Sławomir Fabicki
fot. Kuba Kiljan, Kuźnia Zdjęć
Sławomir Fabicki, czyli telefon, chemia i matematyka
Bohaterem nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 6/2014), który ukaże się 10 czerwca, będzie Sławomir Fabicki, autor „Miłości”, nagrodzonej w Lecce, Salonikach, Tbilisi, Walencji, Wilnie i Gdyni. Z reżyserem rozmawia Ola Salwa. Oto fragment wywiadu:
Jakie zdjęcie masz na tapecie w telefonie komórkowym?

Mojego ulubionego fotografa - Henri Cartiera-Bressona. Na fotografii jest mały chłopiec, który niesie dwie butelki wina. Zobacz, jak dumnie je niesie! Uwielbiam nastrój tego zdjęcia. 

Pytam, bo zwykle masz pod ręką, czyli w telefonie zdjęcia, które inspirują cię do pracy. Gdy robiłeś „Miłość” miałeś zdjęcie pary w pociągu, też autorstwa Cartiera-Bressona. Aż boję się zapytać, czy ten chłopiec z winem ma coś wspólnego z projektem filmu familijnego „Bonobo Jingo”.

Akurat to zdjęcie nie jest związane z żadnym projektem. Cartier-Bresson świetnie uchwycił chwilę. Spójrz na detale: pion domu jest krzywy, zobacz te dzieciaki w tle. Sam też robię mnóstwo zdjęć. Nie przenoszę potem tych sytuacji do filmu, ale inspiruje mnie nastrój zdjęcia albo napięcie, jakie w nim jest. 

Telefon zastępuje dziś filmowcom kamerę i notes.

Na planie serialu „Komisarz Alex” pracujemy na dwie lub trzy kamery i czasem iPhone’a. Kręcimy na nim na 120 klatek efektowne skoki i popisy psa. Telefonu używam też do pracy ze studentami. Jeżeli nie mogą przyjechać do mnie do Warszawy i porozmawiać osobiście, a to przecież najlepszy kontakt, to nagrywam im swoje uwagi. Gdy czytam ich scenariusze, stawiam telefon naprzeciwko, włączam kamerę i na bieżąco komentuję i analizuję tekst. Potem taki film wrzucam do komputera i na serwer, skąd mogą go sobie ściągnąć. 

Nad czym teraz pracujesz?

Opiekuję się filmami dyplomowymi w Gdyńskiej Szkole Filmowej, jestem wykładowcą na kursie scenariuszowym SCRIPT w Szkole Wajdy,  liderem komisji eksperckiej w PISF, mam więc dużo projektów do czytania. Skończyłem udźwiękawiać odcinki „Komisarza Alexa”, a w sierpniu kręcę zdjęcia do kolejnego sezonu. Czekam też aż będę mógł wejść na plan „Bonobo Jingo”. Niestety właśnie wycofał się niemiecki koproducent i trzeba odłożyć zdjęcia o rok.

Szympans, który ma zagrać główną rolę nie zestarzeje się do tego czasu?

Już się niestety zestarzał, ponieważ do tresury filmowej najlepsze są szympansie dzieci. Kiedy takie zwierzę zaczyna dojrzewać, trudno jest nad nim zapanować. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale szympans to też drapieżnik. Na szczęście znaleźliśmy nowego, z tej samej firmy z Los Angeles. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie szukać trzeciej małpy.

Może to dobry pomysł? Zdjęcia do „Bonobo Jingo” są już przekładane kolejny raz, więc przyda się zapasowe szympansiątko.

Ale za dziesięć lat nikt nie będzie kręcił filmów z prawdziwymi zwierzętami, wszystko będzie powstawało w komputerze. Znasz reklamę PETA sprzed pół roku? Szympansa zagrał mim, nawet nie miał na sobie małpiego kostiumu. Wszystko – szkielet, mięśnie, sierść – powstało w komputerze. Zobacz [Fabicki wyjmuje komórkę i wyszukuje film].

Rzeczywiście, wygląda jak żywa małpa. Na dobrą sprawę komputer może zastąpić nie tylko zwierzęta, ale też ludzi – jak w reklamie, gdzie „zagrała” Marilyn Monroe.

Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Straciłbym pracę. Poza tym współpracę z aktorem - obok montażu - najbardziej lubię w filmie.

Robiłeś próbne zdjęcia z poprzednim szympansem?


Tak. Zwykle pracuję bez scenopisu i bez storyboardu, chyba że robię reklamę, a tam to jest wymagane. W tym przypadku musiałem wysłać treserom dokładny opis scen i ujęć. Musieli znać takie szczegóły jak szerokość planu, długość ujęcia, a nawet jak ono będzie „zmetrowane” i na jakich obiektywach będziemy pracować, aby odpowiednio przygotować szympansa. Z tą wiedzą przylecieli do Polski. Na hali u producenta Piotra Dzięcioła postawiliśmy coś na wzór scenografii, aby oswoić małpę w obiekcie zdjęciowym. Chciałem zobaczyć, co można z szympansem zrobić i ile czasu to zabiera. Także po to, żeby móc skosztorysować film.

Czy z jakichś scen trzeba było zrezygnować?

Na przykład z takiej: szympans ciągnie ubrania i chce sobie zrobić z nich posłanie. Aktor, który gra świrniętego wujka zabiera mu te ciuchy, więc małpa gryzie go w rękę. Nie da się tego zrealizować, bo nie można w szympansie wzbudzać agresji. To jest dzikie zwierzę, żyjące i polujące w grupach, mięsożerne, lepiej nie wywoływać w nim naturalnej żądzy krwi. Ale 90 procent tego, co wymyśliłem z Mieczysławem Krzelem [współautorem scenariusza - przyp. red.] jest możliwa do realizacji.

Scenariusz powstał w 2007 roku, dla twojej - wówczas ośmioletniej - córki.

Kiedy zrobiłem „Z odzysku” Łucja zapytała, czy może zobaczyć jakiś mój film. Nie mogła – ani tego filmu, ani „Męskiej sprawy”, ani teatru telewizji „Łucja i jej dzieci”. Zawsze lubiłem kino familijne, gatunkowe i chciałem odpocząć od ciężkich tematów. Poszedłem więc do kolegi ze Studium Scenariuszowego i zaproponowałem, żebyśmy coś razem napisali. On akurat oglądał film przyrodniczy o szympansach bonobo i zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby taka małpa trafiła do polskich dzieciaków.

I warto czekać na tę odpowiedź siedem lat?

Jestem uparty. Cztery razy zdawałem do szkoły filmowej, teraz tyle lat czekam na „Bonobo Jingo” i wierzę, że powstanie. Lubię ten projekt, scenariusz jest bardzo dobry (został m.in. uznany za najlepszy projekt europejski na festiwalu w Rzymie), no i nikt w Polsce ani Europie takiego filmu nie nakręcił. Nie załamuję rąk, cały czas robię coś innego, w międzyczasie powstała na przykład „Miłość”.



PZ / Magazyn Filmowy SFP  30 maja 2014 11:04
Scroll