Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
Praca z dziećmi w polskim kinie
Wiele mówi się w ostatnich latach o powolnym odradzaniu się – wręcz o nadchodzącym renesansie – polskiego kina dziecięcego i młodzieżowego. Brakuje jednak szerszej dyskusji na temat tego, jak pracować z dziećmi i młodzieżą, żeby osiągać jak najlepsze efekty.
Uproszczona odpowiedź na pytanie o sposób pracy z najmłodszymi aktorami brzmi: normalnie, tak jak z dorosłymi. Dzieciaki obsadza się pod konkretne role i wymogi scenariusza, biorąc pod uwagę ich predyspozycje fizyczne oraz możliwości aktorskie. W okresie przygotowawczym przeprowadza się z nimi próby kamerowe i scenariuszowe, warsztaty, czytania, omawia się rozmaite aspekty pracy na planie. Gdy rozpoczynają się zdjęcia, młodych aktorów traktuje się jak pełnoprawnych członków zespołu filmowego, dziękuje się im za udane ujęcia, prosi o dziesiątki dubli, gdy wymaga tego dobro realizowanego filmu. Wszyscy grają przecież do jednej bramki. Nieletni nie mogą rzecz jasna pracować dziennie tyle godzin co dorośli i należy mieć świadomość, że trzeba będzie poświęcić więcej czasu na wyjaśnianie im założeń danej sceny i pożądanych efektów. Natomiast prawda jest taka, że w odpowiednich warunkach potrafią wnieść naprawdę dużo oraz stać się wartością dodaną każdego projektu. Dodatkowym obciążeniem okazują się być tylko wtedy, gdy brakuje pomysłu na to, jak skorzystać z ich energii, pasji i filmowych chęci.

Był to jeden z powodów, które sprawiły, że mimo chlubnych rodzimych tradycji – na filmach i serialach Stanisława Jędryki, Marii Kaniewskiej, Kazimierza Tarnasa i innych wychowało się kilka pokoleń widzów – polskie produkcje dla najmłodszych nie cieszyły się przez dekady zbyt dużą estymą. Nie tyle z perspektywy reżyserów czy scenarzystów – bo powstawały różnorodne pomysły – ile producentów i inwestorów, którzy postrzegali je w kategoriach podwyższonego ryzyka. Mieli w pewnej mierze rację, bo zachłyśnięta hollywoodzkimi spektaklami publiczność okresu posttransformacji nie pokładała wiary w nieporównywalnie mniej efektowne rodzime przygody. Odzyskanie zaufania wymagało wytężonej pracy i zaistnienia wielu zazębiających się mechanizmów, ale zmiany, które zaszły w branży w XXI wieku, umożliwiły zabranie głosu nowemu pokoleniu filmowców. A oni, inspirując się dawnymi wzorcami i wytyczając własne ścieżki, dowiedli, że realizowane lokalnie produkcje dla dzieci i młodzieży mogą przyciągać widzów realizacją na zachodnią modłę, nie tracąc przy tym nic z wartościowej treści.

Niezależnie bowiem od tego, czy chodzi o romansujące z potencjałem efektów komputerowych historie na pograniczu fantasy i science fiction, czy też klimatyczne wakacyjne przygody nawiązujące do młodzieżowej klasyki, najważniejsza jest wiara w dziecięcych aktorów. A także zrozumienie, że tak jak dorośli stosują rozmaite metody, żeby zrozumieć postać i wykrzesać z siebie emocje na planie, tak dzieci miewają różne potrzeby. Tyle że w ich przypadku kluczem jest wiek: trzylatek wymaga innego prowadzenia niż czternastolatka, a grającą w dramacie pięciolatkę należy zupełnie inaczej przygotować do roli niż nastolatka do występowania w komedii romantycznej. Niby oczywiste, ale w praktyce, gdy ma się na planie nieprzewidywalne w swych emocjonalnych reakcjach nieoszlifowane talenty, należy być przygotowanym na każdą ewentualność. Albo mieć w zespole osobę, która skupi się wyłącznie na przysposabianiu dzieci do scen, wypełnianiu z nimi reżyserskich zaleceń, integrowaniu najmłodszych z ekipą. Jest to nieoceniona pomoc na planie, którą coraz częściej uwzględnia się w kosztorysie.




Gdynia Dzieciom, fot. FPFF

Motywy dziecięcych mistrzów
Trudno mówić w tym wypadku o filmowym fachu, którego tajniki zaczyna się zgłębiać już w trakcie studiów, stąd brak bardziej skodyfikowanych oczekiwań. Lecz nieletnimi aktorami nie może zajmować się przypadkowa osoba. „Plan filmowy nie jest z założenia miejscem dla dzieci. Cały czas coś się na nim dzieje, wszędzie leży drogi sprzęt, jedni ludzie pojawiają się codziennie, inni przychodzą raz na jakiś czas. Moim zadaniem jest ułatwić pracę reżyserowi i ekipie poprzez wzięcie odpowiedzialności za dzieci, i w kontekście przygotowania do roli, i zachowania” – wyjaśnia Kaja Wesołek, psycholożka dziecięca z przeszkoleniem aktorskim, która rzadko pracuje wprawdzie przy produkcjach skierowanych do dzieci, ale jest uznawana w branży za specjalistkę od pracy z nieletnimi aktorami. – „Niektórym reżyserom komunikacja z dziećmi przychodzi z łatwością, dla innych nie jest naturalna. Staram się być osobą, której dziecko ufa i do której zwraca się z wątpliwościami, gdy nie potrafi czegoś zrozumieć. Buduję z nim relację zawodową, zajmuję się nim w trakcie przerw na planie, rozmawiam o filmie, o roli, o emocjach”.

Na planie Wesołek otacza dziecięcych aktorów parasolem ochronnym, nie izolując ich zarazem od ekipy. Jest obecna przy ich rozmowach z reżyserem na temat scen, z II reżyserem planowym uzgadnia dzienny harmonogram prac, z kaskaderami omawia szczegółowo fizyczne zadania do wykonania. Często wiąże się z projektem znacznie wcześniej, już na etapie castingu lub pisania scenariusza. „Zdarza mi się np. pisać profile psychologiczne postaci współczesnych bądź historycznych. Bywa, że uczestniczę w wyborze młodych aktorów, żeby upewnić się, czy będą w stanie wytrzymać trudy danej roli. Wszystko zależy od projektu i potrzeb producentów” – opowiada Wesołek, za przykład podając współpracę przy serialu "Motyw". – „Na drugim planie pojawia się autystyczny chłopiec, co jest nie tylko trudne do zagrania, ale też napisania, więc zanim przeszliśmy do wyboru dobrego kandydata, odbyłam kilka spotkań ze scenarzystami i reżyserem Pawłem Maśloną, żeby wyjaśnić, jak dzieci autystyczne odczuwają emocje, jak postrzegają świat, jak funkcjonują ich rodziny. Zrozumienie tematu to podstawa”.

Równie istotne jest zapewnienie młodemu aktorowi odpowiednich narzędzi do pracy nad rolą. Piotr Musianek, który podjął się tego zadania, był przygotowywany dwa miesiące do zagrania w "Motywie". „Postronnemu oku może wydawać się, że on po prostu jest na ekranie i niewiele robi, ale tak nie jest. Wdrażanie zdrowego chłopca, żeby wiarygodnie zagrał dziecko zaburzone, wyjaśnienie mu, co może robić, a czego powinien unikać, wymagało wielu prób i ćwiczeń” – dodaje Wesołek. Psycholożka zdecydowała się także na dwumiesięczny okres przygotowawczy dla Janka Szydłowskiego, który zagrał jedną z głównych dziecięcych ról w znajdującym się obecnie w fazie postprodukcji "Mistrzu" Macieja Barczewskiego. – „Film opowiada o pięściarzu Tadeuszu Pietrzykowskim oraz jego pobycie w obozie Auschwitz-Birkenau, dlatego musiałam pracować z chłopcem znacznie dłużej, aby potrafił zagrać rolę, ale nie musiał jej przeżywać emocjonalnie; żeby grana postać nie zdusiła jego kształtującej się osobowości. Ważne było także odpowiednie nakreślenie realiów historycznych, a to zawsze wymaga czasu”.

Młodzieżowi królowie emocji

Praca z dziecięcymi aktorami opiera się na tak wielu zmiennych, że ich zawodowy opiekun na planie musi wykazywać się elastycznością i wyrozumiałością. „Są dzieci, które preferują być w przerwach same, są też takie, które potrzebują rozmawiać o roli, a w przypadku najmłodszych – między 3. a 6. rokiem życia – bardzo istotna jest obecność ich rodziców. Maluchy muszą wiedzieć, że mama czy tata są fizycznie blisko, w pokoju obok lub w stołówce na kawie, bo to je uspokaja, pozwala skupić się na zadaniu aktorskim” – tłumaczy Wesołek. Każdy, kto pracował kiedyś z dziećmi, doskonale wie, że nawet najbardziej utalentowani młodzi ludzie miewają problemy z koncentracją, a powodzenie projektu zależy często od znalezienia sposobu na jej utrzymanie. „Zbieram zawsze szczegółowy wywiad od rodziców i obserwuję uważnie dziecko przed i w trakcie pracy na planie, by wiedzieć, kiedy potrzebuje odpoczynku, co je cieszy, co rozluźnia itd. Czasem robimy w przerwach od scen ćwiczenia oddechowe, czasem rozmawiamy ogólnie o roli, a czasem idziemy po prostu na spacer” – dodaje psycholożka.

Zdarza się, że maluchy opowiadają o ciociach i wujkach z przedszkola, kogo lubią, kogo nie cierpią, z kim się ostatnio pobiły, komu dały buziaka, a świadome partnerowanie im w ich uroczym prywatnym świecie w zupełności wystarcza. Inaczej sprawa ma się oczywiście ze starszymi dziećmi. „Młodzi ludzie w wieku szkolnym wchodzą w fazę racjonalną, potrzebują zrozumieć, co się dzieje dookoła nich. Na planie fascynują ich detale. Kiedy słyszą: »Poproszę pięćdziesiątkę«, chcą wiedzieć, co to za »pięćdziesiątka«. Dlaczego kamera została ustawiona w taki, a nie inny sposób, po co ten pan ustawił lampę w tym akurat miejscu, do czego jest dymiarka i jaki jest cel robienia dymu na planie” – wyjaśnia Wesołek. „Z kolei nastolatkowie, ci mniej więcej po 12. roku życia, coraz bardziej świadomie budują postaci, dzielą się przemyśleniami na filmowe tematy. Wchodzą głęboko w wyznaczone im role i potrzebują potwierdzenia, że robią wszystko dobrze, że ich wkład w realizowany film zostaje doceniony” – podkreśla Wesołek. – „Nic w rozwoju dziecka nie jest bardziej charakterystyczne niż jego wiek”.

Najtrudniej jest zatem pracować z najmłodszymi, ale nie należy ich się bać. „W <<Żmijowisku>> sześcioletnia Alicja Warchocka grała dziewczynkę, która zostaje porwana i mocno związana. Należało najpierw oswoić ją z ekipą, z planem, z tym, że w przeciwieństwie do świata zewnętrznego, gdzie musi słuchać dorosłych, tym razem to ona zdecyduje, kiedy przerwać, kiedy powiedzieć »stop«” – wspomina Wesołek, dodając, że maluchy potrzebują też fizycznego kontaktu z przedmiotami. – „Jeśli w scenie pojawia się nóż, dziecko musi go dotknąć, zrozumieć, że jest plastikowy, że można go zginać. Pokazanie umowności planu pozwala dzieciom poczuć się komfortowo, uznać sytuację za zabawę, a w tym są mistrzami”. Przygotowanie psychologiczne jest zatem tak samo ważne jak warsztat aktorski. – „Nastoletni Bartek Szczerbiak wcielił się w serialu <<Król>> w młodego Szapiro. Żeby zagrać scenę, gdy przeciwstawia się patologicznemu ojcu, musiał oswoić się w bezpiecznych warunkach z emocją złości, wypracować w sobie odwagę, by zrobić coś, czego normalnie by nie zrobił”.
"Wilkołak", fot. Łukasz Bąk

Dyscyplina pozytywnych dubli

Nie trzeba być jednak psychologiem, żeby pracować wydajnie z młodymi aktorami na planie, również nad rolami wymagającymi grania trudnych czy wręcz toksycznych emocji. Czasem wystarczy solidne przygotowanie aktorskie, wrodzona empatia w połączeniu z emocjonalną wyobraźnią oraz umiejętność rozpoznawania i reagowania na dziecięce potrzeby. Tak jak w przypadku Magdaleny Nieć, aktorki z ponad dwudziestoletnim stażem, która od kilku lat zdobywa szlify w pracy z dziećmi i funkcjonuje od czasu "Wilkołaka" Adriana Panka jako II reżyser planowa ds. aktorów-dzieci. – „Każde dziecko staram się poznać, bo każde jest inne, na swój sposób wyjątkowe. Jednym otwarte wyrażanie uczuć przychodzi łatwo, u innych trzeba wprowadzać emocjonalną dyscyplinę, żeby nie wypaliły się w pierwszej scenie. Moim zadaniem jest wspieranie reżysera w opowiadaniu historii. Przygotowuję młodych aktorów w okresie przygotowawczym, rozgrzewam przed wejściem przed kamery, studzę po zakończeniu ujęcia. Jestem z nimi non stop. Dlatego warto moją funkcję wyodrębnić w budżecie”.

Projekty, w których Nieć bierze udział, wymagają od niej pracy z grupami młodych aktorów, musi zatem zająć się każdym dzieckiem osobno i jednocześnie stworzyć poczucie wspólnoty. „W <<Wilkołaku>> postaci się nie znają, czują się w swoim towarzystwie nieswojo, więc reżyser nie chciał procesu integracyjnego u dzieci, a ja ograniczyłam się do przeprowadzenia warsztatów aktorskich, by zmniejszyć między nimi fizyczny dystans. Musiały czuć się ze sobą bezpiecznie. Jednak przed zdjęciami do <<Za niebieskimi drzwiami>>, w czasie tygodniowego wyjazdu z udziałem reżysera i psycholożek z Warszawskiego Instytutu Psychologicznego, prowadziłam zajęcia z dziećmi i starałam się pogłębić zażyłość między aktorami” – wspomina Nieć, która zawsze indywidualizuje pracę ze swoimi podopiecznymi. – „Każdy powinien dogłębnie poznać swoją postać, zrozumieć jej uczucia i wiedzieć, do jakich własnych emocji może się odnieść. Przerabiam z każdym indywidualnie scenariusz, każdemu wyznaczam inne cele, a w międzyczasie budujemy więź zaufania, która przekłada się na łatwość i efektywność pracy na planie”.

Wypracowane zaufanie pomaga także dzieciom w przyjmowaniu krytycznych uwag. „Pilnuję, żeby dziecko wiedziało, z jakiego powodu musimy coś powtórzyć, dlaczego coś nie działa. Wyjaśniam, że kończymy dopiero wtedy, gdy reżyser uzna, że wyszło dobrze. Dzieci bardzo angażują się w pracę na planie i jeśli widzą, że traktuje się je jak resztę obsady, bardziej się starają. Gdy dowiadują się po pierwszym ujęciu, że wyszło świetnie, to są dumne, a jeśli słyszą to samo po nastym dublu, wiedzą, że nikt ich nie zbywa, żeby mieć święty spokój, tylko że dodatkowa praca była potrzebna dla dobra filmu. Ważne, żeby nie zapominać o słowach otuchy, ponieważ wtedy dziecko zachowuje pozytywną energię i wraca z nią na kolejną scenę” – kontynuuje Nieć. – „Przyjmuję osobiście wszystkie uwagi reżysera i przekazuję je dziecku tak, by nie poczuło się nimi dotknięte. Mówię np., że musimy to zmienić i tamto poprawić, ale reżyser w ciebie wierzy. Dziecko się wtedy mobilizuje. W dzisiejszych czasach moglibyśmy rzec, że jestem maseczką, która zatrzymuje negatywność, a przepuszcza powietrze i zaufanie”.

 "Czarny Młyn", materiały promocyjne

Ekipa docenianych superbohaterów
Największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze Nieć był znajdujący się obecnie w fazie postprodukcji <<Czarny Młyn>> Mariusza Paleja, z którym zrealizowała już wcześniej <<Za niebieskimi drzwiami>>. Podobnie jak w tamtym projekcie, Nieć była na planie aktorką, współscenarzystką oraz II reżyser ds. aktorów-dzieci, jednak tym razem poprzeczka została podniesiona znacznie wyżej. Najmłodsi nie tylko bowiem zagrali wszystkie główne role, ale też mieli mnóstwo kwestii dialogowych. „Dzieci są w stanie naprawdę wiele pokazać, odtworzyć, powtórzyć, dodać od siebie ciekawe reakcje, ale naturalne mówienie tekstem napisanym przez kogoś innego bywa dla nich dużym problemem. Zwłaszcza jeśli nie mają obok dorosłego aktora, który służyłby im za swoiste zwierciadło dla wyrzucanych z siebie słów i emocji” – wyjaśnia Nieć. Co więcej, film podejmuje tematy odrzucenia oraz ostracyzmu społecznego, a jedną z kluczowych postaci jest niepełnosprawna dziewczynka, która jest z początku źle traktowana przez swoich rówieśników, natomiast w miarę rozwoju fabuły urasta do miana swoistej superbohaterki. „Zaprosiliśmy do współpracy zdrową dziewczynkę, ośmioletnią Polę Galicę-Galoch. Nie tylko dlatego, że trudno byłoby dostosować plan zdjęciowy do chorego dziecka, chodziło też o zadania aktorskie i fakt, że postać słyszy uwagi typu »Jesteś głupia« czy »Nie chcemy się z tobą bawić«” – mówi Nieć. „W trakcie przygotowań wypracowałam dla Poli analogię – jej bohaterka to księżniczka zaklęta w chorobę, dopiero miłość brata może ją uzdrowić. Dało jej to poczucie celowości, wiedziała, dlaczego nie może się ruszać oraz mówić, dlaczego wygląda tak, jak wygląda. Z pokorą czekała, aż jej filmowy brat i jego koledzy zmienią nastawienie wobec jej bohaterki” – dodaje II reżyser filmu. – „Pozwoliło jej to również z zadziwiającym spokojem przyjmować inwektywy ze strony dzieci. Problem mieli ci, którzy musieli zachować się wobec niej agresywnie. Dużo rozmawialiśmy, wyjaśniłam, że ich koleżanka wie, że oni udają. Ale też, że im będą okrutniejsi, tym bardziej ich późniejsza przemiana wpłynie pozytywnie na odbiór widza, bo nasz film ma zamiar budować pomost między światem ludzi zdrowych i chorych”.

Zaufanie, jakim Nieć obdarzyła swoich podopiecznych, zaprocentowało choćby tym, że szczera rozmowa o założeniach filmu wystarczyła, żeby dzieci poczuły się bezpiecznie w sytuacji, która odbiegała znacznie od ich codziennych doświadczeń. Co więcej, po zakończeniu ujęcia tym chętniej bawili się z Polą na planie, utrwalając pozytywną atmosferę współpracy. „To dla mnie bardzo ważne, żeby żadne dziecko nie zabierało ze sobą roli do domu, żeby po zagraniu postaci pozostawała ona tylko zagraną postacią” – tłumaczy aktorka, która dokładała wszelkich starań, żeby młoda Pola czuła się ważną częścią zespołu filmowego. – „Grała osobę, której ciało było spastyczne. Poznałam wiele takich dzieci, gdy pracowałam dla Fundacji Polsat. Nauczyłam ją wykręcać odpowiednio ręce, przekręcać głowę, wykrzywiać buzię, patrzeć w punkt w oddali, a gdy ekipa widziała, że Pola przygotowuje się do ujęcia, wszyscy – od pionu operatorskiego po garderobianych – układali podobnie swoje ciała. Dziewczynka zauważała, że jej starania w jakiś sposób integrują ekipę, miała poczucie, że robi coś fajnego i inni jej trochę zazdroszczą”.

Talenty marzycielskich rodziców
Nieć podkreśla, że jednym z najistotniejszych aspektów współpracy z nieletnimi jest włączenie do niej rodziców dziecka. „Są niezwykle ważni, ponieważ ich wsparcie bywa największą siłą napędową dla młodego człowieka. A poza tym, jeśli mój podopieczny widzi, że jego rodzice mi ufają, automatycznie również bardziej mi ufa, czuje się przy mnie bezpieczniej” – tłumaczy Nieć. „Z drugiej strony trzeba pamiętać, że trudno oddzielić marzenia i oczekiwania dziecka od marzeń i oczekiwań mamy i taty, więc warto mieć świadomość, z kim ma się do czynienia. Czasem dorośli uprzykrzają życie na planie i nie zdają sobie sprawy, że rozbijają koncentrację dziecka. Takich trzeba – brzydko mówiąc – spacyfikować, ale w taki sposób, aby nie wpłynęło to na ich syna/córkę. W przypadku tak problematycznych ról jak ta Poli staram się włączać rodziców do współpracy już na etapie castingu” – zapewnia Nieć, dodając, że takie podejście sprawdziło się też w przypadku "Czarnego Młyna". – „Wysłałam mamie Poli scenariusz, odbyłam długą rozmowę o trudach roli i dopiero wtedy byłam pewna, że znaleźliśmy odpowiednią osobę”.

Potwierdza to Kaja Wesołek, która stara się zawsze angażować rodziców w proces aktorski, niezależnie od roli, która przypadła ich dziecku. „U młodych ludzi kluczem jest przygotowanie, więc daję ich rodzicom związane z postacią zadania, które mogą wykonać wraz z dzieckiem w domu. Takie podejście zapewnia mi większą kontrolę nad moją częścią projektu, a także wiele innych profitów. Odpowiadam za dzieci na planie, dlatego nie chciałabym oddawać całkowicie procesu nauki dialogów w ręce rodziców, którzy mogą trafić w wizję reżysera, ale nie muszą. Nie zawsze ich wyobrażenia są adekwatne do tego, co będzie się działo przed kamerami. Z drugiej strony rozumiem ich chęć uczestnictwa, więc staram się robić wszystko, żeby nie poczuli się porzuceni w tym procesie, żeby byli integralną częścią sukcesu dziecka. Utrzymuję też z nimi często prywatne relacje po zdjęciach” – mówi Wesołek. – „Dla mnie bycie psychologiem dziecięcym na planie oznacza dostosowywanie się do tworzących go ludzi, szukanie złotego środka między reżyserem i ekipą, oraz dzieckiem i jego rodzicami”.

Podobnie wagę kontaktu z rodzicami postrzegają reżyserzy, którzy starają się nawiązywać mocne relacje z młodymi aktorami niezależnie od tego, czy korzystają z pomocy psychologów lub pomocy II reżyserów ds. dzieci. „Wybierając młodego człowieka, wybieramy również jego rodziców. Inwestując w dobrą atmosferę na planie, stawiamy projektowi solidne fundamenty. Pamiętam mnóstwo sytuacji, gdy po trudnym dniu zdjęciowym dzieciaki przytulały się i dziękowały za fajną przygodę, mimo że akurat tego dnia kilka razy im się oberwało za brak dyscypliny” – śmieje się Mariusz Palej, reżyser "Za niebieskimi drzwiami" oraz "Czarnego Młyna". – „Nieletni aktorzy są w stanie dać z siebie bardzo dużo, ale potrzebują każdej możliwej pomocy. Nie ukończyli przecież szkół aktorskich, nie znają technik z warsztatu zawodowego aktora. W okresie przygotowawczym nawiązuję z nimi przyjacielsko-kumplowsko-ojcowski kontakt, żeby ich otworzyć na różne metody pracy, a już na planie jestem blisko nich. Nie siedzę przy monitorze, lecz jestem na wyciągnięcie ręki, pomagam, podpowiadam, czasem bez przerywania ujęcia”.

Reminiscencje reżyserskiej wyobraźni

Warto zatem podkreślić to jeszcze raz: oczekując od dziecięcych aktorów konkretnych efektów, należy ich traktować po partnersku. W innym wypadku traci się cenny czas. „Moje filmy nie pokazują uproszczonej wizji świata, lecz w konwencji fantasy, w której dzieci czują się jak ryby w wodzie, poruszają trudne tematy społeczne, pozwalają poznawać i oswajać otaczający świat. Zarówno aktorom, jak i widzom. Młodzi bohaterowie uczą się w nich, jak radzić sobie ze stratą, jak odróżniać dobro od zła” – zapewnia Palej. „Nie daję moim aktorom taryfy ulgowej, nie zdrabniam, nie seplenię, rozmawiam z pełnoprawnymi członkami ekipy, którzy pomagają mi opowiedzieć historię. Psychologia już dawno dowiodła, że dzieci stają się do pewnego stopnia takie, jak oczekują dorośli. Trzeba więc dawać odpowiedni przykład” – wyznaje reżyser. – „Jakieś granice muszą oczywiście być, ale niezmiennie zadziwia mnie energia i pasja, z jaką dzieci grają. My, dorośli, nabywamy z czasem różnych dziwnych mechanizmów samoograniczających, które zabijają naszą wyobraźnię, a przebywanie z dziećmi jest świetną odtrutką na dorosłość”.

Młodzieńczą wyobraźnię docenia także Tomasz Szafrański, reżyser i scenarzysta filmowych przebojów "Klub włóczykijów" oraz "Władcy przygód. Stąd do Oblivio". „Wydaje mi się, że wielu dorosłych nie docenia sprawności i błyskotliwości młodych aktorów. Po tylu latach kręcenia z dziećmi nauczyłem się, że zawsze mogę liczyć na to, że mnie zaskoczą, że będą mądrzejsze i fajniejsze, niż zakładałem. Gdybym uważał inaczej, nie mógłbym kręcić filmów o nich i dla nich” – opowiada Szafrański, który wypracował własną metodę pracy z nieletnimi. – „Traktuję ich jak dorosłych aktorów, ale to nigdy nie jest relacja równy z równym. Wymagam, żeby mówili do mnie »proszę pana«, na planie nie jestem towarzyszem zabawy, lecz trochę zastępczym ojcem, co pozwala mi wspierać ich w stresujących momentach. Moje filmy są skomplikowane inscenizacyjnie, dużo się w nich dzieje, dlatego muszę mieć pełną kontrolę. Zabraniam wszystkim członkom ekipy dawać dzieciom sugestie, jak grać, bo nie chcę, żeby miały pięciu reżyserów. Z każdym pytaniem przychodzą do mnie i wiedzą, że dostaną wiążącą odpowiedź”.

Reżyser zaczyna okres przygotowawczy od prób z udziałem członków pionu operatorskiego, podczas których przechodzi z dziećmi przez scenariusz i daje im zasmakować pracy z kamerą. „Wystarczy im kilka godzin, żeby nauczyć się, gdzie mają stanąć, żeby być w kadrze, w jaki sposób wchodzić w relację z kamerą, jak na nią reagować, jak z nią »tańczyć«. Używam wtedy dorosłego języka, dokładnie takiego, jakim posługuję się normalnie na planie, a więc wraz z przećwiczeniem choreografii młodzi przyswajają również sposób komunikacji, który pomoże im w trakcie zdjęć. Nie dopasowuję nigdy ekipy do dzieci, lecz zawsze dzieci do ekipy”. Takie przygotowanie jest także ważne w kontekście formalnych ograniczeń w pracy z nieletnimi. Dzieci do 16. roku życia mogą obecnie przebywać na planie tylko sześć godzin, wliczając w to przerwę obiadową, a aktorzy między 16. a 18. rokiem życia osiem godzin. „To dla nich zawsze problem, bo mają więcej energii, niż dorosłym się wydaje” – śmieje się Szafrański. – „Często jest tak, że nawet w dni wolne od pracy same przychodzą na plan, żeby pooglądać, jak pracujemy!”.

Słuchać wewnętrznego dziecka

Szafrański nie rzuca słów na wiatr – nie tylko traktuje młodych aktorów na równi z dorosłymi, ale też pozwala im brać częściowo odpowiedzialność za rolę i rozwój postaci, do tego stopnia, że zachęca dzieciaki do wychodzenia z własną inicjatywą i sugerowania pomysłów. „Na planie seriali, które robiłem dla Disneya, praca rozpoczynała się dwoma, czasami trzema tygodniami prób. Czytaliśmy scenariusze i rozmawialiśmy – jak oni zachowaliby się w danej sytuacji? Co by powiedzieli? Jak zareagowaliby jako ludzie, nie aktorzy? Taka burza mózgów niesamowicie uruchamiała dzieci i wychodziły naprawdę fantastyczne rzeczy, które z wielką przyjemnością brałem pod uwagę” – wspomina Szafrański, który chętnie modyfikuje scenariusz, gdy dziecięcy aktorzy podrzucają mu ciekawą alternatywę. – „Scenariusz do <<Władców przygód>> znajoma nauczycielka przeczytała z dziećmi w szkole. A te uznały, że sformułowanie »superancko«, które zasłyszałem, gdy bawiłem się z dzieckiem na placu zabaw, jest niedobre. Że lepiej powiedzieć »czadziarsko«. Posłuchałem ich, a widzowie w kinach potwierdzili słuszność tej zmiany”.

Słowa Tomasza Szafrańskiego służą za najlepsze podsumowanie tematu. Współpraca z dziećmi do najłatwiejszych nigdy nie należała, gdyż trzeba wykazywać się dzień w dzień cierpliwością, empatią oraz wyobraźnią, żeby pomóc młodym aktorom stworzyć zapadające w pamięć oraz pasujące do opowiadanej historii role. Z drugiej strony tworzenie filmów i seriali jest procesem skomplikowanym, wymagającym kreatywności, opanowania oraz zaufania do członków ekipy i obsady, którzy wyruszają z nami w taką czy inną filmową przygodę. W tym kontekście dzieci niczym nie różnią się od reszty. Wywołany przez pandemię przestój w polskiej branży zakłócił na dłuższy czas funkcjonowanie planów zdjęciowych, jednak część ekip wróciła już do pracy, a w nadchodzących miesiącach pojawią się kolejne plany oraz pomysły, w jaki sposób pracować, by zachować bezpieczeństwo wszystkich zaangażowanych. Również najmłodszych. Bo nikt nie wyobraża sobie chyba polskich filmów i seriali bez nich. Zakładając trzymanie się tych i innych zasad, nietrudno też dostrzec majaczący na horyzoncie renesans polskiego kina dziecięcego.


Darek Kuźma / "Magazyn Filmowy SFP" 110 / 2020  26 grudnia 2021 17:30
Scroll