Tomasz Schuchardt w filmie "Kebab i Horoskop"
fot. MD4
Komedie gra się na smutno
Tomasz Schuchardt specjalnie dla serwisu SFP opowiada o swojej roli w „Kebabie i Horoskopie” oraz o przyszłych projektach. Rozmawia Albert Kiciński.
Serwis internetowy SFP: Jak wszedłeś w ten absurdalny świat?

Tomasz Schuchardt: Uśmiałem się podczas pierwszej lektury scenariusza. Znałem ten klimat z poprzedniego filmu Grześka, więc wiedziałem jak ma wyglądać efekt końcowy. Grzesiek wygrywa akcję w kadrach absurdu. Plan był jakby w jakimś bezczasie. Ja tam nie czułem jak upływają godziny. Tam nie było żadnego krzyku i rwetesu. Myślę, że Grzesiek postawił na taki klimat na planie i wśród aktorów, żeby móc to spokojnie rejestrować.

Nie było problemów z wejściem w rolę?

Opowiem ci taką sytuację. Weszliśmy w końcu do tego sklepu z dywanami. Mieliśmy tam połowę okresu zdjęciowego. Więc codziennie tam kręciliśmy. Siedzieliśmy w tym sklepie 10 dni. I nagle to się skończyło. Przyszedł ostatni dzień i cała ekipa stwierdziła, że to trzeba jakoś uczcić. Ktoś powiedział: - Może zostańmy chwilę? Co my teraz będziemy robić jak już mamy za sobą sceny w sklepie z dywanami? Jak później byliśmy na innych lokacjach to brakowało nam tego sklepu z dywanami. Tak jakbym sam był pracownikiem tego sklepu i brakowałoby mi miejsca pracy.

Głównym tematem filmu jest jednak samotność.

To jest komedia o smutnych ludziach, choć okraszona humorem a la Koterski. To jest śmiech przez łzy. Oglądając odnajdujesz się w jakiejś z tych postaci. Twoja samotność przecina się z ich samotnością. Każdy z nas czuje się chociaż chwilę samotny. Tego rodzaju reakcja powoduje oczyszczenie. Postać, którą gram jest bardzo daleka ode mnie. Lubię ruską, słowiańską tęsknotę, ale nie chciałbym tak żyć. Jak się przeczyta scenariusz i zobaczy to w sobie, to wiesz, że nie chcesz prowadzić takiego życia.

To jest film o ludziach, którzy czekają na coś spektakularnego.

Przez to życie im ucieka. Przez to cierpienie myślą, że zasługują na coś spektakularnego. A życie samo w sobie jest czymś spektakularnym.

Gra aktorska w komedii wymaga innych umiejętności?

Komedie gra się na smutno. Kontekst ma być śmieszny. Ty masz grać na poważnie. Bo jeżeli ty grasz i się dobrze bawisz, to widz nie będzie się śmiał.

Angażujesz się teraz w jakieś nowe projekty?

Wchodzę w 13. odcinkowy serial o Eugeniuszu Bodo.

Jak idą pracę nad „Karbalą”?  Z tego co wiem, większość zdjęć macie już za sobą.

Mamy jeszcze do nakręcenia kilka scen w plenerze. Został mi już tylko jeden dzień zdjęciowy. Teraz musimy nakręcić sceny w miasteczku. Mieliśmy zbudowane świetne dekoracje w opuszczonej fabryce samochodów na warszawskim Żeraniu. Tam nakręciliśmy większość zdjęć. Natomiast potrzebne są jeszcze zdjęcia spektakularne. I do tego potrzeba odpowiedniej lokacji. Najlepiej zagranicznej.

Opowiesz mi trochę o pracy przy „Demonie” Marcina Wrony?

Dosyć późno dołączyłem do projektu. Wcześniej kręciłem „Chemię” z Agnieszką Żulewską, z którą przeszedłem od razu do tego filmu. „Demon” ma być thrillerem. Pomysł został oparty na wierzeniach żydowskich, dokładnie na klasycznej historii Dybuka, który nie zaznał spokoju i potrafi wstąpić w człowieka. Najczęściej są to duchy małych dzieci. Może sam Dybuk nie jest straszny, ale pewną upiorność powoduje sytuacja, że duch wchodzi w żywego człowieka. Duchy tego rodzaju szukają spokoju.

Grasz brata Panny Młodej?

No i szwagra głównego bohatera, w którego ten Dybuk wstępuje. Dzięki mnie Pan Młody przyjeżdża do Polski, bo wcześniej poznaliśmy się w Londynie. Poznaje moją siostrę i biorą ślub. Wesele odbywa się u Panny Młodej na polskiej prowincji. Akcja zaczyna się w przeddzień imprezy, trwa całą noc weselną, aż do świtu. Najbardziej pamiętam, że było strasznie zimno, bo grałem cały czas w deszczu i w nocy. Mieliśmy same zdjęcia od godziny 18 do 6 rano. Od czasu pierwszej sceny kiedy mnie zmoczył deszcz - to musiałem kontynuacyjnie, bo to jest jedna noc, być cały czas moczony.

Na jakim etapie znajduje się postprodukcja?

Zdjęcia są już skończone i film jest montowany. Premiery możemy się spodziewać po wakacjach 2015 roku.

Czy grasz znaczącą postać dla całej fabuły?

Tam jest głównie bohater zbiorowy. Tak naprawdę znaczącą postacią jest tylko Pan Młody. On pochodzi z Izraela i ma nawet sceny, gdzie mówi w jidysz. Ojca Panny Młodej gra Andrzej Grabowski. Nauczyciela świetnie zagrał Włodek Press. To będzie wielki powrót Grigorija Sakaszwilego. Na ekranie zobaczymy jeszcze Adama Woronowicz jako lekarza i Cezarego Kosińskiego.

A jak przebiegają prace nad „Chemią”?

Widziałem już 2/3 zmontowanego filmu, czyli część, którą skończyliśmy kręcić w sierpniu. Resztę realizowaliśmy w styczniu. Żeby wrócić do klimatu, Bartek Prokopowicz puścił nam zmontowany materiał. Muszę Ci powiedzieć, że Aga Żulewska będzie niedługo rozchwytywana. Zagrała przepięknie. I mówię to w całkowitym uznaniu jej talentu. Oczywiście ostatniego dnia zdjęć leżeliśmy cały dzień w plenerze na plecach i do tego w deszczu. Całą noc.

Masz chyba szczęście do tego rodzaju scen.

Kiedyś grałem scenę w serialu, gdzie mi betonowali nogi i wrzucali do zbiornika w listopadzie. Innym razem w trzydziestce wskakiwałem w mundurze do jeziora, bo miałem tak odreagować po śmierci kolegi. To był schyłkowy wrzesień. Ostatecznie scena nie weszła do filmu.

Albert Kiciński / SFP  11 marca 2015 08:15
Scroll