Festiwal "Wisła": Drugie życie sowieckiego kolosa
Już samo wejście na teren koncernu filmowego Mosfilm pachnie socjalistycznym wspomnieniem. Brudne szyby portierni i dziecięca wycieczka, którą w zdecydowanych słowach strofuje pani przewodniczka. Jeszcze tylko oficjalny „propusk” na świstku papieru i już można znaleźć się w miejscu, gdzie powstawały najsławniejsze filmy Eisensteina, Tarkowskiego, Szukszyna, Bondarczuka...

Worobiowe Góry. To właśnie stąd messer Woland obserwował Moskwę w „Mistrzu i Małgorzacie” Michaiła Bułhakowa. Tutaj również w 1927 roku położono kamień węgielny pod wytwórnię filmową. Olbrzymią, jak wszystko w sowieckiej Rosji. Już cztery lata później, studio przyjęło oficjalną nazwę „Mosfilm”, od roku 1947 zaś – aż do dzisiaj – symbolem marki jest socrealistyczny pomnik robotnika i kołchoźnicy, dłuta Wiery Muchiny.


Rosyjscy specjaliści od efektów prezentują w gablotach swoje "makabryczne" możliwości, fot. autora

W „Mosfilmie” powstało ponad 2,5 tysiąca filmów. Tworzyli tutaj najwięksi mistrzowie rosyjskiego kina – Siergiej Eisenstein, Aleksandr Dowżenko, Andriej Tarkowski, Siergiej Bondarczuk, Wasilij Szukszyn. Kameralny pomnik tego ostatniego stoi niedaleko głównego budynku wytwórni. Twórca „Kaliny Czerwonej”, autor wspaniałych opowiadań, z których dowiedzieć można się niejednego o rosyjskiej duszy, uwieczniony został w pozycji siedzącej. Boso, na trawie, pod kwitnącym drzewem. Tak jak lubił, spędzając wolny czas na podmoskiewskiej daczy.

Współczesny „Mosfilm” z sielskością niewiele ma wspólnego. W pawilonach rozrzuconych na obszarze kilkudziesięciu hektarów działa kilkadziesiąt studiów filmowych. Należący wciąż do państwa koncern dysponuje laboratoriami, nowoczesnym sprzętem filmowym, postprodukcją, studiami dźwięku i montażu, dekoracjami z różnych epok i tysiącami historycznych strojów. W epoce ZSRR obowiązywał tutaj prawdziwy dogmat kina wojennego. Dlatego dzisiaj „Mosfilm” dysponuje chyba największą zbrojownią spośród wszystkich wytwórni filmowych na świecie. Karabiny maszynowe, czołgi i bagnety można spotkać w gablotach niemal na każdym kroku. W specjalnym garażu stoi 75 samochodów retro z lat 1905 – 1982. Wśród nich „kultowe” GAZ-y, ZIS-y i Pobiedy, w swoim czasie służące sowieckim dygnitarzom.


Symbolika sowiecka zajmuje w Mosfilmie wciąż poczesne miejsce, fot. R. Kotomski

Zdaniem gospodarzy moskiewskiego koncernu, „Mosfilm” dysponuje potencjałem na najwyższym poziomie, dorównującym studiom holywoodzkim. To sprawia w firmie kierowanej przez Karena Szachnazarowa powstaje spora część rosyjskiej produkcji filmowej.
- Nie zapominajmy, że Mosfilm należy do państwa. Państwowe są wszystkie budynki, ziemia i całe wyposażenie, którym dysponujemy. A jednocześnie nie jesteśmy instytucją budżetową, bo na swoje utrzymanie musimy sami zarobić. Państwo nie dotuje naszej działalności – tłumaczy Władimir Riasow, pierwszy zastępca dyrektora generalnego „Mosfilmu”. Jego zdaniem, moskiewskie studio nie ma się czego wstydzić w porównaniu z gigantami europejskimi czy amerykańskimi.  – Ale oczywiście, jeśli porównamy się z czasami ZSRR, to dzisiaj nasza działalność wygląda zupełnie inaczej. To u nas produkują filmy, my sami rzadko już pokazujemy na ekranach własne  produkcje. Robimy co najwyżej jeden, dwa filmy rocznie  – przyznaje Riasow.

W maju, nieprzypadkowo w okolicach kolejnej rocznicy zakończenia II wojny światowej, w rosyjskich kinach pojawi się właśnie nowa produkcja „Mosfilmu”. Reżyserem „Białego tygrysa” jest szef koncernu – Karen Szachnazarow, a film  opowiada historię zmagań czołgu T-34 z niezwyciężoną maszyną niemiecką.
- Zastanawiałem się, jak dotrzeć do realiów wojennych. Ale w filmie nie zabraknie też elementów fantastycznych. Można go nawet uznać za rodzaj wojennego fantasy. W pewnym sensie to film podobny do mojego „Carobójcy” z 1991 roku – powiedział Szachnazarow w wywiadzie dla rosyjskiego dziennika „Moskowskij komsomolec”. Zdaniem Władimira Riasowa, film wojenny nie jest gwarancją sukcesu wśród rosyjskiej publiczności. – Ale wierzymy, że rodzaj wojennej mistyki, jaką proponuje w „Białym tygrysie” Karen Szachnazarow widzowie zaakceptują – mówi Riasow.



Choć „Mosfilm” nie produkuje już niemal własnych filmów, jego dawne produkcje – te z czasów ZSRR i te współczesne – można bezpłatnie obejrzeć na internetowej stronie studia. – Zdajemy sobie, że w Rosji kwitnie nielegalne ściąganie filmów z sieci. Są nawet pomysły, by wprowadzić prawo w ogóle likwidujące istnienie praw autorskich. Zdecydowaliśmy się na bezpłatne udostępnienie swoich filmów na stronie internetowej, bo wolimy, by ludzie oglądali je w dobrej jakości. W końcu marka „Mosfilm” zobowiązuje – wyjaśnia Władimir Riasow.

Kwietniowy wieczór w centrum Moskwy. Mimo lejącego deszczu wzdłuż szerokiej jak rzeka ulicy Twerskiej tłumy czekają na próbę defilady wojskowej z okazji 9 maja. Jezdnią nadciągają potężne czołgi i wyrzutnie rakiet. Przy krawężnikach co kilka kroków sylwetki żołnierzy, okutanych w przeciwdeszczowe kapoty. Sceneria, niczym w epickim obrazie, który mógłby wyprodukować „Mosfilm”. Wśród wpatrujących się w czołgi starszych i młodszych ludzi, czuć sentymentalne napięcie, niemal wzruszenie. Ale może to tylko wrażenie pozorne. Moskwa nie wierzy przecież łzom...

Rafał Kotomski / Korespondencja z Moskwy/Portalfilmowy.pl  28 kwietnia 2012 07:00
Scroll