"Ida", reż. Paweł Pawlikowski
fot. Solopan
Sekrety obcojęzycznego Oscara
Już niedługo kolejna oscarowa rozgrywka. O oscarowych tajemnicach na łamach nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 12/2015) pisze Dagmara Romanowska. Oto fragment artykułu, który w całości będzie można przeczytać już 10 grudnia.

Oscarowy regulamin konkursu kina nieanglojęzycznego odpowiada tylko na część pytań związanych z nagrodą. Oczekując na ogłoszenie tzw. skróconej listy z dziewięcioma tytułami oraz na finalną listę pięciu nominacji do 88. edycji rozdania Oscarów (naszym kandydatem jest „11 minut” Jerzego Skolimowskiego) przybliżamy proces typowania zwycięzcy.


Na naszego pierwszego nieanglojęzycznego Oscara czekaliśmy od roku 1963, gdy nominację otrzymał „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego. Czy to, że na początku 2015 nagrodę odebrał Paweł Pawlikowski stanowi dla naszego tegorocznego kandydata ułatwienie czy utrudnienie? Czy Oscara dostaliśmy „tylko” dlatego, że film poruszył wątek relacji polsko-żydowskich? Czy współczesna, podszyta egzystencjalizmem tematyka, po którą sięga Jerzy Skolimowski (nie) może zainteresować członków Amerykańskiej Akademii Filmowej? Czy naprawdę o wygranych decydują tylko starsi, biali mężczyźni z Kalifornii? Choć o tym Oscarze w mediach mówi się bardzo dużo i bardzo głośno, wokół nagrody narosło wiele fałszywych wyobrażeń. Poza tym w ostatnich latach rywalizacja ta uległa  poważnym zmianom.


Za pierwszego laureata Oscara dla filmu nieanglojęzycznego uważa się neorealistyczne „Dzieci ulicy” Vittoria De Siki (1947), chociaż już wcześniej – sporadycznie – nieamerykańskie produkcje (goszczące w amerykańskich kinach) pojawiały się wśród laureatów nagród Akademii. Statuetka De Siki ma jednak niewiele wspólnego z dzisiejszym trofeum. Aż do 1955 roku wśród oscarowych kategorii nie było konkursu kina obcojęzycznego. Zarząd Akademii – Board of Governors – przyznawał wedle własnego uznania jednego Honorowego Oscara dla zagranicznej produkcji.


Sama decyzja o utworzeniu tego typu nagrody przyszła do Akademii z zewnątrz. Głosy nawołujące do docenienia wybitnych nieanglojęzycznych dzieł pojawiały się wśród Akademików już pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku, gdy Oscar się rodził. Skuteczny okazał się jednak dopiero impuls… polityczny. „W roku 1945 dyrektor generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy poprosił ówczesnego prezydenta Akademii, późniejszego producenta «Kleopatry» Waltera Wangera o ustanowienie nagrody, która honorowałaby filmy promujące «wzajemne porozumienie między narodami»” – przybliża początki Dawn Hudson, obecna dyrektor generalna Akademii, która o Oscarach dla filmów obcojęzycznych rozmawiała z przedstawicielami branży w trakcie specjalnego oscarowego panelu na 59. Londyńskim Festiwalu Filmowym (7-18 października 2015). Pomysł wprowadził w życie następca Wangera – Jean Hersholt. Odrębną kategorię z systemem konkursowym zaakceptował kolejny prezydent Akademii – George Seaton. Pierwszy wyścig o akademickie złoto wygrała „La strada” Federica Felliniego (1956). A potem przyszły lata wspaniałych laureatów, ale i stereotypów, szufladek i „filmu oscarowego”.

Dagmara Romanowska / Magazyn Filmowy SFP, 12 (52)/2015  20 listopada 2015 06:15
Scroll