Tajemnica wschodniego rynku
Vadim Makarenko, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, odkrył jeden z rynkowych paradoksów, wynikający z handlowych zaszłości, regulowanych przez pochodzące z czasów PRL-u umowy o wymianie kulturalnej między Polską i krajami tzw. demokracji ludowej.

Chodzi o filmy rozpowszechniane w Polsce i na tzw. bratnich rynkach. W okresie PRL wzajemna wymiana tytułów odbywała się bez licencji, określających czas możliwości wyświetlania określonego filmu na ekranach. O ile umowy zakupu z producentami zachodnimi określały czas licencji (zazwyczaj 5 lat, w przypadku Jugosławii 8), o tyle w przypadku filmów z bloku wschodniego licencje były bezterminowe. I nic się w tej sprawie nie zmieniło po 1989 roku.


Jerzy Stuhr i Olgierd Łukaszewicz w filmie "Nowe Amazonki" (radziecki tytuł "Seksmisji") - jednym z wielkich przebojów polskiego kina w ZSRR. Fot. KinoRP

Sęk w tym, że o ile większość byłych krajów demokracji ludowej odstąpiła od realizacji dawnych umów i nie korzysta z ich ustaleń (co w praktyce oznacza handlowanie starymi tytułami na nowych, uniwersalnych zasadach), rosyjska firma Roskino, prawny spadkobierca Sovexportfilmu, centrali handlu zagranicznego powołanej do obrotu filmami i usługami filmowymi, nadal obraca polskimi tytułami, pobierając opłaty licencyjne od swoich kontrahentów i nie dzieląc się nimi z prawnymi następcami swego polskiego odpowiednika, Filmu Polskiego – Filmoteką Narodową oraz Studiami Filmowymi Kadr i Tor. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że klasyczne filmy polskie nadal cieszą się w Rosji ogromną popularnością, którą można by zdyskontować, oferując wschodnim dystrybutorom choćby wersje odnowiono cyfrowo. Nikt jednak nie chce ich kupować po cenach rynkowych, skoro w każdej chwili może sięgnąć po produkt gorszej jakości, ale znacząco tańszy, oferowany przez Roskino.

Ponieważ żaden z polskich rządów nie wypowiedział dawnych umów, ich zapisy nadal obowiązują. Oznacza to, że dystrybutor planujący wydanie radzieckiej klasyki mógłby uzyskać licencję od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który jest prawnym spadkobiercą dawnego państwowego dystrybutora, Centrali Dystrybucji Filmów. Jednak o ile uzyskanie bezpłatnej licencji na jednorazowy pokaz (na przykład, festiwalowy) jest możliwe i PISF takiej licencji chętnie udzieli, o tyle zgoda na komercyjne wydanie tych utworów jest niemożliwa, bowiem Instytut nie ma prawa do prowadzenia działalności gospodarczej. Co więcej, w archiwach Filmoteki Narodowej brakuje kopii niektórych filmów radzieckich wyświetlanych w Polsce.


Okładka polskiego wydania DVD filmu "Lecą żurawie". Fot. Epelpol

W praktyce wydanie filmów radzieckich na DVD wymaga od polskiego dystrybutora kontaktu z ich producentami, którzy nie respektują dawnych ustaleń i narzucają swoje warunki umowy, twierdząc, że są wyłącznymi posiadaczami praw do dystrybucji w Polsce. Pocieszające może być to, że polscy wydawcy rosyjskiej klasyki nabywają prawa do wydań zremasteryzowanych, przygotowanych na bardziej wymagający rynek zachodni.

Więcej szczegółów oraz lista polskich filmów w dyspozycji Roskino TUTAJ.

KJZ / Gazeta.pl  19 lipca 2013 10:54
Scroll