"Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" wchodzi do kin
Do kin wchodzi "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje". Z tej okazji przypominamy naszą rozmowę z jego twórcami - reżyserem Mateuszem Rakowiczem i scenarzystą Łukaszem M. Maciejewskim.
Na pierwszym publicznym pokazie na festiwalu Nowe Horyzonty publiczność nagrodziła twórców "Najmro" bardzo długimi oklaskami. Zasłużonymi, bo film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z życia Zdzisława Najmrodzkiego, osławionego króla ucieczek, który wymykał się 29 razy organom ścigania, opowiedziany jest lekko, z biglem i humorem. – Ta opowieść była dla nas wehikułem do wspaniałych czasów, jakim były lata 80. Podczas pracy nad filmem mogliśmy się bezkarnie pławić w retrosentymencie, publiczność chyba czuła, że dobrze się przy tym filmie bawiliśmy – mówi reżyser i współscenarzysta Mateusz Rakowicz. „Najmro” jest jego debiutem pełnometrażowym.

Dla doświadczonego scenarzysty Łukasza M. Maciejewskiego ("Czerwony pająk", "Król") postać Najmrodzkiego była idealnym materiałem na film: - Najczęściej kreci się u nas kameralne dramaty, a ja lubię filmy z rozmachem. Mam na myśli tylko o pościgi i strzelaniny, ale też postacie z rozmachem. Najmrodzki jest takim bohaterem. Przy czym moim celem nie było napisanie filmu biograficznego. Kilka faktów z jego życia było pretekstem do oryginalnej historii

.

Twórcy przyznają, że na etapie wczesnych prac nie mieli pomysłu, kto może zagrać tytułową rolę. – Bardzo długo nie mogłem wyobrazić sobie twarzy naszego Najmrodzkiego i to mnie bardzo frustrowało. Podobnie było ze ścigającym go policjantem Barskim – przyznaje Rakowicz. Ostatecznie, w główne role wcielili się Dawid Ogrodnik (Najmrodzki) i Robert Więckiewicz (Barski). Towarzyszą im Jakub Gierszał, Rafał Zawierucha, Olga Bołądź i debiutująca na wielkim ekranie Masza Wągrocka.

„Najmro” zaskakuje komiksową estetyką, dynamicznym montażem, przejaskrawioną kolorystyką, która nie ma nic wspólnego z wyblakłymi kolorami, do których przyzwyczaiła nas taśma ORWO, na której zapisywaliśmy nasze wspomnienia. – Chcieliśmy pokazać tamte czasy w ciepłych kolorach. Wiedzieliśmy od początku, że chcemy opowiedzieć o świecie wykreowanym w którym prawdziwa historia jest tylko pretekstem do niemal komiksowej wizji rzeczywistości, nakreślonej grubą krechą – przyznaje Rakowicz.

Mimo że Najmrodzki w legendach funkcjonuje nieomal jako Robin Hood PRL-u, twórcy nie wykorzystali tego faktu do pokazania go jako antysystemowca. Próżno szukać w filmie politycznych tropów. – Nie zależało nam na tworzeniu zawoalowanej metafory współczesności. Chcieliśmy po prostu zrobić dobre kino gatunkowe, a nie komentarz do rzeczywistości – mówi reżyser. – To jest pułapka polskiego kina, że jak mamy PRL w filmie, to musimy natychmiast robić polityczną deklarację. W naszym filmie, gdy pojawia się rok 1989, następują zmiana uniwersum. Widzowi zostawiamy ocenę, czy to była zmiana na lepsze, czy gorsze - dodaje Maciejewski.

Zarówno publiczność, jak i krytyka przyjęła film bardzo dobrze. – Cieszą nas pierwsze reakcje, widzowie najwyraźniej zaakceptowali naszą konwencję i poczucie humoru – stwierdza reżyser. – Zawsze chciałem sprawdzić się jako scenarzysta filmu mainstrowego. Ten film był dla mnie testem, czy się do tego nadaję. Po pierwszym seansie, mam wrażenie, że tak – mówi Maciejewski.
  
Łukasz Knap / SFP  17 września 2021 18:17
Scroll