Eugeniusz Rudnik w filmie "15 stron świata"
fot. Ula Klimek
Zuzanna Solakiewicz: Mój bohater dwukrotnie wyrzucił mnie z filmu
W nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 2/2015) Z Zuzanną Solakiewicz, reżyserką filmu „15 stron świata”, rozmawia Artur Zaborski. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 lutego.
„15 stron świata” to film wyrastający z intrygującej refleksji nad dźwiękiem.

Myślałam nad tym, co by było, gdyby dźwięk w filmie grał główną rolę. On jest zawsze traktowany jako bohater drugiego planu, który wspiera, buduje atmosferę czy psychologię postaci – zarówno w dokumencie, jak i w fabule. Z drugiej strony, przyjęło się mówić, że film to dzieło audiowizualne. Zastanowiło mnie, czy w ogóle jest możliwe stworzenie filmu, w którym dźwięk ma pierwszoplanową rolę, a obraz będzie szedł za nim w bardzo prostych rzeczach, jak ujęcie albo temat.

I jakie wyciągnęłaś wnioski? Eksperyment się powiódł?

Od początku wiedziałam, że to niemożliwe, ale nie o to chodziło. Ważne jest odkrywanie i gdybanie. Samo poszukiwanie jest warte tych 80 minut filmu. Eugeniusz Rudnik, wielki polski kompozytor, przewodnik po świecie dźwięku w moim filmie mówi, że cała nasza kultura jest tak wizualna, że dostajemy osiem razy więcej informacji obrazowej niż dźwiękowej. Wymagałaby rewolucji zmiana tego stanu rzeczy.

Masz filozoficzne zacięcie. To dość niemodne wśród dzisiejszych filmowców.

Nie intelektualizowałabym tego. Mój film można potraktować jako intelektualną refleksję albo stawianie naiwnych pytań. Bo pytanie, co to jest dźwięk, jest pytaniem bardzo prostym. Rudnik, który zrobił muzykę do ponad 300 filmów, myśli o dźwięku i o muzyce przestrzenie, obrazowo, wizualnie. Szukałam klucza, według którego mogłam stworzyć obrazy do jego utworów. Wiedziałam od początku, że nie chcę się oprzeć na własnych emocjach i impresjach, które i tak przejdą do montażu, ale nie mogą być treścią ujęć. Sięgnęłam do archiwum Rudnika, które prowadził od lat 50. ubiegłego wieku, czytałam jego eksplikacje i dzienniki. Uderzyło mnie, jak bardzo jego język jest wizualny. Tytułowe „15 stron świata” pochodzi z jego eksplikacji do utworu „Tryptyk”. Rudnik chce w nim stworzyć dźwięki, które reprezentują 15 głosów. Wie, że głosy powinny się przenikać. Ma skojarzenie wizualne: jeśli patrzy się na północ, zawsze widzi się północny-wschód i północny-zachód. Jeżeli stworzy piętnaście głosów, to będzie mógł oglądać piętnaście stron świata. U niego dużo wynika z języka. On używał takich określeń, jak przelewanie barwy czy oświetlanie dźwiękiem. Ja zaś do tych słów budowałam sekwencje, traktowałam metafory dosłownie, bez wchodzenia w abstrakcję.

Pracowałaś z Rudnikiem przez kilka lat. Udało ci się zachować w stosunku do niego dystans? Uważasz, że ten jest potrzebny w pracy dokumentalisty?

Każdy przypadek jest indywidualny. Dokumentalista przychodzi do bohatera, wiedząc, że chce nakręcić o nim film. Musi przy tym cały czas pamiętać, że ma do czynienia z żywym człowiekiem. Stosunek reżyser-bohater łatwo pomylić z przyjaźnią, która jest czymś o wiele większym. Rodzaj relacji bohater-reżyser w filmie dokumentalnym to jest jakby odrębny rodzaj relacji międzyludzkiej. My spędziliśmy ze sobą wiele długich tygodni. Rozmawialiśmy całymi dniami. To były bardzo intymne rozmowy. Rudnik odsłonił swoje inspiracje, swoją wrażliwość. A przecież tyle nas dzieli – nie tylko wiek, ale i doświadczenie. Tutaj debiutantka spotkała się z uznanym artystą.

PZ / Magazyn Filmowy  31 stycznia 2015 09:00
Scroll