicza zwykło się mówić, że są „filmowe”, ponieważ zawierają to, co w kinie sprawdza się najlepiej: precyzyjną narrację, bogaty rysunek psychologiczny bohaterów, wspaniałe dialogi. Filmowców przyciąga do tych nowel coś jeszcze: operowanie skrajnościami, antynomiami. U Iwaszkiewicza stale przenikają się młodość i starość, życie i śmierć, piękno i brzydota, mroźna zima i gorące lato. Zanim samotność bohaterów przejrzy się w lustrze zrozumienia, z reguły jest już za późno na spełnienie. Awers radości kryje rewers rozpaczy. A w tle rozpościera się pełen zmysłowych uroków świat.
Ponad 20 adaptacji filmowych jednego autora to imponująca liczba. Filmowość prozy Iwaszkiewicza okazuje się jednak zwodnicza, gdyż sztuka adaptacji polega, w tym przypadku, przede wszystkim na zrozumieniu tego, co ponad słowem, obok litery, w aurze i klimacie niedopowiedzenia.

Zrozumieli to nieliczni. Nie udała się już pierwsza adaptacja Iwaszkiewicza, „Dom na pustkowiu” (1949). W wersji Jana Rybkowskiego kameralna miłosna historia okazała się przykrym politycznym plakatem. Z nakręconego według „Róży” filmu „Ubranie prawie nowe” (1963, reż. Włodzimierz Haupe) godna wspomnienia jest wyłącznie kreacja Hanny Skarżanki. O pierwszej wersji „Tataraku” (1965) Andrzeja Szafiańskiego czy o filmie „Biłek” (1981) Stanisława Pieniaka nie warto wspominać. Iwaszkiewicza ekranizowali m.in. Jerzy Kawalerowicz (genialna „Matka Joanna od Aniołów”, 1970), Edward Żebrowski („Dzień listopadowy”, 1970), Jerzy Zarzycki („Kochankowie z Marony”, 1966), Barbara Sass („Dziewczyna i gołębie”, 1973), Janusz Majewski („Stracona noc”, 1973), Agnieszka Holland („Wieczór u Abdona”, 1975), Stanisław Różewicz („Ryś”, 1982), Kazimierz Kutz (serial „Sława i chwała”, 1997), Jerzy Domaradzki (miniserial „Trzy młyny”, 1984). Dwukrotnie po opowiadania Iwaszkiewicza sięgał Andrzej Domalik. Sukcesem był zwłaszcza debiutancki „Zygfryd” (1986), ale i w późniejszych „Nocnych ptakach” (1992) udało się reżyserowi zachować wiele z klimatu erotycznej ambiwalencji literackiego pierwowzoru. W 2005 roku odbyła się premiera intrygującej adaptacji „Kochanków z Marony” w reżyserii Izabelli Cywińskiej.


"Tatarak" Andrzeja Wajdy, fot. Akson Studio

Najsłynniejszy adaptator Iwaszkiewicza, Andrzej Wajda w tomie „Wajda o sobie” pisał: „Filmując prozę Iwaszkiewicza nie robimy żadnego kina, tylko zmagamy się z samym życiem - z niemożliwością”. Niemożliwość była rozliczeniem Iwaszkiewicza z egzystencjalizmem. Jeżeli nawet Iwaszkiewicz w swojej twórczości pochylał się nad współczesnością, to nigdy nie miało to charakteru wyłącznie doraźnego. U podstaw filozofii Iwaszkiewicza leżało bowiem pesymistyczne przekonanie o ludzkiej naturze i możliwości wpływania człowieka na swój los. Tak więc Iwaszkiewiczowskie „sérénité” to znak obojętnego dystansu wobec świata, chłodu emocjonalnego i niewiary w możliwość wpływu na zdarzenia. Ale przecież Iwaszkiewicz (podobnie jak Proust) był też wielkim apologetą urody świata. Cała jego poezja jest pochwałą bogactwa otaczającej rzeczywistości, jej kształtów, barw, zapachów.
Pełne „zapachów życia” były Wajdowskie „Panny z Wilka” (1979), intymna, refleksyjna opowieść o stosunku człowieka do naturalnego cyklu przyrody: życia i śmierci. Wajda za Iwaszkiewiczem wyzyskał surowe piękno natury, powagę jej rytmu, a także piękno życia, które najpełniej objawia się w obliczu śmierci. Wydarzeniem była także wcześniejsza „Brzezina” (1970), historia dwóch braci zarażonych śmiercią, którzy kochali się w prostej wiejskiej dziewczynie. I oto po 30 latach, które upłynęły od realizacji „Panien z Wilka” (po drodze była jeszcze nieudana „Noc czerwcowa”, którą Wajda nakręcił w 2001 roku dla Teatru TV) reżyser powraca do Iwaszkiewiczowskich klimatów w „Tataraku”. Od bardzo dawna na żaden polski film nie czekałem z takim przejęciem.
Łukasz Maciejewski / Magazyn Filmowy SFP 1/2009   15 września 2011 18:54
Scroll