Smita Patil: Jedna z najjaśniejszych
Przegląd filmów jednej z największych gwiazd kina indyjskiego - Smity Patil - będzie jednym z głównych punktów programu, startującego 5 listopada, Tygodnia Kina Indyjskiego w Warszawie. Organizatorem imprezy jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich.

Smita Patil debiutowała na początku lat 70., przyjmując rolę w filmie „Charandas Chor” (1975), który realizował również debiutujący Shyam Benegal, by szybko udowodnić swą szczególną wrażliwość i rzadki naturalny talent, oddziałujący na widza nawet kilkanaście lat po jej niespodziewanym odejściu. Jej mroczne spojrzenia, jakkolwiek z figlarnym błyskiem, w połączeniu ze scenicznym napięciem, jakie wokół siebie tworzyła, pomogły jej w zdobyciu statusu gwiazdy Nowego Kina, zwanego przez krytyków także kinem równoległym jako alternatywnym do głównego nurtu, utożsamianego z ośrodkiem produkcyjnym w Bombaju, czyli Bollywoodem. Do dziś pozostaje symbolem nurtu, który przyciąga uwagę bardziej wymagającej publiczności - wraz z Shabaną Azmi, Naseeruddinem Shahem i Omem Purim, nazywanym dziś Wspaniałą Czwórką. Smita Patil zapisała się w historii indyjskiego kina rolami w filmach równoległych: „Manthan” (1976), „Bhumika” (1977), „Chakra” (1981), „Pinto Albert” (1980) czy „Aakrosh” (1980), jakkolwiek jej filmografia liczy blisko 80 pozycji. Jednak to filmy z wczesnego okresu jej aktorskiej aktywności skłoniły amerykańskiego krytyka Elliotta Steina z „Financial Times” do stwierdzenia: „Mając 25 lat Smita jest królową indyjskiego kina równoległego i ikoną tego środowiska w takim samym stopniu jak Anna Karina wśród filmowców francuskiej Nowej Fali. Patil nie jest klasyczną pięknością, ale lśni między innymi aktorami. No i nigdy nie zdarzył się jej najdrobniejszy fałszywy ruch na ekranie”.


Smita Patil w filmie "Bhumika", fot. SFP

Przyszła do filmu z małego ekranu. Córka popularnego polityka i aktywnej działaczki społecznej skończyła wprawdzie studia aktorskie, ale zaczynała karierę od czytania wiadomości w bombajskiej telewizji. Tam wypatrzył ją Shyam Bengal i zaproponował rolę w „Chandaras Chor”. „Miała prezencję, którą można świetnie wykorzystać na planie” – wspomina swoją decyzję Benegal. Jego przeczucia okazały się prorocze. Kiedy powstawał kolejny jego film, „Manthan”, dwie odkryte przez niego gwiazdy, Shabana i Smita, nie tylko przekroczyły próg filmowej sławy, ale i rozpoczęły swą długoletnią przyjaźń, opartą na miłości i nienawiści zarazem, co stało się niewyczerpanym źródłem środowiskowych i medialnych plotek, napędzających zainteresowanie widzów rodzimym kinem.

„Manthan” sprawił, że Smita Patil została dostrzeżona i doceniona nie tylko przez branżę i krytykę, ale i przez publiczność, ale tak naprawdę o jej pozycji na filmowym panteonie zadecydowała „Bhumika”. To za rolę w tym filmie dostała swoją pierwszą nagrodę filmową – Srebrnego Lotosu – przy niemilknącym aplauzie widowni. Już wówczas mogła wejść do głównego nurtu indyjskiego kina i mieć u stóp cały świat. Ale aktorka nie chciała pójść za komercyjną modą. „Nie stać mnie na to – tłumaczyła swoją decyzję – by pracować jednocześnie w trzech filmach. Nie jest moim celem występowanie na ekranie, ale uczestniczenie w akcie twórczym wraz z gronem oddanych przyjaciół”.


Smita Patil w filmie "Manthan", fot. SFP

Co nie znaczy, że Patil unikała Bollywoodu. Wręcz przeciwnie: czekała na ofertę, która zaspokoi jej ambicje. I taka oferta przyszła wraz z filmem „Shakti” (1982), wysoko cenionym zarówno przez publiczność, jak i przez krytykę. Co nie znaczy, że jej decyzja, by wystąpić w filmie komercyjnym, nie oburzyła jej fanów. Wszak mieszkańcy Indii – obok Amerykanów i Włochów – należą do narodów, które przeżywają kino w sposób szczególny. Gdy więc część publiczności cieszyła się z jej obecności w filmie bollywoodzkim, inni wielbiciele gotowi byli zarzucić jej zdradę. Aktorka odpowiedziała na zarzuty: „Dostawałam sporo ofert od renomowanych wytwórni i filmowców, także od tandemu Salim Javed (scenarzystów filmu „Shakti”), ale odmawiałam. Zgodziłam się na „Shakti”, bo uznałam, że to ciekawa rola, a poza tym miałam pracować z takimi aktorami jak Dilip Kumar, Amitabh Bachchan i Rakhee, których podziwiam i cenię. No i lubię Ramesha Sippy, to naprawdę dobry reżyser. To nie była zdrada, ale świadomy wybór. Robię kino artystyczne, jestem do niego przywiązana. Chciałabym jednak nakręcić kilka filmów komercyjnych, bo tam zaangażowane są naprawdę duże pieniądze. Aktorstwo filmowe w Indiach to szczególny zawód: nigdzie indziej ludzie nie dostają takich pieniędzy tak niewiele dając od siebie. Nie jestem głupia, ale tego nie rozumiem. Co nie znaczy, że nie dam sobie rady w filmie stricte komercyjnym, choć na planie obowiązują dziwaczne standardy. Nie ma żadnych harmonogramów produkcji, nie ma też komunikacji między ludźmi. Człowiek taki jak ja staje się nikim, traci swoją osobowość”.

Jednak przygoda Smity Patil z kinem artystycznym skończyła się dość szybko, i to w dość niefortunnych okolicznościach. „Przez 5 lat byłam związana z kinem artystycznym – skarżyła się aktorka w jednym z wywiadów. – Odmawiałam udziału we wszelkich projektach komercyjnych. Jednak gdzieś na przełomie 1977/78 kino artystyczne zaczęło tracić impet i filmowcy potrzebowali rozpoznawalnych gwiazd. Zostałam bezceremonialnie usunięta z kilku projektów. Wprawdzie było to załatwione dosyć subtelnie, ale bardzo mnie dotknęło. W końcu byłam wierna temu ruchowi, nie szukałam pieniędzy w Bollywood, a co dostałam w zamian? Jeśli chcą mieć nazwiska, sama sobie wyrobię nazwisko. Spróbowałam i się udało!”. Kiedy indziej zapewniała: „Chciałam spróbować różnych rodzajów kina, żeby dowiedzieć się, o co w nich chodzi. Nadeszła chwili, by spróbować Bollywoodu. Jeszcze cztery lata temu nie miałabym odwagi. Ale dziś już dojrzałam do tego”.


Smita Patil w filmie "Sadgati", fot. SFP

Jej kariera dowodzi, że kino indyjskie – tak różnorodne w swoich przejawach – pozostaje wielką kulturową wspólnotą, dzięki czemu zachowuje kulturową jedność. Nic więc dziwnego, że gwiazdy jednego nurtu próbują sił w filmach innych twórców i odnoszą zasłużone sukcesy. Dotyczy to zresztą nie tylko Smity Patil. Kiedy tylko aktorka pojawiła się w Bollywood, od razu wrócił nastrój rywalizacji z wielką konkurentką Shabaną Azmi. Azmi zresztą niemal od początku kariery potrafiła pogodzić kino artystyczne z komercyjnym, tłumacząc, że poszła na ten kompromis, by widzowie znający ją z produkcji bollywoodzkich poszukali jej w realizacjach artystycznych. Na tego rodzaju argumentację Smita Patil zareagowała wzgardliwym wydęciem ust: „To hipokryzja!”.

Mimo toczonej w mediach wojny obie aktorki wystąpiły razem w „Arth” (1982) i „Mandi” (1983). Krytycy zachwycali się Azmi, doprowadzając Smitę do nieskrywanej irytacji: „Recenzenci podziwiają Shabanę za to, co zrobiła w tych filmach, ale kto miał trudniejszą rolę do zagrania? Nie sądzę, żeby wspólna praca z Shabaną była przyjemnym doświadczeniem, chyba że role będą równoważne a reżyser nie będzie faworyzował żadnej z nas”. Ostatecznie jednak Smita Patil dopięła swego i na dobre zadomowiła się w głównym nurcie kina komercyjnego, grając w najpopularniejszych produkcjach – wspomnianym już „Shakti” oraz „Namak Halaal” (1982) u boku samego Amitabha Bachchana. Początkowo trudno jej było odnaleźć się w świecie banalnych dialogów, zwariowanych kostiumów i dziwacznych póz. Ale jako profesjonalistka szybko pokonała te bariery: okazała się idealną odtwórczynią ról mocno wpisanych w poetykę Bollywoodu, gromadząc wokół siebie rzesze starych i nowych fanów.


Smita Patil w filmie "Umbartha", fot. SFP

Feministka z przekonań, związana z Women’s Centre w Bombaju, wykorzystywała swoją popularność jako rzecznika ruchu na rzecz przemian obyczajowych i wyzwolenia kobiet (oczywiście, według standardów indyjskich) z konwenansów narzucanych przez tradycyjne społeczeństwo. Ale przez moment wydawało się, że ani ekranowa popularność, ani uznanie krytyków, jakie budziły jej kreacje w kinie i teatrze, ani też społeczne zaangażowanie nie uchroni jej przed osobistą klęską. Na początku lat 80. Smita Patil związała się z równie jak ona popularnym aktorem Rajem Babbarem, łączącym działalność artystyczną z polityką. Kiedy para zdecydowała się na małżeństwo, do Smity natychmiast przylgnął przydomek „niszczycielki rodzin”, bowiem Babbar rozwiódł się dla niej z Nidirą Zaheer, matką dwójki swoich dzieci, którą poznał jeszcze podczas studiów aktorskich.

Smita Patil wytrzymała nagonkę z godnością, kontynuując działalność społeczną i artystyczną i nie reagując na zaczepki. Władze Indii doceniły ją, honorując w 1985 roku medalem Padma Shri, jednym z najwyższych odznaczeń państwowych – za zasługi w dziedzinie sztuki. Niestety, oddanie widzów i uznanie władz to czasem za mało, by odczuć pełnię szczęścia. Smita Patil - jedyna do połowy lat 80. aktorka azjatycka, która miała swoje retrospektywy w Paryżu i La Rochelle (gdzie jej promotorem był sam Costa-Gavras), niespodziewanie zmarła 13 grudnia 1986 roku – w wyniku komplikacji poporodowych. Już po jej śmierci weszło na ekrany około 10 filmów, wśród nich „Mirch Masala” (1986), dowodzący silnych związków aktorki z kinem artystycznych. Ona sama do dziś uznawana jest za jedną z największych gwiazd indyjskiego kina w historii – w ostatnim rankingu portalu Rediff.com zajmuje drugą pozycję, zaraz za Nargis, wielką gwiazdą z lat 50. i 60. A syn Smity Patil i Raja Babbara, Prateik Babbar, zadebiutował na ekranie w 2008 roku.

Tydzień Kina Indyjskiego związany z obchodami 100-lecia tamtejszej kinematografii odbędzie się w warszawskim kinie Kultura, w dniach 5-10 listopada 2012. Wstęp na pokazy jest wolny. Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym tego wydarzenia.


Konrad J. Zarębski / portalfilmowy.pl  29 października 2012 14:03
Scroll