Łukasz Ronduda
fot. Maciej Landsberg
Żyjąc w społeczeństwie spektaklu
Z Łukaszem Rondudą, reżyserem filmu „Serce miłości”, w nowym numerze ‘Magazynu Filmowego” (nr 12/2017), rozmawia Piotr Czerkawski. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 11 grudnia.
Jeśli twój debiut, zrealizowany we współpracy z Maciejem Sobieszczańskim „Performer”, oceniano dobrze, o „Sercu miłości” trzeba powiedzieć, że przyjmuje się je wręcz entuzjastycznie. Czy czujesz, że od czasu swojego poprzedniego filmu rozwinąłeś się jako reżyser?

Performer” był rodzajem eksperymentu – stanowił hybrydę filmu aktorskiego, dokumentu i performance’u. Przy okazji „Serca miłości” poczułem, że mam już ten etap za sobą i mogę bardziej zbliżyć się do czystego kina. Nie oznacza to oczywiście, że nakręciłem zupełnie konwencjonalną fabułę. Choć w moim filmie grają aktorzy, jego bohaterami pozostają przecież realnie istniejący artyści – Wojciech Bąkowski i Zuzanna Bartoszek. To dość nietypowa sytuacja, która pociągnęła za sobą szereg dylematów etycznych.

Na czym przede wszystkim one polegały?

Inaczej niż twórcy klasycznych filmów biograficznych, opowiadających najczęściej o ludziach, którzy już od dawna nie żyją, miałem świadomość, że Serce… będzie oddziaływać na życie osób będących pierwowzorami głównych bohaterów, a „prawdziwi” Wojciech i Zuzanna zyskają z kolei wpływ na ostateczny kształt obrazu. Jest w „Sercu…” np. scena, z której wynika, że bohaterka, choć funkcjonuje w stałym związku, jednocześnie uprawia seks z innymi mężczyznami. Absolutnie nie mógłbym pokazać czegoś takiego, gdybym nie uzyskał wcześniej aprobaty Zuzanny.

Nie obawiałeś się, że wybór takiej strategii ograniczy twoją twórczą wolność?

Już na naszym pierwszym spotkaniu wyraźnie powiedziałem Wojtkowi i Zuzannie, że Serce… będzie miało sens tylko wtedy, jeśli okaże się szczere, a więc chwilami także niewygodne dla bohaterów. Gdybyśmy chcieli budować im pomnik, film okazałby się nie tylko nudny, ale i hermetyczny. Mnie i innym członkom ekipy zależało tymczasem, żeby przez pryzmat relacji Wojtka i Zuzanny spróbować dociec jakiejś ogólniejszej prawdy o współczesnych związkach między ludźmi.

Relacja pomiędzy tak wyrazistymi jednostkami jak Wojciech i Zuzanna może mieć w sobie coś uniwersalnego?

Wierzę, że tak. Gdy zaczynaliśmy pracę nad „Sercem…”, doszliśmy ze scenarzystą Robertem Bolesto do wniosku, że znamy wielu ludzi, którzy tak jak Wojtek i Zuzanna szukają w partnerach odbić samych siebie. To zresztą chyba przyczyna tego, że związki tak często się rozpadają. Gdy odkrywamy, że druga osoba jednak nie jest naszą kopią, ma swój świat, poglądy i osobowość, często nie jesteśmy w stanie się z tym pogodzić. Może nie tylko w związkach, ale w ogóle mamy dziś problem, by pogodzić się z radykalną innością?

Piotr Czerkawski / Magazyn Filmowy 12/2017  25 listopada 2017 09:00
Scroll