Beata Tyszkiewicz
fot. AKPA
Beata Tyszkiewicz – wszechstronność i fotogenia
Ma na swoim koncie Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski oraz Legię Honorową otrzymaną z rąk prezydenta Francji, Złoty Medal „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis” oraz francuski Order Sztuk Pięknych i Nauk Humanistycznych, SuperWiktora oraz nagrodę aktorską gdyńskiego festiwalu, statuetkę wrocławskiego Platynowego Szczeniaka oraz jeleniogórskiego Kryształowego Dzika i wiele innych festiwalowych trofeów, a nade wszystko ponad 130 ról w filmach i serialach telewizyjnych. Beata Tyszkiewicz 14 sierpnia obchodzi urodziny, z tej okazji – kolejnych, równie udanych kreacji!
A będąc dzieckiem, wcale nie chciała zostać aktorką. „Moim marzeniem w tym czasie było zostać traktorzystką. W szkole odbywały się prelekcje zachęcające młodzież do takich zajęć. Moja Mama powiedziała: – Wspaniale! Kupimy kalosze, waciak i pojedziemy do PGR-u. W tym wieku brak sprzeciwu ze strony rodziców budzi podejrzliwość. Od razu mi przeszło, bo nie miałam o co walczyć” – wyznaje w autobiograficznej książce „Nie wszystko na sprzedaż”. I zadebiutowała jako aktorka – będąc jeszcze uczennicą – rolą Klary w ekranizacji Fredrowskiej „Zemsty” (1956), wyreżyserowanej przez Antoniego Bohdziewicza i Bohdana Korzeniewskiego. I był to debiut rewelacyjny, doceniony zarówno przez publiczność, jak i krytykę.

„Od pierwszych ról zależy bardzo wiele. One mogą aktora zaszufladkować. Więc we mnie reżyserzy dostrzegli dojrzałą, dzielną panienkę z dworu, potem dumną bohaterkę »Zaduszek« Konwickiego. Tak właśnie powstał mój filmowy image” – stwierdziła po latach w „Rzeczpospolitej” (1997). I rzeczywiście kostiumowe role arystokratek – czego najlepszym przykładem księżniczka Elżbieta Gintułtówna w „Popiołach” (1965) Andrzeja Wajdy, Maria Walewska w „Marysi i Napoleonie” (1966) Leonarda Buczkowskiego, Izabela Łęcka w „Lalce” (1968) Wojciecha Jerzego Hasa, Ewelina Hańska w „Wielkiej miłości Balzaca” (1973) Wojciecha Solarza czy Warwara Pawłowna w „Szlacheckim gnieździe” Andrieja Konczałowskiego według znanej powieści Iwana Turgieniewa – przyniosły jej ogromną popularność.

Ale także role młodych dziewczyn, na których biografiach wojna odcisnęła niezatarte znamię, jak wspomniana bohaterka „Zaduszek” (1961) Tadeusza Konwickiego – sanitariuszka Katarzyna, o której śpiewano partyzanckie piosenki, Niemka Magda, którą los zetknął z polskim zbiegłym więźniem w ogromnie dramatycznych okolicznościach w „Dziś w nocy umrze miasto” (1961) Jana Rybkowskiego, Inga, córka niemieckiego lekarza, w ekranizacji dramatu Leona Kruczkowskiego „Pierwszy dzień wolności” (1964), dokonanej przez Aleksandra Forda, czy Berta Sonnenbruch, żona profesora, w – zrealizowanej trzy dekady później – polsko-amerykańskiej adaptacji „Niemców” (1996) tegoż dramaturga, wyreżyserowanej przez Zbigniewa Kamińskiego.

Jest w dorobku Beaty Tyszkiewicz również wiele świetnych ról kobiet współczesnych, poczynając od „Wszystko na sprzedaż” (1968), reżyserskiego epitafium Andrzeja Wajdy dedykowanego Zbigniewowi Cybulskiemu, w którym zagrała siebie – Beatę, żonę reżysera, poprzez „Niewdzięczność” (1979), telewizyjny kameralny dramat psychologiczny, odsłaniający skomplikowane relacje pomiędzy matką a dorosłą córką, gdzie wcieliła się w powoli dojrzewającą do buntu córkę, po „Jeszcze nie wieczór” (2008) Jacka Bławuta, przejmującej opowieści o aktorskim przemijaniu, gdzie wystąpiła obok m.in. Danuty Szaflarskiej, z którą po raz pierwszy spotkała się – przed półwieczem – na planie „Zemsty”. Warto jeszcze zauważyć, że Beata Tyszkiewicz to nie tylko znakomita aktorka dramatyczna, ale i komediowa. Jej role w filmach Juliusza Machulskiego – Berna w „Seksmisji” (1983), baronowa w „Vabanku II, czyli ripoście” (1984) czy dama na bazarze w „Kingsajzie” (1987), ze słynną kwestią „Nie kop pana, bo się spocisz” – to perełki ekranowego komizmu.

Jest aktorką wszechstronną, ogromnie fotogeniczną, czyli posiadającą zespół cech psychofizycznych, które powodują, że kamera – w każdej sytuacji – wręcz ją kocha. Istotę jej aktorstwa chyba najlepiej uchwycił Jacek Tabęcki na łamach „Iluzjonu” (1989): „Beata posiadła dar będący udziałem tylko nielicznych wielkich gwiazd i zarazem wybitnych aktorek – jak Romy Schneider, Annie Girardot, Faye Dunaway – dar nasycenia sobą taśmy, tworzenia atmosfery szczególnie intymniej, oddziaływania na widza wprost, bez pośrednictwa ekranowego partnera. Każdy gest takiej aktorki jest nieskończenie prawdziwy, żadne słowo nie jest puste. A kreowane przez nią postaci to marzenie każdego mężczyzny: są doświadczone, sprawiedliwe w ocenach, ale zdolne do wybaczania, łączą kobiecą delikatność z dojrzałym erotyzmem, a odkrywanie ich tajemnic jest równie pasjonujące, jak lektura powieści kryminalnej”.
Jerzy Armata  14 sierpnia 2018 00:01
Scroll