fot. Kuźnia Zdjęć/SFP
Jerzy Zieliński – kino jest fantastyczne
Jerzy Zieliński – znakomity operator, mający na swoim koncie zdjęcia do ponad pół setki filmów polskich i amerykańskich, wieloletni członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich, 8 stycznia 2020 roku obchodzi 70. urodziny.
Jerzy Zieliński jest absolwentem Wydziału Operatorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi (1975), gdzie od blisko dekady zajmuje się pracą pedagogiczną (w 2013 roku uzyskał stopień doktora sztuki filmowej).

Zaczynał od zdjęć do dokumentów Piotra Andrejewa: „Środek drogi” (1974), „Taki układ” (1975), „Po omacku” (1975), „Za ciosem” (1976). Był także operatorem eksperymentalnej animacji Zbigniewa Rybczyńskiego (akcja toczy się równolegle na podzielonym na dziewięć części ekranie) – „Nowa książka” (1975), nagrodzonej w Oberhausen, Huesca, Melbourne i Krakowie, oraz przejmującego „dokumentu kreacyjnego” Wojciecha Wiszniewskiego „Elementarz” (1976), który na swą premierę musiał czekać pięć lat. Pokazany w 1981 roku na Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie (reżyser zmarł kilka miesięcy wcześniej), został obsypany nagrodami, m.in. Złotym Lajkonikiem, nagrodą FIPRESCI i Brązowym Smokiem za zdjęcia. Zieliński był również autorem zdjęć do późniejszego filmu Wiszniewskiego „…sztygar na zagrodzie…” (1978), a nagrodzonego w Krakowie Brązowym Lajkonikiem trzy lata wcześniej.

Zanim zadebiutował zdjęciami do pełnometrażowego filmu kinowego – „Arii dla atlety” (1979) Filipa Bajona, pracował jako operator przy realizacji wielu znaczących fabuł telewizyjnych, m.in. „Zielonej ziemi” (1978) Bajona, „Niewdzięczności” (1979) Zbigniewa Kamińskiego oraz – nade wszystko – „Klucznika” (1979), znakomitej ekranizacji głośnej powieści Wiesława Myśliwskiego, która reżyserowi przyniosła Grand Prix na Festiwalu Polskiej Twórczości Telewizyjnej w Olsztynie, a operatorowi nagrodę za najlepsze zdjęcia.

„Aria dla atlety”, czyli pełne dramatyzmu dzieje zapaśnika Władysława Góralewicza, miłośnika opery i kolekcjonera posążków Atlasa podtrzymującego kulę ziemską, którego pierwowzorem był Stanisław Cyganiewicz, mistrz świata w walkach francuskich i wolnoamerykańskich, okazała się jednym z najlepszych debiutów reżysersko-operatorskich w dziejach naszej kinematografii. Film został obsypany nagrodami w Gdańsku, Koszalinie, San Remo i San Sebastian; zdjęcia Zielińskiego uhonorowano na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku (1979). Na kolejne takie trofeum operator musiał czekać 36 lat, w 2015 roku jego zdjęcia do „Letniego przesilenia” (2014) Michała Rogalskiego uznano  w Gdyni za najlepsze, podobnie jak w Bydgoszczy na Camerimage.

Zieliński jest wierny artystycznym przyjaźniom: z Bajonem zrealizował „Wizję lokalną 1901” (1980) i „Limuzynę Daimler-Benz” (1981), z Andrejewem – „Czułe miejsca” (1980), z Marczewskim – „Dreszcze” (1981) i „Ucieczkę z kina Wolność” (1984).

W 1984 roku był operatorem głośnego filmu Pata O'Connora „Cal”, który przyniósł Helen Mirren canneńską Złotą Palmę. Od tego czasu pracuje głównie za granicą, ma na swym koncie zdjęcia do ponad dwudziestu filmów amerykańskich, m.in. „Lotu świerkowej gęsi” (1985) Lecha Majewskiego, „Anglika w Nowym Jorku” (1988) i „Styczniowego człowieka” (1989) Pata O’Connora, „Tajemniczego ogrodu” (1993), „Placu Waszyngtona” (1997) i „Trzeciego cudu” (1999) Agnieszki Holland, „Zagadki Powdera” (1995) Victora Salvy, „Jak wykończyć panią T.?” Kevina Williamsona (1999), „Bubble Boy” (2001) Blaira Hayesa, „Dzieci Ireny Sendlerowej” (2009) Johna Kenta Harrisona. Jest także autorem zdjęć do dwóch ostatnich filmów Marka Koterskiego – „Baby są jakieś inne” (2011) i „7 uczuć” (2018).

W 2015 roku zadebiutował jako reżyser niekonwencjonalną komedią „Król życia” o czterdziestoparoletnim mężczyźnie ogromnie najeżonym na otaczającą go rzeczywistość, który nagle i niespodziewanie odzyskuje radość bycia tu i teraz… „Pracowałem przy wielu produkcjach, głównie komercyjnych i przez piętnaście lat wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Jeśli pozostajesz otwarty – każdy kolejny plan czegoś cię nauczy, każdy projekt w jakiś sposób zmieni. Wiedziałem, by nakręcić film, reżyser musi mieć bardzo silną więź z materiałem, złapać z nim wspólną częstotliwość. Kiedy zaczynałem karierę, pracowałem wyłącznie nad obrazem, później zacząłem się też przyglądać relacji reżysera z aktorem i rozmaitym metodom ich wspólnej pracy. Odkryłem, jak fantastyczny jest to proces!” – powiedział tuż przed premierą. Kolejnych udanych zdjęć, kolejnych udanych filmów!
Jerzy Armata / SFP  8 stycznia 2020 18:03
Scroll