Baza / Środowisko filmowe
Baza / Środowisko filmowe
Stowarzyszenie kończy 45 lat!
W maju 1966 odbył się zjazd założycielski pierwszej polskiej powojennej organizacji filmowców. W 2011 roku, po 45 latach, jesteśmy inną organizacją niż wtedy, mamy inne cele, inne podstawy działania. Ale nadal najważniejszą funkcją Stowarzyszenia Filmowców Polskich jest integracja i wspieranie środowiska filmowego – choć w innej rzeczywistości społecznej, politycznej i gospodarczej.

Wspominamy historię Stowarzyszenia słowami jego prezesów. Fragmenty wypowiedzi pochodzą z albumu „Stowarzyszenie Filmowców Polskich”, wydanego z okazji jubileuszu organizacji.


 
Walny Zjazd w 2007 r. Fot. SFP

JERZY KAWALEROWICZ (2006):
O powstaniu Stowarzyszenia zadecydowała potrzeba zjednoczenia środowiska filmowego. Nie mieliśmy żadnej wspólnej tradycji, w przeciwieństwie do ZASP-u. Naszą ambicją było stworzenie zaplecza dla środowiska filmowego, które miałoby swoje znaczenie i wartość. Postanowiliśmy założyć własne Stowarzyszenie - przy pewnym poparciu władz, które wierzyły, że będą wywierać wpływ na nasze decyzje. (…)

Chcieliśmy rezygnować z tendencji komercjalnych na rzecz sztuki. Grupa dojrzałych twórców, wywodząca się ze „Startu”, obrała kierunek, który - w moim przekonaniu - przyniósł zadowalające efekty. Idea krzewienia sztuki była pielęgnowana w nurtach, nazywanych narodowymi szkołami filmowymi – jak polska szkoła filmowa, nasz narodowy skarb. Kultywowanie narodowych tradycji jest zazwyczaj okupione wielkim trudem, jednakże warto trwać w przekonaniu o głębszej wartości tej mozolnej pracy. Dołączyli do nas uznani twórcy, zaczęliśmy odgrywać coraz większą rolę, zarówno w Polsce, jak i na rynku międzynarodowym. To dało nam odwagę mówienia pełnym głosem o sztuce filmowej.


ANDRZEJ WAJDA:
Polska kinematografia stała murem za „Solidarnością”. Stowarzyszenie wywalczyło możliwość filmowania wszelkiego rodzaju wydarzeń politycznych. Zorientowaliśmy się bowiem, że istnieje obraz Polski, w którym istniały tylko pocałunki przywódców, uściski dłoni i oficjalne przemówienia. Kiedy robiłem „Człowieka z marmuru” chciałem włączyć do filmu materiały historyczne, których jednak nigdzie nie było. Stowarzyszenie walczyło o tzw. prawo do notacji. Ważną rolę w tych zmaganiach odegrał Andrzej Brzozowski. Udało nam się uzyskać zgodę na wysyłanie kamery tam, gdzie według nas działo się coś godnego uwagi. Materiał miał sobie spokojnie czekać na moment, w którym mógłby być przydatny. Nie chodziło nam o demonstrację polityczną. Chcieliśmy, by istniały materiały, które w przyszłości moglibyśmy wydobyć z przepastnych magazynów i wykorzystać w filmie. „Robotnicy ’80”, „Człowiek z żelaza”, „Przypadek” to tytuły niosące prawdę historyczną. W przeciwieństwie do skłonnej do kłamstwa i manipulacji Telewizji, nasze środowisko cieszyło się sporym uznaniem.

JANUSZ MAJEWSKI:
Byłem prezesem przez dwie kadencje. O dziwo, po pierwszej znowu uległem namowom kolegów i zostałem na stanowisku prezesa. Te lata praktycznie zatarły się już w mojej pamięci. Pamiętam tylko pojedyncze epizody, np. nasze fora towarzyszące festiwalowi filmów fabularnych w Gdańsku, a później w Gdyni. To były chwile, kiedy środowisko się zbierało, mówiło o swoich problemach. Na ogół zjawiał się na tych spotkaniach minister kultury czy inny ważny urzędowy autorytet. Pod koniec lat 80.   ministrem kultury był pan Żygulski – historyk sztuki, którego główną pasją była sztuka ludowa. Miał przyjechać na spotkanie z nami, ale się nie zjawił. Otwierając ówczesne forum posłużyłem się słowami, które zapadły głęboko w pamięć obecnemu prezesowi SFP – Jackowi Bromskiemu. Podobno powiedziałem do zebranych, że gdybyśmy wszyscy siedzieli w strojach łowickich, to minister Żygulski na pewno by nas zaszczycił swoją obecnością. To chyba najlepiej ilustruje mój stosunek do tej funkcji i do panów, którzy wówczas decydowali o naszych losach. Ignorowałem i ośmieszałem pewne zachowania, co wówczas było postrzegane jako akt wielkiej odwagi.


25-lecie SFP w 1991 roku na festiwalu w Gdyni. Prezesi: Janusz Majewski, Jerzy Kawalerowicz, Andzej Wajda, fot. Muzeum Kinematografii

JACEK BROMSKI:

Aby przeprowadzić nowelizację Ustawy o prawie autorskim w 2000 roku, zorganizowaliśmy naszą pierwszą akcję logistyczną w Parlamencie: bardzo udaną, wzięliśmy wszystkich z zaskoczenia. Najpierw udało się zmylić czujność posłów związanych z telewizjami prywatnymi, potem wykorzystaliśmy fakt uhonorowania Oscarem Andrzeja Wajdy. Udało się zgrać zaproszenie laureata na posiedzenie sejmowej Komisji Kultury z terminem głosowania nad przyjęciem poprawki. W obecności marszałka Sejmu, Macieja Płażyńskiego, odbyła się uroczysta sesja, podczas której nawet posłom lobbującym na rzecz telewizji prywatnych nie wypadało sprzeciwić się przyjęciu poprawki. Kiedy głosowanie nad poprawką wpisano do porządku obrad, zaczęliśmy dzwonić do posłów z różnych partii. Krysia Krupska spotykała się z posłami „Solidarności”, ja wziąłem na siebie SLD.

Posiedzenie Zarządu Głównego SFP  - wiceprezes Janusz Kijowski, prezes Jacek Bromski, wiceprezes Janusz Chodnikiewicz, 2011 rok, fot. Marcin Kułakowski

Zadzwoniłem do klubu SLD, który stał murem za telewizjami. To poparcie wynikało z ogromnego znaczenia telewizji w kampaniach wyborczych. Telewizja kreuje wizerunek posłów, dopuszczając ich na antenę. Sprawa była delikatna, bo interes telewizji rymował się z cichym interesem posłów. Zadzwoniłem do klubu SLD i zapytałem, dlaczego lewicowa partia broni kapitalistów? Wyraziłem zdziwienie, że SLD działa przeciwko ludziom niesprawiedliwie traktowanym i wyzyskiwanym – pracownikom, wyrobnikom, z których kapitalistyczni krwiopijcy wyciskają siódme poty. Używając takiej demagogii z poprzedniej epoki udało mi się ich jakoś przekonać. Byliśmy na tyle skuteczni, że tylko cztery osoby zagłosowały przeciwko naszej poprawce.
Nagle okazało się, że filmowcy mają pewną polityczną siłę sprawczą. Ten sukces stał się naszym orężem w walce w sprawie Ustawy o kinematografii.
Anna Wróblewska / Magazyn Filmowy SFP 2/2011  18 października 2011 16:00
Scroll